Klątwa gruzińskiego tortu
Wino, kobiety i śpiew? Supry i toasty? Biwaki pod gwiazdami w górach Kaukazu? Herbaciane pola Batumi? Św. Jerzy i Tamara? Czy raczej wojny domowe, Osetia i Abchazja, rewolucja róż, zmiany rządów, wybory i partie, integracja z Unią i rosyjska agresja. Gruziński tort. Który jego kawałek wolelibyście? Ja ten pierwszy. Nie chcę czytać sprawozdań z działań wojennych albo analizy gruzińskiej polityki. Szewardnadze, Saakaszwili, Iwaniszwili. W krajach tamtego rejonu zawsze się coś dzieje; kto to jeszcze
ogarnia oprócz samych mieszkańców tamtych krajów i korespondentów
specjalizujących się we wschodnich tematach. Jakie znaczenie dla przeciętnego Polaka mają te zawiłości gruzińskich stosunków politycznych? Kogo to interesuje? Tymczasem jest wielu dziennikarzy, którzy się tym rajcują, uważając to najwyraźniej za bardzo ekscytujące, zwłaszcza jeśli znajdują się w centrum tych wydarzeń. Szukają newsów i sensacji, pędzą na linię frontu. Maciej Jastrzębski jest jednym z nich - opisał on po prostu swoją pracę, gdyż na co dzień jest korespondentem Polskiego Radia w Rosji. No nie tego się spodziewałam. Nie mam jakoś szczęścia do literatury o Gruzji. U Mellerów było zbyt dużo pijaństwa, u Pakosińskiej
zbyt dużo Pakosińskiej, a u Jastrzębskiego stanowczo za dużo polityki.
Pomyślałam sobie, że to moja wina, bo widać nie doczytałam w opisie książki, że dotyczy ona bardziej współczesnych problemów Gruzji, ale nic podobnego. Opis wyraźnie sugeruje, że Klątwa gruzińskiego tortu to rzecz o historii, tradycjach, obyczajach, o pięknie Kaukazu. Ale o tym ci, którzy się wybierają do tego kraju, dowiedzą się z Klątwy niewiele. A więc zamiast opowiadania o gruzińskich tradycjach i obyczajach oraz o życiu zwykłych ludzi, autor Klątwy gruzińskiego tortu rozpisuje się o polityce. Pierwsze 100 stron prawie w całości poświęcone jest wojennym relacjom. Potem owszem, pojawiają się fragmenty dotyczące znacznie starszej historii tego kraju: początków chrześcijaństwa, starych gruzińskich podań, tradycji. Jest też trochę o polskich śladach w Gruzji i o miłości, jaką Gruzini darzą Polaków, bo oba te narody łączy podobna mentalność, tudzież zamiłowanie do... alkoholu. Autor czasami wybiera się w jakiś zakątek Gruzji, usiłując czytelnikowi go przybliżyć, ale z miernym skutkiem, bo relacje te są wyjęte z kontekstu, poszatkowane. Te "obyczajowe" fragmenty są jednak w zdecydowanej mniejszości w stosunku do spraw dzisiejszej polityki. Jastrzębski skręca w jej stronę kiedy tylko się da. Świąteczne fajerwerki za oknem hotelowym bierze za ostrzał przez Rosjan, jakby był tej wojny stęskniony... Reporter dużo miejsca poświęca dywagacjom, czy Rosja ponownie podporządkuje sobie Gruzję, czy nie (dziś straciło to trochę na aktualności, skoro rosyjskim wrogiem numer jeden jest Ukraina). Autor ze zdumieniem konstatuje, że Gruzini lubią Rosjan, a w kraju panują prorosyjskie nastroje - w końcu Unia jest daleko, a Rosja tuż za granicą. W książce jest nawet długi wywiad z jakimś dyplomatą, tyczący wznowienia stosunków między Gruzją i Rosją, jak również wywiad z ówczesnymi: premierem oraz prezydentem Gruzji. Wreszcie autor obszernie opisuje konflikt na Ukrainie. Jakbyśmy nie słuchali o tym codziennie w telewizji. Po jakimś czasie zaczęłam te fragmenty po prostu przelatywać wzrokiem i opuszczać (a mimo to jej lektura dłużyła mi się niemożebnie).
Pomyślałam sobie, że to moja wina, bo widać nie doczytałam w opisie książki, że dotyczy ona bardziej współczesnych problemów Gruzji, ale nic podobnego. Opis wyraźnie sugeruje, że Klątwa gruzińskiego tortu to rzecz o historii, tradycjach, obyczajach, o pięknie Kaukazu. Ale o tym ci, którzy się wybierają do tego kraju, dowiedzą się z Klątwy niewiele. A więc zamiast opowiadania o gruzińskich tradycjach i obyczajach oraz o życiu zwykłych ludzi, autor Klątwy gruzińskiego tortu rozpisuje się o polityce. Pierwsze 100 stron prawie w całości poświęcone jest wojennym relacjom. Potem owszem, pojawiają się fragmenty dotyczące znacznie starszej historii tego kraju: początków chrześcijaństwa, starych gruzińskich podań, tradycji. Jest też trochę o polskich śladach w Gruzji i o miłości, jaką Gruzini darzą Polaków, bo oba te narody łączy podobna mentalność, tudzież zamiłowanie do... alkoholu. Autor czasami wybiera się w jakiś zakątek Gruzji, usiłując czytelnikowi go przybliżyć, ale z miernym skutkiem, bo relacje te są wyjęte z kontekstu, poszatkowane. Te "obyczajowe" fragmenty są jednak w zdecydowanej mniejszości w stosunku do spraw dzisiejszej polityki. Jastrzębski skręca w jej stronę kiedy tylko się da. Świąteczne fajerwerki za oknem hotelowym bierze za ostrzał przez Rosjan, jakby był tej wojny stęskniony... Reporter dużo miejsca poświęca dywagacjom, czy Rosja ponownie podporządkuje sobie Gruzję, czy nie (dziś straciło to trochę na aktualności, skoro rosyjskim wrogiem numer jeden jest Ukraina). Autor ze zdumieniem konstatuje, że Gruzini lubią Rosjan, a w kraju panują prorosyjskie nastroje - w końcu Unia jest daleko, a Rosja tuż za granicą. W książce jest nawet długi wywiad z jakimś dyplomatą, tyczący wznowienia stosunków między Gruzją i Rosją, jak również wywiad z ówczesnymi: premierem oraz prezydentem Gruzji. Wreszcie autor obszernie opisuje konflikt na Ukrainie. Jakbyśmy nie słuchali o tym codziennie w telewizji. Po jakimś czasie zaczęłam te fragmenty po prostu przelatywać wzrokiem i opuszczać (a mimo to jej lektura dłużyła mi się niemożebnie).
