Migracje
Mamy zatem świat, w którym wyginęły już prawie wszystkie gatunki dzikich zwierząt. Przyczyna tego jest oczywista – dewastacyjny wpływ człowieka na przyrodę. Główna bohaterka, wraz ze swoim mężem należą do aktywistów, starających się jeszcze ratować to, co się da; w szczególności interesują ją ptaki, do których ma stosunek bardzo osobisty, podobnie zresztą, jak do oceanu. Franny wydaje się taką istotą stojącą gdzieś na pograniczu świata ludzi i zwierząt, tajemniczą, niczym wspominana w Migracjach Selkie – pół kobieta, pół foka z inuickich legend. Choć de facto, z biologicznego punktu widzenia, to ten sam świat, co czyni sprawę jeszcze bardziej tragiczną. Człowiek jest częścią przyrody, a nie jakimś bytem, który może funkcjonować oddzielnie od niej. Nie wiem dlaczego ludzie wyobrażają sobie, że dzikie zwierzęta wyginą, a oni będą sobie dalej spokojnie żyć. Wprawdzie w powieści znalazły się wzmianki o coraz powszechniejszych protestach i potępieniu tych, którzy [jeszcze] zabijają zwierzęta, ale z drugiej strony autorka pisze też: Nasi przywódcy zdecydowali, że rozwój ekonomiczny jest ważniejszy. Że kryzys związany z wymieraniem gatunków to możliwa do zaakceptowania cena z ich chciwość. Ten fragment mnie zastanowił. Bo wydaje się być sprzeczny z opisywaną w Migracjach zmieniającą się postawą społeczeństwa. Bo jest on odbiciem tego, jak postępujemy TERAZ. Poza tym, co znaczy „nasi przywódcy”? Przecież to my ich wybieramy, a zatem to tak naprawdę MY decydujemy, że rozwój ekonomiczny jest ważniejszy od przyrody. Co oczywiście jest ślepą uliczką, bo o jakim rozwoju ekonomicznym będzie mowa, kiedy wszystko zacznie się sypać i pieniądze trzeba będzie wydawać na naprawianie szkód, a nie na rozwój. Może więc przyszłe pokolenie będzie wolało zawierzyć Grecie Thunberg, niż tym, którzy z chciwości nie będą wahać się przed wycięciem ostatniego drzewa, czy zabiciem ostatniego wilka na tej ziemi.
Charlotte McConaghy każe zastanowić się nad tym, jak będzie wyglądać nasz świat, jeśli do tego dopuścimy (i kiedy to nastąpi). Pokazuje to, że człowiek jest częścią przyrody i że jej potrzebuje. Jak będziemy się czuć bez śpiewu ptaków, bez pluskania ryb w rzece, czy podglądania stada saren w lesie? I co nam wtedy pozostanie? Autorka nie obawia się mówić wprost i wkraczać na grząski teren tzw. ekologizmu: ludzie są plagą, szkodnikiem dla planety. Ta idea jest dziś raczej potępiana, bo bardzo dla ludzi niewygodna, ale za kilka lat, kto wie? Teorii ewolucji także się sprzeciwiano, bo ludzie nie chcieli zaakceptować myśli, że nie są jakimiś wyjątkowymi stworzeniami, a stanowią tylko jeden z wielu gatunków. Do dziś jednak trudno nam oswoić się z myślą, że inne gatunki nie są wcale od nas gorsze – po prostu są inne. To kolejna idea, która musi się przebić do świadomości ludzkiej, podobnie jak ta, że kobiety nie są gorsze od mężczyzn, a ludzie różnych ras gorsi od białych. Nie tylko ja tak myślę. Katarzyna Boni pisze*:
To, czy uratujemy świat, zależy nie tylko od naszego wysiłku w jego ratowaniu, ale też od wysiłku polegającego na powstrzymaniu się i zrobieniu miejsca innym narracjom. Uznaniu ich za pełnoprawne, godne wysłuchania i godne uratowania. Zobaczeniu w zwierzętach istot, które - tak jak my - mają rozwijaną od tysięcy, milionów lat, wiedzę o świecie. Gdybyśmy porzucili gatunkowy narcyzm i posłuchali, co powiedziałyby wieloryb, szympans i ośmiornica?
My też możemy go pielęgnować
Gatunek: beletrystyka
Charlotte McConaghy, Migracje, Wydawnictwo Czarna Owca, 2021
*Książki. Magazyn do czytania - W oku wieloryba
Witam, witam. Tak jakoś ręka zaprowadziła mnie do starszych postów, a tam znalazłam wpis "starej znajomej". O kurczę! - myślę. Jak miło. I zauważam kilka wspólnych książek - jeszcze milej. Cieszę się, że nadal wiernie blogujesz. Będę zaglądać. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńTak, bloguję, bo to lubię, no i obserwuję u siebie zmiany w preferencjach czytelniczych... Też pozdrawiam :)
Usuń