Oto znowu to robię. Czytam powieść, która łamie mi serce. Jeszcze do niedawna unikałam dystopii ekologicznych (jest w ogóle taki gatunek?), ale teraz staram się stawić czoła problemowi, bo przecież udawanie, że go nie ma, nie sprawi, że on zniknie. To jednak wcale nie pomaga, tylko za każdym razem czuję się, jakbym posypywała solą otwartą ranę. Tymczasem takich pozycji pojawia się coraz więcej, bo katastrofa klimatyczna przestała być jakimś marginalnym zagadnieniem, które interesuje tylko ekofreaków i otrzymała status „to już oficjalne”. Książki traktujące o cierpieniu i zagładzie zwierząt poruszają mnie chyba jeszcze bardziej, niż te o świecie roślin. W końcu bliżej człowiekowi do zwierzęcia, łatwiej wyobrazić sobie jego egzystencję, niż egzystencję niemych drzew, albo mchów. Nie umiem też pisać recenzji takich książek, bo zawsze kończy się to na emocjonalnych wpisach, w których wyrzucam z siebie, co o tym wszystkim myślę, zamiast pisać o tym, czy powieść jest dobra, czy zła. Tak było z Listowieścią – tak, jej recenzja jest niedobra, wiem o tym. Wracam też myślami do Kwartetu Klimatycznego Mai Lunde, bo Migracje są bardzo podobną do nich książką, zarówno jeśli chodzi o treść, nastrój, jak i przesłanie. Właściwie wszystko, co napisałam po lekturze Ostatniego, mogłabym powtórzyć pisząc o Migracjach


Mamy zatem świat, w którym wyginęły już prawie wszystkie gatunki dzikich zwierząt. Przyczyna tego jest oczywista – dewastacyjny wpływ człowieka na przyrodę. Główna bohaterka, wraz ze swoim mężem należą do aktywistów, starających się jeszcze ratować to, co się da; w szczególności interesują ją ptaki, do których ma stosunek bardzo osobisty, podobnie zresztą, jak do oceanu. Franny wydaje się taką istotą stojącą gdzieś na pograniczu świata ludzi i zwierząt, tajemniczą, niczym wspominana w Migracjach Selkie – pół kobieta, pół foka z inuickich legend. Choć de facto, z biologicznego punktu widzenia, to ten sam świat, co czyni sprawę jeszcze bardziej tragiczną. Człowiek jest częścią przyrody, a nie jakimś bytem, który może funkcjonować oddzielnie od niej. Nie wiem dlaczego ludzie wyobrażają sobie, że dzikie zwierzęta wyginą, a oni będą sobie dalej spokojnie żyć. Wprawdzie w powieści znalazły się wzmianki o coraz powszechniejszych protestach i potępieniu tych, którzy [jeszcze] zabijają zwierzęta, ale z drugiej strony autorka pisze też: Nasi przywódcy zdecydowali, że rozwój ekonomiczny jest ważniejszy. Że kryzys związany z wymieraniem gatunków to możliwa do zaakceptowania cena z ich chciwość. Ten fragment mnie zastanowił. Bo wydaje się być sprzeczny z opisywaną w Migracjach zmieniającą się postawą społeczeństwa. Bo jest on odbiciem tego, jak postępujemy TERAZ. Poza tym, co znaczy „nasi przywódcy”? Przecież to my ich wybieramy, a zatem to tak naprawdę MY decydujemy, że rozwój ekonomiczny jest ważniejszy od przyrody. Co oczywiście jest ślepą uliczką, bo o jakim rozwoju ekonomicznym będzie mowa, kiedy wszystko zacznie się sypać i pieniądze trzeba będzie wydawać na naprawianie szkód, a nie na rozwój. Może więc przyszłe pokolenie będzie wolało zawierzyć Grecie Thunberg, niż tym, którzy z chciwości nie będą wahać się przed wycięciem ostatniego drzewa, czy zabiciem ostatniego wilka na tej ziemi. 


