Bratobójczy ogień
Konflikt ma podłoże nie tylko polityczny, ale i religijny, a i Żydzi, i Arabowie roszczą sobie prawo do tego skrawka ziemi, który przecież zamieszkują od tysiącleci. Jak już pisałam przy okazji lektury reportażu Jeden dzień Abeda Salamy tematyka ta dla mnie jest dość obca, ponieważ do tej pory się tym nie interesowałam. Szukałam jakiejś książki, która naświetli mi to lepiej i bardziej obiektywnie. Przyznaję, że trochę się gubiłam w narracji Ayalona, opowiadającego o współczesnej historii Izraela; trudno mi było nadążyć za kolejnymi premierami, wojnami i aktami terrorystycznymi, ale z lektury Bratobójczego ognia wyłania się zgoła inny obraz, niż lansowana przez Izrael obrona przed palestyńskim terroryzmem - i to mimo tego, że autorem tej publikacji jest izraelski wojskowy, polityk, przez długie lata zaangażowany w tę całą brudną wojnę. Jest oczywiste, że żadna ze stron nie jest bez winy, i jest też oczywiste, że każda ze stron ma swoje racje. Żydzi zostali wypędzeni z Izraela i przez setki lat tułali się po świecie, byli przepędzani z kąta w kąt, mordowani, a gdy wreszcie udało się stworzyć ponownie nowe państwo Izrael okazało się, że trzeba nadal o nie walczyć z Palestyńczykami. No tylko, że Palestyńczycy też są u siebie i teraz oni czują się przepędzani i najeżdżani przez Izraelczyków: dla jednego terrorysta, dla drugiego bojownik o wolność.
To jest typowa historia o tym, jak przemoc eskaluje, nakręca się, a zwycięstwa w kolejnych potyczkach są zwycięstwami pyrrusowymi, skoro za chwilę wszystko zaczyna się na nowo i giną kolejni ludzie. W wersji Ayalona jest m.in. o rozmowach z Palestyńczykami, którzy chcieli współpracować przy eliminacji terroryzmu. Dlatego, że mieli nadzieję na pokój i na spokojne życie obok Żydów. Jednak z jakiegoś powodu obietnice te ciągle nie były realizowane, a Izrael ciągle opowiadał o walce z terroryzmem i odrzucał kolejne propozycje pokojowe. Przez lata Izrael prowadził zatem politykę strachu, budował kolejne mury, prześladował Palestyńczyków, tworząc swoisty apartheid i sprawiając, że ich życie stało się nieznośne. Nic więc dziwnego, że reakcją była utrata zaufania, radykalizowanie się i odpowiedź przemocą na przemoc. Ayalon pisze o kolejnych inicjatywach, które były zaprzepaszczane. Nie pomogły kolejne rozmowy, konferencje, przemówienia, filmy. Do czego to doprowadziło? Obecną wojnę ma więc Izrael na własne życzenie. Do tego bombardowanie Gazy, śmierć i cierpienie tysięcy cywili zwraca przeciwko Izraelowi opinię publiczną - i to jest kolejny strzał w kolano. Goliat przeciwko Dawidowi. Obecnego premiera Izraela postrzega się jak zbrodniarza wojennego. Mentalnie wygrywa więc Palestyna i Hamas.
To, co robią Izraelczycy i Arabowie, to kolejny przykład na to, jak ludzie sami sobie robią piekło na ziemi. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego ludziom ciągle się wydaje, że przemoc jest dobrym rozwiązaniem, skoro gołym okiem widać, że to nie działa? Zbiorowe pragnienie śmierci? Naprawdę, czytając tę książkę, może sobie zadawać to pytanie raz po raz. Terroryzmu nie da się zwalczyć siłą, przemocą i strachem, bo to właśnie nimi się terroryzm napędza. Autor w pewnym momencie wspomina, jak powiedział kolejnemu szefowi Szin Betu, po kolejnej akcji eliminujących pakistańskich bojowników: ty nie masz zabijać terrorystów, tylko masz zapobiegać terroryzmowi. Chcąc zwalczyć terroryzm trzeba eliminować to, co stoi u jego źródeł czyli strach właśnie, niesprawiedliwość, niewolę, nierówne prawa, tyranię. Czemu więc ciągle politycy robią na przekór, nie ucząc się nawet na błędach? Czy wynika to z ignorancji, czy z cynizmu i arogancji? A może z jakiegoś szaleństwa - przecież, jak głosi znane powiedzenie - powtarzanie tych samych działań, z nadzieją, że przyniosą one inne rezultaty - to oznaka szaleństwa. Autor pisze o swojej obawie utraty demokracji i zamiany Izraela w państwo dystopijne, które samo sobie tworzy wroga*.
