Ubiegłoroczny hit wydawniczy, najnowsza książka Elizabeth Gilbert grzecznie przeszła u mnie na półce roczną kwarantannę. Postanowiłam sobie, że przeczytam ją właśnie teraz, bo ta książka wymaga czytania na wiosnę - choć wiosnę mamy kiepską tego roku. 

Lubię Elizabeth Gilbert. Podobało mi się Jedz, módl się i kochaj, a jeszcze bardziej Ostatni taki Amerykanin - te książki pokazały, że amerykańska dziennikarka potrafi pisać. Nie lubię, gdy tę pisarkę klasyfikuje się jako autorkę jednego bestsellera, o którym w dodatku opinia jest najczęściej lekceważąca. Tak naprawdę Botanika duszy nie powinna być w ogóle reklamowana hasłem "nowa powieść autorki Jedz, módl się i kochaj", bo daleko odbiega ona od niej, zarówno gatunkowo, jak i jakościowo, i taka reklama może jej tylko zaszkodzić... Botanika duszy to pełnokrwista powieść, usytuowana nie współcześnie, a w XIX wieku. Główna bohaterka, Alma Whittaker rodzi się w 1800 roku, jako córka bogatego przedsiębiorcy handlującego roślinami. Wywodzący się z angielskich nizin społecznych Henry swój biznes zaczął od podróżowania dookoła świata z Jamesem Cookiem. To od jego historii zaczyna się powieść. Postanowiwszy się ustatkować, Whittaker bierze sobie za żonę racjonalną Holenderkę i wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych, gdzie błyskawicznie buduje swoje imperium. Tam też rodzi mu się córka Alma. Rodzice dbają o wykształcenie dziewczynki, która od najmłodszych lat przejawia zainteresowanie botaniką i jest wszechstronnie utalentowana. Problem w tym, że nie najpiękniejsza... Alma stopniowo godzi się z tym, że nie znajdzie sobie męża, zamiast tego wypełnia sobie czas badaniami nad jedną z najbardziej niepozornych i nieciekawych roślinek: mchem. Całe szczęście, że rodzinna fortuna zapewnia jej dostatnie życie i bez drugiej połówki. Gdy wydaje się, że w jej życiu nie nastąpi już nic ciekawego, następuje katastrofa, przewracająca stateczną egzystencję Almy do góry nogami. Tematycznie książka ta kojarzyła mi się z powieścią Philippy Gregory Ziemskie radości, o angielskim ogrodniku, tylko z XVII wieku.

Kiedyś nie przepadałam za literaturą XIX-wieczną (lub też z akcją umiejscowioną w tej epoce). Nudziły mnie omdlewające panny nie mające nic do roboty poza plotkowaniem i szukaniem mężów.  Potem za sprawą kilku ciekawie napisanych książek przekonałam się do niej, jednak mimo wszystko nie jest to mój ulubiony czas, wolę inne epoki. Stąd też tematyka Botaniki duszy wydawała mi się może niezbyt pociągająca. Tymczasem Gilbert napisała tę powieść tak, że wpadłam w nią po uszy już od pierwszej strony. Jestem nią totalnie oczarowana. Ta elegancja, ten dyskretny humor, styl w pełni oddający XIX-wieczne obyczaje, a jednak odpowiadający też potrzebom XXI-wiecznego czytelnika, pragnącego dynamiki wydarzeń. Autorka buduje swoją opowieść powoli, jakby misternie nizając kolejne wydarzenia na nić czasu; wszystko układa się w przepiękną mozaikę ludzkich losów, z Almą w centrum wydarzeń. Jakże pięknie Gilbert oddała sytuację panny Whittaker - zarówno godną, jak i niegodną pozazdroszczenia. Alma ma przecież wszystko, z wyjątkiem urody, tylko że to właśnie uroda jest tym, co jest najbardziej cenione w kobietach, nie rozum. Co ciekawe, przyrodnia siostra Almy, piękna Prudence ma z tym również problem... Nie wiem, czy Alma była postacią autentyczną, ale z pewnością bohaterka ta na kartach powieści żyje. Oddycha, pragnie, marzy, tęskni, ma nadzieję, cierpi. Jest postacią tak precyzyjnie nakreśloną, że nieomal się z nią zidentyfikowałam. Potwornie współczułam jej odrzucenia i złamanego serca, tego, że musiała znosić to, że mężczyźni zawsze wybierają inne kobiety, nie ją, nawet gdy te inne nie dorównywały jej intelektem. Serce ściskało mi się, gdy czytałam, jak bohaterka rozważa nad mijającym czasem, ze świadomością, że oto ucieka jej życie, a ona spędza je zagłuszając w sobie uczucia. Tylko pozornie życie Almy jest tak spokojne, jak jej ukochane mchy. Ta powieść buzuje tajonymi emocjami - tajonymi, bo w tamtych czasach ujawniać ich nie wypadało. To studium życia kobiety, która nie przystaje do swoich czasów, która bardziej odnajduje się w świecie flory, niż ludzi, którą ludzie zawodzą i która ich nie rozumie. Stoickie stwierdzenia, że życie wszystkich wypełnione jest cierpieniem niezbyt były tu pocieszające, w czym zapewne przejawiła się moja współczesna mentalność. Alma w moim odczuciu też jest bliższa współczesności, niż XIX wiekowi.
Człowiek stara się jak może, oczywiście i w stoicyzmie znaleźć można godność, ale naprawdę zdarzają się chwile, kiedy ledwo da się wytrzymać cały smutek tego świata, myślała Alma, i okrucieństwo miłości bywa czasem najbardziej bezlitosnym z wszelkich okrucieństw.
Autorka specjalnie nie akcentuje tu problematyki dyskryminacji kobiet - wszak Alma jest bogata i samowystarczalna, nie uzależniona od żadnego mężczyzny i może robić (i robi) co chce, jednak można sobie wyobrazić, że w XIX wieku bycie kobietą z aspiracjami do bycia naukowcem nie mogło być łatwe. Nie sposób w jej losach nie zauważyć tej prawidłowości, że kiedy kobieta zastanawia się, czy jest wystarczająco dobra (by zająć jakieś stanowisko, wypowiedzieć się, itp.), mężczyźni po prostu to robią i odnoszą sukces.

