Wszystko na darmo
Już abstrahując od tego, kto był pierwszy, to temat II wojny światowej z perspektywy ludności niemieckiej nie jest już obecnie taki mało znany czy nietypowy - sama chętnie po takie książki sięgam, z niedawno czytanych dość wspomnieć Toń, Ishbel Szatrawskiej. Wszystko na darmo rozgrywa się również na tamtych terenach, a autor ukazuje życie rodziny tzw. pruskich Junkrów u schyłku wojny. Bardzo oryginalny jest to obraz, gdyż czujemy się, jakby ta wojna była gdzieś tam, daleko i niewiele von Globigów obchodziła. Codzienne życie tej rodziny toczy się zwykłym, spokojnym rytmem i wygląda na sielankę: pani domu zamyka się w swoich pokojach czytając książki, mały Peter miga się od szkoły, cioteczka zarządza, pracownicy (z Polski i Ukrainy) zajmują się gospodarstwem. Pan von Globig przebywa w wojsku, we Włoszech, co tam robi nie wiadomo. O tym, że trwa wojna przypominają drobiazgi: gromadzone zapasy (czekolady i wina), lub goście przynoszący wieści ze świata, na zasadzie dalekiego echa... Jednak familia niewiele wydaje się przejmować tym, że nadciąga Armia Czerwona. Nikomu nie spieszy się do ucieczki… Przecież Rosjanie nie pourywają nam głów - a w czasie I wojny, zachowywali się przyzwoicie. Na mnie robiło to wrażenie niemal parodii dramatycznych historii z czasów wojennych. Niemiecki czarny humor? Ci ludzie wydają się żyć w jakiejś bańce, do której w ogóle nie dochodzi, co dzieje się na świecie. Ta beztroska, ta nieświadomość, ten dystans bohaterów… Hitler będący tylko portretem na ścianie, i to nie wiadomo czy nadal mile widzianym… Jedyna postać, która jest bardziej “zaangażowana” w wysiłek wojenny, jest pokazana jako karykatura małego człowieczka, szpiegującego i donoszącego na sąsiadów. Naiwni jak dzieci? Nie wiedzą, lub raczej nie chcą wiedzieć. Tak długo, jak się da, aż wojna nie podejdzie pod sam próg.
Trudno nie zwrócić uwagę na oryginalny styl autora, tworzącego z różnych sytuacji oraz głosów postaci taki kolaż… Pisarz pochyla się nad drobiazgami: a to opisuje wnętrza dworku, a to banalne codzienne sytuacje; życie w Georgenhofie pod mikroskopem, ulubionym przyrządem Petera. Narracja ta jest lekka, ale i chłodna, zdystansowana, żadnych zbędnych emocji, stanowi po prostu niemal reporterską relację, której znaczenie i emocje musi sobie dopowiedzieć sam czytelnik. Dopiero to nadaje powieści ciężar gatunkowy. Różne powiedzenia, wiersze, piosenki, fragmenty literatury, wplecione w tekst potęgują wrażenie dystansu do opowiadanych wydarzeń i do postaci. I tu w sukurs przychodzi mi tłumaczka Kempowskiego, bo lepiej nie byłabym w stanie opisać jego prozy:
Kempowski charakteryzuje swoich bohaterów poprzez typowe dla nich atrybuty, sposoby zachowania, myślenia, mówienia. Nierzadko ucieka się do ironii i sarkazmu. Mnoży fakty, obrazy, detale. Naśladuje język mówiony, nadaje mu literacką formę. Stosuje nietypową składnię i interpunkcję, szczególny zapis dialogów, niekiedy przerywając niejako wypowiedzi bohaterów i zacierając granice między tym, co wypowiedziane, a tym, co pomyślane. (...) Nieraz umieszczenie na końcu wypowiedzenia pytajnika zupełnie odwraca sens wypowiedzi (...) albo każe czytelnikowi spojrzeć inaczej na intencje mówiącego bohatera.
Problem z tą powieścią jest taki, że może ona zostać odebrana jako próba
przedstawienia Niemców (tu: niemieckiego ziemiaństwa, żyjącego
wprawdzie z dala od Berlina) jako ofiar hitleryzmu. Nikomu niewadzący,
wcale nie popierający reżimu, nie mający żadnych złych intencji - wszak
dobrze traktują pracowników z Polski i Ukrainy, pojawia się nawet jakiś
ukrywany Żyd. Chcą tylko żyć jak zawsze. Tak samo ucierpieli wskutek
wojny, jak inni. W pewnym momencie i ja sobie tak pomyślałam, że jest
próba wybielenia Niemców - ze sceptycyzmem, nabytym po lekturze książek o
historii społecznej III Rzeszy. Z wiedzą, że gdyby nie poparcie Niemców
dla wojny oraz przymykanie oczu na najstraszniejsze zbrodnie - ta wojna
niemożliwa byłaby do stoczenia w takiej formie. Tymczasem autor, uważny, jak się okazuje kronikarz tamtych czasów, ukazuje raczej banalność zła i moralny upadek niemieckiej klasy średniej, która była najgorliwszymi poplecznikami Hitlera, w osobach nauczycieli, urzędników, lekarzy, wykonujących rozkazy i egzekwujących przepisy, by potem "nie mieć sobie nic do zarzucenia". Pisarz w ten właśnie sposób odnosi się do zbiorowej odpowiedzialności narodu niemieckiego. Wydaje się nam to niepojęte? A czy nie tak samo często zachowujemy się dziś, w stosunku do poważnych problemów, zagrażających naszej egzystencji? Oj tam, oj tam, muszę zająć się własnym życiem… Milcząc podporządkowujemy się durnym i szkodliwym zasadom, bo "tak to już jest". Jesteśmy, jak von Globigowie, mistrzami negowania rzeczywistości.
Wydaje się nawet, że bohaterom uda się ujść z tego wszystkiego bez szwanku, dotrwali przecież prawie bez szkód do samego końca wojny. Zwłaszcza, że nawet w tych ostatnich chwilach zwraca uwagę porządek, jakiego Niemcy starają się pilnować - więc co, w takich warunkach może pójść nie tak? Tym większy żal czujemy, że walec wojenny pochłonął nawet ten niemiecki ordnung, tych miłych w gruncie rzeczy bohaterów, zwykłych ludzi przecież, i ostatecznie tę sielankę rozjechał na płask, bez litości dla nikogo. Wszystko na darmo.
Gatunek: powieść historyczna
Komentarze
Prześlij komentarz