Charlotte McConaghy każe zastanowić się nad tym, jak będzie wyglądać nasz świat, jeśli do tego dopuścimy (i kiedy to nastąpi). Pokazuje to, że człowiek jest częścią przyrody i że jej potrzebuje. Jak będziemy się czuć bez śpiewu ptaków, bez pluskania ryb w rzece, czy podglądania stada saren w lesie? I co nam wtedy pozostanie? Autorka nie obawia się mówić wprost i wkraczać na grząski teren tzw. ekologizmu: ludzie są plagą, szkodnikiem dla planety. Ta idea jest dziś raczej potępiana, bo bardzo dla ludzi niewygodna, ale za kilka lat, kto wie? Teorii ewolucji także się sprzeciwiano, bo ludzie nie chcieli zaakceptować myśli, że nie są jakimiś wyjątkowymi stworzeniami, a stanowią tylko jeden z wielu gatunków. Do dziś jednak trudno nam oswoić się z myślą, że inne gatunki nie są wcale od nas gorsze – po prostu są inne. To kolejna idea, która musi się przebić do świadomości ludzkiej, podobnie jak ta, że kobiety nie są gorsze od mężczyzn, a ludzie różnych ras gorsi od białych. Nie tylko ja tak myślę. Katarzyna Boni pisze*:

To, czy uratujemy świat, zależy nie tylko od naszego wysiłku w jego ratowaniu, ale też od wysiłku polegającego na powstrzymaniu się i zrobieniu miejsca innym narracjom. Uznaniu ich za pełnoprawne, godne wysłuchania i godne uratowania. Zobaczeniu w zwierzętach istot, które - tak jak my - mają rozwijaną od tysięcy, milionów lat, wiedzę o świecie. Gdybyśmy porzucili gatunkowy narcyzm i posłuchali, co powiedziałyby wieloryb, szympans i ośmiornica?

Środki wyrazu, którymi posługuje się irlandzka pisarka są pozornie proste – dużo prostsze, niż w Listowieści, bez jej nadmiarowości i mało zrozumiałych idei. Ekologiczna treść jest w Migracjach bardzo sprytnie spleciona z losami głównej bohaterki, przemierzającej świat w sobie tylko wiadomym celu. Od razu widać, że nie jest to postać tuzinkowa, że wiele skrywa, ciąży jej przeszłość, jest niedopasowana. Wszystko to zrobiło to na mnie duże wrażenie, wywołało wiele emocji, czułam się, jakby autorka co rusz wbijała mi taką szpileczkę, lub raczej – wracając do metafory z początku tekstu – od nowa posypywała solą moją ranę. Dlatego też podobała mi się ta książka dużo bardziej od Ostatniego, który wydał mi się jednak trochę z emocji wyprany – natomiast Migracje poruszyły we mnie najczulsze struny. W głowie miałam podkład muzyczny, składający się z takich kawałków, jak No Time to Die, The End (The Doors), czy Ashes. Charlotte McConaghy nie zostawia jednak czytelnika w poczuciu całkowitej beznadziei, nie zdała mnie na pastwę mojego defetyzmu, co również doceniam. To chyba też jest bardzo ludzkie, że  zawsze staramy się jednak przemycić choć cień optymizmu i nadziei – w końcu nie wiemy do końca co nas czeka, a póki jest nadzieja, póki jest coś do zrobienia – trzeba walczyć. 


My też możemy go pielęgnować

 

Metryczka:
Gatunek: beletrystyka
Główny bohater: Franny Stone
Miejsce akcji: Atlantyk
Czas akcji:bliżej nieokreślona przyszłość
Ilość stron: 352
Moja ocena: 5,5/6

Charlotte McConaghy, Migracje, Wydawnictwo Czarna Owca, 2021

*Książki. Magazyn do czytania - W oku wieloryba 

Komentarze

  1. Witam, witam. Tak jakoś ręka zaprowadziła mnie do starszych postów, a tam znalazłam wpis "starej znajomej". O kurczę! - myślę. Jak miło. I zauważam kilka wspólnych książek - jeszcze milej. Cieszę się, że nadal wiernie blogujesz. Będę zaglądać. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bloguję, bo to lubię, no i obserwuję u siebie zmiany w preferencjach czytelniczych... Też pozdrawiam :)

      Usuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później