Kreatywność polega na tym, że porzucamy utarte ścieżki i próbujemy spojrzeć na dany problem z zupełnie nowej, niestandardowej perspektywy. Właśnie to czyni autorka Matki wynalazku. Spodziewałam się, że ta książka poświęcona będzie różnym wynalazkom, których poczynienie było hamowane przez uprzedzenia płciowe, jednak Katrine Marcal idzie znacznie dalej. Wyjaśnia w jaki sposób dyskryminacja jednej płci odbiła się na rozwoju i postrzeganiu nauki oraz techniki. Co się stało podczas rewolucji przemysłowej oraz jak wpłynęło to na rynek pracy. W jakim kierunku patriarchat popchnął kapitalizm i konsumpcjonizm. Wiecie, że samochody elektryczne były znane już na początku XX wieku, ale przegrały konkurencję z samochodami spalinowymi, ponieważ były postrzegane jako pojazdy dla kobiet? Czyli – domyślcie się – coś gorszego, coś czym szanujący się mężczyzna nie może jeździć. Teraz, po stu latach odkrywamy je na nowo, a mogliśmy mieć całą infrastrukturę i czystsze powietrze już dawno temu… 

 

Matka wynalazku podejmuje podobną tematykę, co Niewidzialne kobiety i można ją traktować uzupełniająco do tej ostatniej. Również Marcal dostrzega, że w naszej kulturze jako podstawowy, uniwersalny jest traktowany męski punkt widzenia, i jak bardzo świat jest wymyślony przez mężczyzn i dla mężczyzn. Dowód? Niektóre czytelniczki zwracają uwagę na to, że narracja jest tu domyślnie skierowana do kobiety – a ja się pytam, czy gdyby końcówki były męskie, to również by się tego czepiano? Nie, pewnie nikt by tego nie zauważył, bo coś takiego uważamy za normalne. Analogiczny przykład z mojego własnego życia: niedawno moja przychodnia zainstalowała sobie automatyczną sekretarkę. Dzwonię tam, i ku swojej irytacji słyszę: "Jest Pan pierwszy w kolejce, proszę czekać...". Serio? Teraz wszystkich będziecie nazywać mężczyznami? Już pomijam fakt, że zapewne do przychodni dzwoni znacznie więcej pań, niż panów... 

 

Lektura Matki wynalazku sprawiła, że powróciło do mnie pytanie, które zadałam sobie już jakiś czas temu: gdzie byłby obecnie świat, i jak by wyglądał, gdyby przez całe te wieki nie ograniczano potencjału połowy ludzkości, nie pozwalając kobietom kształcić się, dokładać się do postępu, a także sprawować władzy. Gdyby uwzględniano też kobiecą perspektywę, a nie spychano kobiety tylko do roli kogoś podrzędnego, kogo potrzeby się nie liczą. Gdyby nie gloryfikowano ciągle męskości (czasem pojmowanej w zupełnie idiotyczny sposób), nie stosowano podwójnych standardów do płci, nie hołdowano tym wszystkim szkodliwym stereotypom. Na pewno nie było tylu  wojen, przemocy i niesprawiedliwości; i to teraz znowu mamy kolejną bezsensowną wojnę wywołaną przez mężczyzn opętanych przez władzę, festiwal śmierci i przemocy, przez co cofamy się cywilizacyjnie. Nawiasem mówiąc historia powoduje, że jak przychodzi co do czego, czyli kiedy faceci zwęszą kasę, to ta narracja tego, co męskie, a co nie, prędziutko się zmienia, czego przykładem jest informatyka.  

 

Katrine Marcal pisze także o przyszłości. Pojawia się tu kwestia tzw. drugiej ery maszyn – przejmowania przez maszyny pracy i rugowania ludzi z rynku pracy. Wieszczą to różni naukowcy i myśliciele, jak chociażby Yuval Harari. Ma powstać cała rzesza tzw. „zbędnych ludzi”. Problem ten przewija się też w wywiadach Karoliny Korwin – Piotrowskiej, zamieszczonych w Resecie. Ale jakoś nikomu do głowy nie przyszło to, co podsuwa Marcal, a wydaje się to banalnie proste i oczywiste – jednak, jak wiele wynalazków, wymaga zmiany myślenia. Jeśli chcecie wiedzieć o co chodzi, przeczytajcie książkę. 

 

Wreszcie szwedzka pisarka kapitalnie podsumowuje problematykę katastrofy klimatycznej, do której podejście – niespodzianka – ma także wiele wspólnego z hołdowaniem konserwatywnym, a zatem patriarchalnym wartościom. Niech Ci Ziemia poddaną będzie. Ziemia w końcu też jest kobietą… Nazywamy środowisko naturalne Matką Naturą. Ale czy zastanowiło was kiedyś jakie implikacje to niesie? Matka wszak kocha bezwarunkowo, jest od tego, żeby dbać, zapewniać wikt i opierunek, dawać, żeby się poświęcać….cóż z tego, że jej własne potrzeby są zaniedbywane… Te fragmenty to najlepszy moment książki, i ja odnalazłam w nich również siebie. Nomen omen, w XVI i XVII wieku urządzano polowania na czarownice oskarżając kobiety m.in. o sterowanie pogodą – a pogoda była wtedy wyjątkowo kapryśna (opowieść o tym można znaleźć np. w Kobietach z Vardo). Dobrze, że współcześnie już nie wierzymy w czary, bo stosy znów by zapłonęły… 

 

Wiem, że ta książka pokazuje bardzo feministyczną perspektywę, przez co zapewne napotka znowu opór konserwatystów. Jednak to mądry mężczyzna powiedział, że "wszyscy powinniśmy być feministami". Bo mądry człowiek wie, że by ludzkość się rozwijała nie możemy ciągle podtrzymywać nierówności. Spychać na bok połowę społeczeństwa. Stosować przemoc i dominację. Nie chcemy już tych "wartości", co dobitnie ilustruje aktualna sytuacja na świecie. Potrzebujemy więcej kobiet u władzy, kobiet, które zajmą się realnymi problemami, a nie wywoływaniem wojen i gnębieniem ludzi. Marcal pokazuje, że wiele problemów można rozwiązać inaczej (i lepiej), gdyby tylko uwzględnić potrzeby kobiet, a nie tylko białych mężczyzn. Tylko wymaga to mentalnej zmiany, zmiany utrwalonego przez całe lata myślenia, a to może okazać się trudniejsze, niż wprowadzenie niejednej produktowej innowacji. 

 

Metryczka:
Gatunek: literatura popularnonaukowa
Główny bohater: kobiece wartości
Miejsce akcji: świat
Czas akcji: w przeszłości i współcześnie
Ilość stron: 306

Moja ocena: 6/6

 

Katrine Marcal, Matka wynalazku. Jak uprzedzenia hamują postęp, Wyd. Czarne, 2021

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później