O ustawie raz jeszcze
... czyli LC podsumowuje przeprowadzone u siebie głosowanie czytelników nad projektem o stałej cenie książki. Okazuje się, że wzięło w nim udział 5000 internautów, co uważam jest bardzo słabym wynikiem, przy liczbie 500 tys. użytkowników, jakim chwali się LC - szkoda, że tam mało osób przejawia jakąkolwiek większą aktywność poza przeczytaniem od czasu do czasu jakiejś książki. Ale i tak jest to dwa razy więcej, niż podpisów zebranych za projektem ustawy!
Wyniki głosowania miały być zaprezentowane podczas Warszawskich Targów Książki, miała się też odbyć debata. Szkoda tylko, że na LC nie znajdziemy sprawozdania z tej debaty, za to zamieszczony jest list prezesa PIK, w którym - z grubsza - powtórzone są wszystkie dotychczasowe argumenty 'za". Oczywiście bez żadnych konkretów. Najbardziej "ulubiony" przez internautów fragment to ten:
Szczególnie ważne są małe, niezależne księgarnie, wręcz niezbędne dla różnorodności oferty i jako miejsce dla nowopowstających wydawnictw[...]Zdajemy sobie sprawę, że przepisy te to pewne ograniczenie i dolegliwość, ale uważamy, że warto zapłacić tę cenę aby: - Utrzymać możliwość wydawania i sprzedawania ambitnej literatury, gdyż tylko niezależna sieć księgarń daje szansę jej właściwego dotarcia do czytelnika; duże markety książkowe i supermarkety, a także sprzedaż internetowa, koncentrują się na nowościach i bestselerach.
Czyli: dziad swoje, baba swoje. Jaki ma związek mała księgarnia z ambitną literaturą - nie wiem, skoro w małych księgarniach królują podręczniki, a w dużych jest wszystko. Pan prezes przyznaje, że by podnieść poziom czytelnictwa trzeba wielu działań, m.in. wspierania bibliotek. Tak a propos: ostatnio rozmawiałam z bibliotekarzami w naszej filii i wyraziłam takie nieśmiałe przypuszczenie, że podobno dostają więcej pieniędzy na zakupy. Bzdura - prychnął mój rozmówca. Miasto daje coraz mniej, ostatnie zakupy zrobione zostały z budżetu obywatelskiego, a poza tym jest bieda. Biblioteki liczą też na to, co im skapnie "z darów".
W dyskusji pod artykułem znalazłam taki głos:
Cieszę się, że Prezes przygotował wypowiedź dla czytelników, ale jako uczestnik tego piątkowego spotkania chciałbym powiedzieć jak statystyki podane przez Izę zostały odebrane - otóż wg mnie było to jednak pewne lekceważenie - wypowiedzi, że tu jest spotkanie branżowe, a czytelnicy są na dole, no i że czytelnicy nie sprzedają książek.
No nóż się w kieszeni otwiera: czytelnicy nie sprzedają książek. Ale może je kupują??? Ta wypowiedź po raz kolejny dobitnie pokazuje w czyim interesie zmajstrowano tę ustawę. I sorry, co mnie - jako konsumenta - obchodzi to, czy przetrwa czyjś biznes? Owszem fajnie byłoby, gdyby biznes wydawniczy się jednak opłacał i gdyby wydawnictwa nie upadały (mnie bardzo zasmuciło, że padło wydawnictwo Anakonda, które w zeszłym roku wydawało świetne biografie muzyków i sportowców), jednakże znowu muszę powtórzyć: czy moim zadaniem jest ich ratowanie? Czy na pewno muszę to wspierać z własnej kieszeni?
Pan Albin wspomina również o jakichś "twardych danych", których niestety nigdzie nie przytacza - jego wypowiedź to same ogólniki.
Zapis debaty można znaleźć TU i znalazłam tam takie smaczki:
- we Francji w wyniku wprowadzenia ustawy nastąpił wzrost obrotów wydawców, ceny książek rosły wolniej (czyli jednak rosły...)
- Odnotowaliśmy spadek sprzedaży w księgarniach ogółem, jednak w
księgarniach dużych i specjalistycznych sprzedaż systematycznie rośnie - aha, czyli jak to się ma do bredzenia o tym, że ustawa ma ratować małe księgarnie?
Autorzy tej ustawy cały czas powołują się na przykłady Francji i Niemiec. Mnie się wydaje jednak, że Francja to nie Polska. To kraj z o wiele większymi tradycjami jeśli chodzi o kulturę - tam ten temat traktuje się poważnie, a nie, jak u nas, jak dobra luksusowe. Jak mówi Andrzej Nowakowski: Kultura we Francji ma inny status niż w Polsce. We Francji kultura to
poważna sprawa, żaden polityk nie wyobraża sobie nie być na imprezie z
książką w roli głównej. No właśnie, we Francji czyta 80% ludzi - w Polsce, gdzie ludzie nie czytają, żaden polityk nie będzie się chwalić, że czyta, bo wyborcy uznają go za zadzierającego nosa intelektualistę! Dlatego być może małe księgarnie we Francji wyznaczają trendy, podczas gdy u nas sprzedają mydło i powidło.