Poza Almą Botanika duszy wypełniona jest galerią postaci jakże typowych dla tamtych czasów: racjonalistami, dżentelmenami przekonanymi o swojej wyższości nad plebsem i "niższymi" ludzkimi rasami, kobietami nigdy się nie skarżącymi, cierpiącymi w milczeniu, przekonanymi, że najważniejsze to godność i dobre maniery. Ludźmi twardymi lub z pokorą przyjmującymi swój los. A szalona przyjaciółka Almy z młodości, kojarząca się z Alicją w Krainie Czarów? To smaczek, tak samo jak oderwany od ziemskiej rzeczywistości Ambrose Pike, zwolennik teorii botanicznej sygnatury rzeczy. Przede wszystkim jednak znajdziemy w Botanice duszy panoramę XIX wieku jako wieku odkryć naukowych, w tym odkryć na polu botaniki i narodzin teorii ewolucji. Gilbert musiała tu dokonać ogromnego researchu dotyczącego poszukiwaczy gatunków, podróży Jamesa Cooka, czy Karola Darwina. To starcie szkiełka i oka z czuciem i wiarą, zakończone triumfem racjonalizmu, którego przedstawicielką jest Alma - na przekór tym, którzy w kobietach widzą nadmierną emocjonalność. Takie zderzenie ma miejsce również w samej powieści: z jednej strony chłodna analiza naukowa, dokonywana przez Almę, z drugiej niezgłębiony świat kobiecej duszy. I takie poczucie, że nie da się wszystkiego wyjaśnić i objąć rozumem. Informacje o badaniach i teoriach naukowych są również przez pisarkę przedstawione poetyckim językiem i tak wkomponowane w powieść, że chłonie się je, jak gąbkę: mchy nabierają cech lasów, a orchidee budzą erotyczne skojarzenia. Z pewnością książka skłania do zadumy nad ulotnością i krótkotrwałością ludzkiego żywota, zwłaszcza w porównaniu do wieku naszej planety.
- Droga Almo Whittaker (...) - Wielkim cudem jest twój mózg. Taki rodzaj niebezpiecznego rozumowania jest, nawiasem mówiąc, dokładnie tym, czego się obawiał Bóg, gdyby pozwolić kobiecie zjeść z drzewa wiedzy. jesteś przestrogą dla kobiecej części ludzkości! Musisz natychmiast powstrzymać tę inteligencję i natychmiast zająć ręce mandoliną albo robótką, albo jakąkolwiek inną zbędną czynnością! 
Gracja, wdzięk, styl, erudycja i perfekcja Botaniki duszy - jestem dla Elizabeth Gilbert pełna podziwu, że stworzyła takie cacuszko. Botanika duszy to jedna z tych niezwykłych książek, przy których czytelnik ma dylemat: chce się ją jak najszybciej przeczytać, ale wcale nie chce się, by się ona skończyła. Pozostawia ten charakterystyczny niedosyt, pragnienie, by sięgnąć po coś w podobnym stylu. Mnie najbardziej przychodziły na myśl powieści Jane Austen, które zapragnęłam przeczytać zaraz, natychmiast. Poważna kandydatka do tytułu książki roku.

Metryczka:
Gatunek: powieść historyczna
Główny bohater: Alma Whittaker
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone/Tahiti/Holandia
Czas akcji: XIX wiek
Cytat: Rozumowanie jest naszą najpewniejszą ścieżką ku prawdzie, stanowi bowiem jedyną dowiedzioną broń przeciwko zabobonnemu myśleniu oraz powierzchownym aksjomatom.
Ilość stron: 570
Moja ocena: 6/6

Elizabeth Gilbert, Botanika duszy, Wyd. Rebis, 2014

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska

Komentarze

  1. Zwróciłam kiedyś uwagę na tę książkę, jako prawdopodobnie jedyną tej autorki, która mogłaby mi się spodobać. Bo książki o dziewiętnastowiecznych przyrodniczkach powinny mi się podobać (choć przyznam, że wolałabym ornitolożkę). Przypomniała mi się Ada Solska z "Emancypantek", która też, o ile dobrze pamiętam, specjalizowała się w briolologii, w dodatku też była bogata i mało urodziwa. Zbieg okoliczności? Inspiracja? A może w tamtym okresie po prostu wszystkie brzydkie majętne panny prowadziły badania na mszakach. Chętnie bym przeczytała, nawet jest w naszej bibliotece jeden egzemplarz, niestety akurat ktoś go wypożyczył, wiec nie wiem kiedy to nastąpi. Ale z Twojego opisu nie wydaje mi się, żeby miedzy tą książką a powieściami Jane Austen istniało jakieś pokrewieństwo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że jest w klimacie - to ta sama epoka

      Usuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później