Utopia dla realistów
Bregman w prosty sposób, bez skomplikowanych pojęć i danych, przedstawia skomplikowane zagadnienia ekonomiczno-polityczne i tłumaczy je, w taki sposób, że wywraca nasze kulturowe przekonania. To one są bowiem największym hamulcowym wprowadzania zmian. Jest tu np. o “rozdawaniu pieniędzy” i o dochodzie podstawowym i naszym przekonaniu, wpojonym nam przez kapitalizm, że na życie trzeba ciężko pracować, że nie ma nic za darmo, a życie wolne od ubóstwa jest przywilejem, na który trzeba zapracować, a nie prawem, na które wszyscy zasługujemy. Bregman pisze nawet, iż
Jeżeli jest coś, co łączy kapitalistów z komunistami z przeszłości, to chorobliwa obsesja na punkcie pracy zarobkowej. Podobnie jak w czasach sowieckich (...) obecnie zmuszamy osoby zgłaszające się po zasiłek do wykonywania bezcelowych zadań, nawet jeśli to nas rujnuje.
Dopóki będziemy mieli obsesję na punkcie pracy, pracy i jeszcze większej ilości pracy (...) dopóty liczba niepotrzebnych zawodów wciąż będzie rosła.
W centrum zainteresowania niezmiennie pozostają kompetencje, a nie wartości. Mówi się o dydaktyce, nie o ideałach. O “zdolnościach do rozwiązywania problemów”, nie o tym, jakie problemy trzeba rozwiązać.
to system pomocy społecznej się zdegenerował i przeobraził w przewrotnego molocha, który kontroluje i poniża ludzi. (...) Do przeprowadzenia ludzi przez dżunglę kwalifikowalności i zatwierdzania wniosków oraz procedur odzyskiwania środków potrzebna jest cała armia pracowników służb socjalnych. Następnie zaś trzeba zmobilizować cały korpus kontrolerów przesiewających sterty papierów.
Jest i o obsesji polityków na punkcie wzrostu gospodarczego i PKB, który jest wskaźnikiem mającym się nijak do obecnych realiów. Przeciętnemu człowiekowi niewiele przychodzi ze wzrostu PKB, to wskaźnik dla rządów i ekonomistów (z powodu niesprawiedliwego podziału dochodu narodowego wzrost PKB nie zmienia w ogóle sytuacji większości społeczeństwa). Najbardziej PKB podbijają klęski i wojny. Bo odbudowa zniszczeń nakręca wydatki. Tylko czy tego właśnie chcemy? Z kolei bezsensowna konsumpcja, do której wszyscy jesteśmy namawiani, rujnuje środowisko naturalne, a nam robi wodę z mózgu. Wszystko w imię ciągłego wzrostu gospodarczego. To też mówią od dłuższego czasu ekonomiści nurtu post-growth, tylko nikt ich nie słucha. Bregman punktuje także to uporczywe dążenie neoliberalnych polityków do robienia z państwa firmy generującej zyski. Jak można oczekiwać, że zyski przyniesie służba zdrowia, edukacja, transport publiczny, czy las? Ponieważ gospodarka staje się coraz wydajniejsza, pozwala to na finansowanie właśnie tych branż, które z założenia są nieefektywne kosztowo. Tymczasem neoliberałowie je likwidują (bądź prywatyzują), bo się nie opłaca, bo nas “nie stać” (w skrajnej postaci widzimy to teraz w USA). Ale nikt nie bierze w tej kalkulacji ukrytych kosztów, generowanych przez sektor prywatny - te koszty są potem przerzucane na państwo i na nas wszystkich. Tymczasem inwestycja w ww. usługi publiczne zwraca się w dwójnasób, a do tego przynosi korzyści niematerialne dla społeczeństwa.
Przecież im bardziej wydajne są nasze fabryki i komputery, tym mniej wydajne muszą być nasza opieka zdrowotna i szkolnictwo. Dzięki temu możemy poświęcić więcej czasu na leczenie ludzi starszych i chorych oraz zorganizowanie bardziej indywidualnego nauczania. (...) główną przeszkodą na drodze do lokowania środków na tak szczytne cele jest “błędne przekonanie, że nie możemy sobie na to pozwolić”.
Na to wszystko, o czym pisze Bregman (tudzież inni socjologowie, psychologowie, antropolodzy) są badania i dowody naukowe. Na to, że skrócenie czasu pracy podnosi wydajność. Że PKB jest niemiarodajny. Że o dobrobycie bardziej świadczy nie wzrost gospodarczy, a równość (a na nierówności traci całe społeczeństwo). Że zamykanie granic i polityka antyimigracyjna to poroniony pomysł. Że nie wspomnę już o ochronie środowiska, jako czymś, co jest niezbędne jeśli ludzkość chce przetrwać do kolejnego stulecia. Mimo tego politycy i decydenci jak zwykle “wiedzą swoje” i robią wszystko na opak.
Niezdolność do wyobrażenia sobie innego świata jest wyłącznie dowodem ubogiej wyobraźni, a nie braku możliwości zmian.
No, jestem idealistką i skoro do tej pory mi się nie odmieniło, to już się raczej nie zmieni. I dlatego kocham takie narracje, jak Bregmana czy Graebera, mówiących: nie poddawajcie się, wasz czas nadejdzie.
Gatunek: popularnonaukowa
*nota bene badania dowodzą, że coś w tym jest, tylko w drugą stronę: to bieda powoduje problemy poznawcze i zdrowotne, a nie na odwrót.
**Sapolsky pisze, że ów racjonalizm często jest raczej racjonalizowaniem tego, czego nie potrafimy zrozumieć, bo wypływa z sił, których istnienia nawet nie zdajemy sobie sprawy
Komentarze
Prześlij komentarz