Pan Prezes mówi także:
Czytelnicy po prostu nie znają branży, nie wiedzą, jak ona funkcjonuje, widzą tylko ułamek systemu, który na koniec wychodzi ze sklepów. W ich oczach wychodzimy na tych, którzy chcą wyzyskać klientów. Być może więc państwo musi podjąć decyzję wbrew woli społeczeństwa. Takie rzeczy się zdarzają.
No i ta wypowiedź podsumowuje to, co środowisko myśli o nas, czytelnikach. Kijem ich!
Nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar zadać Panu Prezesowi te pytania, do których sam zachęca. A brzmią one następująco:
- dziś przeciętna cena książki to 40 zł - jak Pan uważa, jaka będzie ta cena po wprowadzeniu ustawy?
- w jaki sposób ma Pan zamiar przekonać Polaków, dla których liczy się głównie cena, że powinni zapłacić za książkę 40 zł, a nie 20 i że to jest słuszne, bo dzięki temu zarobi cały łańcuszek branżowy?
- skąd pomysł, że duże księgarnie i księgarnie internetowe nie sprzedają literatury ambitnej? Obecnie to w małych księgarniach sprzedaje się tylko pewniaki i bestsellery, a w internecie można kupić wszystko. Kiedy ostatnio próbował Pan kupić ambitną książkę w małej księgarni - i nie w Warszawie, czy Krakowie, ale przeciętnym polskim mieście? Gdzie Pan kupuje książki?
- czy uważa Pan, że w Polsce mała księgarnia ma taki sam status, jak we Francji?
- w jaki sposób stała cena książki ma wpłynąć na promowanie literatury ambitnej - konkretnie.
- wiadomo, że bestsellerami stają się tylko niektóre pozycje - co z książkami, które nie będą się tak dobrze sprzedawać, a ich cena nie będzie mogła być przez rok obniżona? Czy wydawcy na tym nie stracą?
- jeśli ceny książek znacząco nie spadną, to stała cena z pewnością przyczyni się do spadku sprzedaży nowości - czy nie pociągnie to za sobą ograniczenia liczby wydawanych tytułów, ponieważ wydawcy nie będzie stać na wypuszczanie na rynek książek, które potem będą zalegać na półkach? W tym literatury ambitnej, kupowanej wszak tylko przez hipsterów...
- kto odpowiada za zepsucie rynku wydawniczego w Polsce? Ustawa ma okiełznać branżę, która sama nie potrafi się okiełznać. Dlaczego wobec tego koszty tego ma teraz ponosić czytelnik/konsument? Czy nie uważa Pan, że jest to sprawa, która powinna zostać rozwiązana wewnątrz środowiska?
- dlaczego zamiast uchwalania stałej ceny książki, nie ograniczą Państwo wysokości marży pobieranej przez dystrybutorów/pośredników, ograniczając ich wpływ na wysokie ceny książki?
- dlaczego konsumenci mają z własnych pieniędzy ratować cudze biznesy?
- jak ustawa wpłynie na poziom zakupów bibliotecznych?
- dlaczego ciągle powołują się Państwo na doświadczenia Francji i Niemiec, a nie przytaczane są dane z innych państw, chociażby Hiszpanii i Włoch? W
Hiszpanii na przykład czytelnictwo jest na równie niskim poziomie, co w Polsce, a małe księgarnie upadają. Mówi się również o tym, jak pogorszyła się sytuacja w Wielkiej Brytanii, kiedy zrezygnowano tam z regulowania rynku, ale jednocześnie nie wspomina się o tym, że najlepiej czytelnictwo się ma w krajach skandynawskich, w których również nie ma ustawy, a za to postawiono na biblioteki. Czy więc aby na pewno do rozwoju czytelnictwa przyczynia się stała cena książki, czy może wiele innych czynników, w tym poziom edukacji, mentalność i poziom zamożności społeczeństwa?
- co w przypadku, gdy ustawa nie spełni zakładanych założeń i sytuacja na rynku księgarskim jeszcze się pogorszy?
Ja bym zadała jszcze jedno: ile książek przeczytał Pan w ostatnim roku i gdzie je Pan kupił?
OdpowiedzUsuńI tak strasznie wkurza mnie opowiadanie o małych księgarniach, a ignorowanie czytelników. Znaczy, fajnie że chcą uregulować rynek, ale czemu ja mam być ofiarą?
