Północ w ogrodzie dobra i zła

Tytuł Północ w ogrodzie dobra i zła zawsze kojarzyłam ze świetnym filmem, z fantastycznym Kevinem Spacey oraz zabójczo przystojnym Johnem Cusakiem w rolach głównych. Film ten zrobił na mnie niegdyś duże wrażenie, książki jednak nie czytałam. Kiedy więc wzięłam do ręki dzieło Johna Berendta, zaskoczył mnie fakt, iż nie jest to powieść. Północ w ogrodzie dobra i zła to rodzaj zbeletryzowanego reportażu, którego treść w dużej mierze odzwierciedla podtytuł książki: Opowieść o Savannah.

Książka dzieli się na dwie części. W pierwszej autor, ustami dziennikarza z Nowego Jorku opisuje Savannah oraz przytacza anegdoty o życiu co bardziej ekscentrycznych z jego mieszkańców. Savannah to urocze miasto leżące na południu Stanów Zjednoczonych. Słynie ono z pięknej architektury, jest ostoją południowej elegancji i bogactwa. Jak twierdzi autor, miasto jest – na własne niejako życzenie – odizolowane od świata, dlatego żyje własnym rytmem i rządzi się własnymi prawami. Nowojorczyk jest zafascynowany tym lokalnym kolorytem, stąd postanawia na pewien czas się do Savannah przeprowadzić... Północ w ogrodzie dobra i zła jest również świadectwem życia w przeddzień rewolucji technologicznej, kiedy nie było jeszcze Internetu i komórek – dziś zapewne nie ma już śladu po tamtym zamkniętym świecie. Jednym z głównych bohaterów książki Berendta jest bogaty handlarz antykami, Jim Williams. Zostaje on oskarżony o morderstwo swojego młodego przyjaciela/kochanka, a jego proces został opisany w drugiej części książki. To właśnie ta historia stała się kanwą dla filmu. Przy okazji należy zauważyć, że opis zamieszczony przez wyd. Rebis ma się nijak do książki, a odnosi się właśnie do filmu.

Południe Stanów Zjednoczonych kojarzy mi się jako miejsce specyficzne na mapie świata. To upały, plantacje bawełny, pozostałości po niewolnictwie i wojnie secesyjnej, to moczary i krokodyle oraz praktyki voodoo. A nawet wampiry. W takim klimacie nakręcony został film i porównanie go z książką wychodzi na korzyść filmu. Choć w książce opisano wiele nietuzinkowych postaci i niezwykłych sytuacji, to jednak brak w niej tej południowej magii -  nawet voodoo na korytarzach sądowych nie wzbudza specjalnego dreszczyku i jest tylko nieszkodliwą ciekawostką. Ciekawie się to czyta, Berendt jest sprawnym narratorem, lecz nie wszystkie z tych historii są równie interesujące. Znużyły mnie rozdziały o megatowarzyskim prawniku-oszuście oraz o transwestycie Chablis; imprezowanie jest fajne, kiedy samemu się uczestniczy w zabawie, a nie kiedy się czyta o czyichś ekscesach. Tym niemniej Północ w ogrodzie dobra i zła określiłabym mianem dobrej literatury - dla koneserów.

Moja ocena: 4,5/6

John Berendt, Północ w ogrodzie dobra i zła, Wyd. Prószyński i S-ka, 1998 (drugie wydanie Wyd. Rebis, 2012)

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później