Miałem wrażenie, jakbym mówił do ściany. Pod nowymi rządami prawicy nikogo nie obchodziło to, że kopiemy sobie grób, dopóki w miastach nie było wybuchów, a gospodarka prosperowała.
W sumie w Bratobójczym ogniu nie znajdziemy odpowiedzi na to pytanie, bo sam autor, po latach syzyfowej walki o to, by Izraelczycy zmienili swoje nastawienie, stwierdza, że przyczyna tego stanu rzeczy jest dla niego tajemnicą. Mimo wszystko jakieś wytłumaczenie tkwi w przeszłości narodu żydowskiego. Bez wątpienia ta przeszłość Żydów prześladuje, mimo iż twierdzą oni, że nie ma ona znaczenia.
Jako jednostki, my Izraelczycy, obywatele narodu “start-upów” jesteśmy optymistami z podejściem “damy radę”. Ale jako społeczeństwo kierujemy się strachem, o czym świadczą nasze nawyki wyborcze, taktyka wojskowa i poczucie miejsca w świecie.**
Nawet flota supernowoczesnych łodzi podwodnych nie jest w stanie uwolnić nas od głęboko zakorzenionego strachu, że katastrofa czai się za rogiem.
Kiedy strach przejął kontrolę, zagłosowaliśmy na przywódców zapewniających, że zabiją wroga, a nie tych, którzy obiecywali lepszy, bardziej sprawiedliwy świat.
Bezpieczeństwo to wynalazek strażników więziennych ludzkości. Gdziekolwiek spojrzysz, zawsze kryje się za nim władza, która wyznacza granice, wznosi bariery separacyjne i propaguje nienawiść i strach wobec ludzi po drugiej stronie muru. Bezpieczeństwo dla nielicznych oznacza więzienie dla wszystkich.
Kiedy to czytałam, trudno mi było też oprzeć się porównaniu z naszymi politykami, którzy ciągle coś obiecują (a to prawo do aborcji, a to edukację seksualną, a to zadbanie o środowisko), a potem zawsze się okazuje, że spełnienie tych obietnic nastąpi na święty nigdy. Bo są ważniejsze rzeczy, czyli układanie się z koalicjantami i Kościołem. W ten sposób zwykli ludzie stają się zakładnikami polityków, których obchodzą własne doraźne korzyści i utrzymanie się u władzy, a nie rozwiązywanie realnych problemów.
Ayalon nie wini zatem Palestyńczyków, co mnie przekonuje, jako że autor jest Izraelczykiem, a na dodatek dobrze zorientowanym, z racji zajmowanych stanowisk - w polityce wewnętrznej. Bratobójczy ogień to historia człowieka, który potrafił przejrzeć na oczy, zobaczyć inny punkt widzenia, postawić się po drugiej stronie oraz przyznać, że przemoc to droga na manowce. Tego typu problemy trzeba rozwiązywać humanitarnie, pokojowo, a nie
siłą.
Demokracje mogą zwyciężyć w walce z terroryzmem jedynie wtedy, gdy uznają wartości humanistyczne (...) zarówno za miecz, jak i tarczę. Prymitywny nacjonalizm, uciekanie się do kłamstw i propagandy, sianie strachu i to, co nazwałem narastającą tyranią, która w coraz większym stopniu nęka współczesne demokracje, nie pokonają terroru.
Niestety wydaje się, że ciągle podążamy tą drogą, a opowieść Aylona nie niesie wiele nadziei, patrząc na przebieg wypadków w Gazie.
Gatunek: reportaż
*podobnie jak to robią Chiny zamieniając w dystopijne państwo policyjne prowincję Sinciang
**wydaje się, że identycznie można powiedzieć o Polakach
Komentarze
Prześlij komentarz