Mam kilka uwag i pytań do pytań.
OdpowiedzUsuń"- w jaki sposób ma Pan zamiar przekonać Polaków, dla których liczy się głównie cena, że powinni zapłacić za książkę 40 zł, a nie 20 i że to jest słuszne, bo dzięki temu zarobi cały łańcuszek branżowy? "
Piszesz tymczasem, że "dziś przeciętna cena książki to 40 zł". To jak w końcu jest?
"- skąd pomysł, że duże księgarnie i księgarnie internetowe nie sprzedają literatury ambitnej? Obecnie to w małych księgarniach sprzedaje się tylko pewniaki i bestsellery, a w internecie można kupić wszystko."
Odpowiedź na to pytanie (swoją drogą zadane w formie błędnej interpretacji założeń ustawy) znajduje się w projekcie ustawy.
"- w jaki sposób stała cena książki ma wpłynąć na promowanie literatury ambitnej - konkretnie. "
Odpowiedź na to pytanie znajduje się w projekcie ustawy.
"- wiadomo, że bestsellerami stają się tylko niektóre pozycje - co z książkami, które nie będą się tak dobrze sprzedawać, a ich cena nie będzie mogła być przez rok obniżona?"
Odpowiedź na to pytanie znajduje się w projekcie ustawy, która nie zakłada zresztą, że "cena nie będzie mogła być przez rok obniżona"?
" - dlaczego zamiast uchwalania stałej ceny książki, nie ograniczą Państwo wysokości marży pobieranej przez dystrybutorów/pośredników, ograniczając ich wpływ na wysokie ceny książki? "
Na to pytanie odpowiada konstytucja.
Pozdrawiam
Michał
Michale, te pytania były do Pana Prezesa. Ty zresztą podobnie jak pomysłodawcy tej ustawy nie odpowiadasz konkretnie, tylko odsyłasz do dokumentów, gdzie konkretów brak: "niech sobie pytający sam poszuka". Pokazuje to arogancję w stosunku do pytającego, jakże typową dla rządzących. Czyżbyś się w to bawił? Nie wydaje ci się, że jeśli kogoś chce się przekonać do swoich racji, to powinno się mu przedstawić jasne argumenty, a nie odsyłać na drzewo? No chyba, że się ma pytającego gdzieś, bo jego zdanie i tak się nie liczy.
Usuń- "w jaki sposób ma Pan zamiar przekonać Polaków, dla których liczy się głównie cena, że powinni zapłacić za książkę 40 zł, a nie 20 i że to jest słuszne, bo dzięki temu zarobi cały łańcuszek branżowy? " Piszesz tymczasem, że "dziś przeciętna cena książki to 40 zł". To jak w końcu jest?
Tak to jest, że cena przeciętna cena okładkowa to 40zł, a ceny w promocjach są o wiele niższe, o czym doskonale wiesz, jeśli kupujesz książki
- "- skąd pomysł, że duże księgarnie i księgarnie internetowe nie sprzedają literatury ambitnej? Obecnie to w małych księgarniach sprzedaje się tylko pewniaki i bestsellery, a w internecie można kupić wszystko."
Odpowiedź na to pytanie (swoją drogą zadane w formie błędnej interpretacji założeń ustawy) znajduje się w projekcie ustawy.
Wskaż konkretnie w którym miejscu ustawy to się znajduje? Zwłaszcza, że jest to bezpośrednie odniesienie się do wypowiedzi prezesa PIK, zatem nawet nie jest to mój pomysł! W jakim sensie jest to "błędna interpretacja założeń ustawy"? (zresztą w takim układzie dokonana przez p. prezesa) - uzasadnij.
- "- w jaki sposób stała cena książki ma wpłynąć na promowanie literatury ambitnej - konkretnie. "
Odpowiedź na to pytanie znajduje się w projekcie ustawy.
W którym miejscu?? Być może chodzi ci o uzasadnienie do ustawy, w którym jednak również nie ma żadnych konkretów, czyli analiz ekonomicznych i liczb, a same ogólniki, cyt.: "Doświadczenia innych krajów pokazują, że uregulowanie rynku książek w perspektywie doprowadziła do poszerzenia oferty wydawniczej o książki ambitne, które jako wolnorotujące były mniej opłacalne – z chwilą, kiedy księgarnie nie musiały już angażować znacznych środków w prowadzenie „wojen cenowych” z dyskontami i sklepami wielkopowierzchniowymi i rezygnować z istotnej części swoich marż, możliwe stało się przeznaczenie części tych środków na utrzymanie szerokiej oferty wydawniczej."