Maciej Jastrzębski nie wyszedł w z roli korespondenta politycznego. Brakuje tu ciekawych historii, a także refleksji autora. Także ciekawych ludzi jest tu jak na lekarstwo; sytuacji kobiet w Gruzji poświęcono jakąś stronę, w duchu: no, biedne one są, bo faceci się lenią, a na nie spada wszystko, ale trudno, przepraszamy. Historia taksówkarza Dżaby i tajemniczej kobiety o "fiołkowych oczach",
będąca swoistym lejtmotiwem książki też jakoś mnie nie zafascynowała. Najciekawsze spostrzeżenia wyszły w gruncie rzeczy spod pióra innych osób, poproszonych przez Jastrzębskiego o napisanie czegoś na temat "Moja Gruzja". Nie znaczy to, że jest to zła książka, bo Jastrzębski dobrze operuje słowem, a na pewno są osoby, które interesują właśnie te tematy, które podejmuje reporter. Tylko, czy Kaukaz to są wyłącznie wojny domowe, przepychanki i konflikty plemienne? Bardzo słusznie pisze o tym Piotr Górecki, dziennikarz TVP, w jednym z komentarzy do książki. Górecki zauważa, że on zna i kojarzy Gruzję tylko z wojną, a to nie są przecież pojęcia równoznaczne.
wojna zawsze jest wojną. W Gruzji, Iraku, Afganistanie, na Bliskim Wschodzie lub Bałkanach jest zawsze taka sama. Płacz matek, męski wstyd przegranych, chełpliwość zwycięzców. Trupy, rozbite rodziny. Takie same są ruiny, takie same jest bohaterstwo i takie samo tchórzostwo. Jednym słowem wojna jest uniwersalna, a dla niektórych jest nawet całym światem.
Dlatego książka Macieja Jastrzębskiego w gruncie rzeczy niewiele mówi nam o Gruzji - taką samą książkę można by napisać o Syrii, Sudanie, Ukrainie. Opis konfliktów toczących dany kraj nic nie mówi nam o tym, co dzieje się z dala od frontu, o ludziach go zamieszkujących, a jedynie oddaje interesy stron. Ci zwykli ludzie zawsze wydają się politykom i dziennikarzom mniej ważni, w porównaniu z doniosłymi wydarzeniami, z wybuchami bomb, czy spotkaniami na szczycie. Tymczasem ja nie chcę czytać o krętaczach u władzy, o niesnaskach bliskich sobie narodów, w których nie wiadomo o co chodzi. I nie chcę, aby utrwalał się obraz Gruzji jako kraju biednego, dzikiego i "tajemniczego", targanego konfliktami, mimo że ma on umowę stowarzyszeniową z UE, a w Internecie funkcjonuje mnóstwo stron z informacjami o nim. Jeśli Polacy mało o Gruzji wiedzą, to tylko ich własna wina. Jednak mojego głodu informacji Klątwa gruzińskiego tortu nie zaspokoiła, nie wzbudziła też ochoty, by do Gruzji pojechać i zobaczyć ją na własne oczy.
Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: GruzjaGatunek: reportaż
Miejsce akcji: Gruzja
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 352
Moja ocena: 3,5/6Ilość stron: 352
Maciej Jastrzębski, Klątwa gruzińskiego tortu, Wyd. Helion/Editio, 2014
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka
Mam nadzieję, że rosyjska książka Jastrzębskiego jest lepsza, bo mam ją w kolejce. A o Gruzji poczytałoby się coś dobrego, dziel się, jeśli znajdziesz!
OdpowiedzUsuńGruzja staje się u nas coraz bardziej popularna, więc miejmy nadzieję, że jeszcze wyjdzie coś ciekawego
UsuńNa bookeriada.pl wyszlo to:https://bookeriada.pl/wywiad-kobieta-ktorej-wszystko-sie-udaje-rozmowa-z-nino-haratischwili/. Myslę, za zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńJeżeli szukasz tej prawdziwej Gruzji to polecam "Toast za przodków" Wojciecha Góreckiego. Książka jest reportażem dotyczącym co prawda całego Kaukazu (Gruzji, Armenii, Azerbejdżanu), ale jest to opowieść naprawdę świetna! Pamiętam, że z wypiekami na twarzy czytałam każdą kolejną stronę (teraz mam tak samo z "Białą gorączką" Hugo-Badera). Gorąco polecam ;)
OdpowiedzUsuń