- według ciebie ustawa nie zakłada, że cena nie będzie mogła być obniżona - jasne w ustawie znajduje się pole do wyjątków, np. dla bibliotek i targów, ale oboje wiemy, że nie o to mi chodziło, tylko o normalną cenę w sklepie, której "Stosowanie ceny jest obowiązkowe w okresie 12 miesięcy od końca miesiąca, w którym
wprowadzono książkę do obrotu", co jest podstawowym założeniem ustawy
Zastanawiam się, czy zaglądasz na mojego bloga tylko po to, żeby szukać dziury w całym? Co chcesz udowodnić? Oczywiście możemy łapać się za słówka, tylko po co?
Miałem w sumie odpisać, ale jeżeli widzisz w moich pytaniach wyłącznie szukanie dziury w całym, nie będę przeszkadzał w twojej piaskownicy. Cały czas jednak podtrzymuję, że przeczytanie projektu ustawy odpowiada na powyższe pytania, a reszta jest zupełnie bezsensowna.
UsuńTak, zauważam, że czepiasz się słówek i detali oraz przeinaczasz sens moich wypowiedzi, na zasadzie "najlepszą obroną jest atak". Do niczego konstruktywnego to nie prowadzi. Zupełnie nie rozumiem w jakim celu to robisz i skąd ten niesympatyczny ton twoich wypowiedzi.
UsuńJa po tym, co sie stalo wczoraj, zaczynam podchodzic do sprawy filozoficznie- wprowadzenie ustawy spowoduje skurczenie rynku, gdyz nawet hipsterzy przestana kupowac ksiazki z uwagi na ich szalone ceny. W zwiazku z czym zaczna padac i ksiegarnie i wydawnictwa. Przestana sie wydawac nowosci i kusic nas swoimi okadkami. Nareszcie znajdziemy czas na przeczytanie tego wszystkiego, co zalega nasze pólki!
OdpowiedzUsuńTo oczywiscie zart. Gorzki i kiepski. Dlaczego ten pan nie przyzna otwarcie, o co chodzi tak na prawde, czyli o wyeliminowanie z rynku malych graczy, zarówno wydawnictw jak i ksiegarni? Bo takie beda rezultaty wprowadzenia tej ustawy. A Polacy jak nie czytaja, tak nie beda czytac. No chyba, ze ksiadz z ambony kaze po lekture siegnac. Ale to oksymoron, bo czytanie grozi powaznymi skutkami - ludzie zaczeliby myslec krytycznie. Dopiero by bylo!
Ja mam wrażenie, że chodzi też o zdążenie z ustawą i zrobienie porządku na rynku przed wejściem Amazonu (bo zdaje się, że się przymierzają).
UsuńStraszą i straszą tym Amazonem od kilku lat, a Amazon ma nas zdaje się gdzieś
UsuńPrzeczytałam z zainteresowaniem. Obawiam się, że ustawa spowoduje odpływ ludzi z księgarń, zawężenie rynku wydawniczego i upadek wielu wydawnictw, którym zabraknie środków na bieżącą działalność. Ale pewnie o to chodzi, bo im głupsze społeczeństwo, tym łatwiej się nim manipuluje.
OdpowiedzUsuńWiele osób tak uważa, ja nie sądzę, by był w tym aż taki zamysł - wszak projekt ustawy wyszedł od wydawców, a nie od polityków
UsuńCelne pytania. Ja się tej ustawy boję. Nie wierzę, że ktokolwiek ma na celu ratowanie "małych księgarnie", biblioteki cienko przędą. Genralnie chodzi o to, żeby zarobić więcej na tych, co i tak już książki kupują, bo żadnego pomysłu na zwiększanie liczby czytelników nie widzę. Nie mówiąc już o tym, jak bardzo irytuje mnie wydawanie powieści w kilku tomach. Dla mojej "wygody czytania" (cytuję za panią z wydawnictwa na targach) wydano np. "Kogo śmierć nie sięgnie" Hilary Mantel w 3 tomach. Biedny czytelnik angielski to się musiał namęczyć z tomiszczem, o mnie pomyślano. Pomyślano również o wygodzie czytnika, wydając 3 e-booki - wiadomo mógłby się czynnik za dużym e-bookiem zmęczyć. Boję się, że niedługo celem ratowania rynku wydawniczego, będę zmuszana do kupowania powieście w odcinkach-broszurkach po 20 stron. Powiedzmy 15 zł za broszurkę.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, widać jest kolejny pomysł na zarobek - ale żeby aż 3 e-booki, to już mistrzostwo świata...
Usuńsorry, za literówki w komentarzu, ale pisałam pod stołem na telefonie :D
UsuńA "Wszystko co lśni" jakoś zostało wydane w jednym tomie. Widać, wydawnictwo nie pomyślało o wygodzie czytelników :P.
Usuń