Rok temu, kiedy czytałam Chwilową anomalię, miałam do niej jedno, podstawowe zastrzeżenie: że ta książka została napisana zbyt szybko, kiedy pandemia się nie skończyła i nic tak naprawdę nie było wiadomo. Za szybko na jakieś podsumowania i wnioski. I to samo jest z książką Karoliny Korwin-Piotrowskiej, która została napisana w tym samym czasie, co pozycja Michniewicza i jest oparta w zasadzie na tym samym zamyśle: opowiedzieć o tym, co się dzieje kiedy mamy kryzys i pogdybać co nas czeka. To jest chyba to parcie dziennikarzy, by pisać, by coś robić, skoro się coś dzieje i póki temat jest świeży. Rozumiem trochę dylemat: wydawać, czy czekać, nie wiadomo jak długo potrwa ta sytuacja, a czy jak się skończy ludzie będą chcieli o tym jeszcze czytać? A tymczasem warto jednak byłoby spojrzeć na te rzeczy z dystansem, czego dowodzi Reset. Nie żeby jego treść się zdezaktualizowała, ale mieliśmy cały 2021 rok z pandemią, kolejne fale, teraz mamy kolejny, poza tym wydarzyło się wiele innych (głównie niefajnych) rzeczy i to wszystko jednak dopełnia obraz sytuacji. Jeśli w 2020 roku wszyscy byliśmy mniej lub bardziej spanikowani, to w kolejnym roku przyzwyczailiśmy się do sytuacji, a nawet zaczęliśmy ją lekceważyć, a poważnym problemem stało się negowanie szczepień. Tego w 2020 roku jeszcze nie było, aczkolwiek kwestie poruszane w książce są nadal bardzo aktualne, bo dotyczą najważniejszych zjawisk, z którymi teraz mamy do czynienia. Jest zatem o coraz większej polaryzacji społeczeństwa i jego wściekłości, nieudolności rządzących, galopującym konsumpcjonizmie, zalewie teorii spiskowych, zmniejszającej się wolności obywatela, szkodach, jakie czynią media społecznościowe, prawach kobiet, ekologii, itd. Rozmówcami są głównie przedstawiciele branży artystycznej i mediów, a zatem tej branży, która została mocno dotknięta przez wszelakie obostrzenia – bo przecież kultura nie jest dobrem pierwszej potrzeby w czasach kryzysu (choć z drugiej strony to przecież kulturze zawdzięczamy to, że przetrwaliśmy te lockdowny, bo co robilibyśmy gdyby nie te wszystkie filmy, książki, muzyka?). 

 

Zatem mamy reżyserki, dziennikarzy, pisarzy (ale nie celebrytów z pierwszych stron Plotka), którzy opowiadają, jak się czuli kiedy ogłoszono lockdown (pierwszy), co to dla nich zmieniło i jak widzą przyszłość. Po kilku pierwszych wywiadach byłam tym zmęczona, bo były one bardzo powtarzalne – przecież wszyscy czuliśmy mniej więcej to samo, a na dodatek słyszy się to ciągle od dwóch lat (co oczywiście nie jest winą tej książki). Poza tym miałam wrażenie, że wywiady te są przepełnione takim dramatyzowaniem, defetyzmem, że świat się kończy, że już nigdy nie będzie jak dawniej, że pandemia zostawi po sobie zgliszcza, to walnie, aaaa, wszyscy umrzemy. I że taka de facto jest teza dziennikarki, często zadającej „naprowadzające” pytania. Jako adwokat diabła myślałam sobie wtedy, że oto sposób myślenia współczesnego człowieka, który zapomniał o tym, co było w przeszłości, żył sobie bardzo wygodnie, w ciepełku, i myślał, że tak będzie już zawsze, a tu pojawia się jakiś wirus i wszystko mu burzy i to jest dla niego „koniec świata”. Jasne, dla wielu osób był to faktycznie dramat, bo np. stracili pracę, czy nie daj Boże bliskich, ale dla wielu to takie tupanie dziecka w markecie, bo mu matka batonika nie chce kupić. To myślę, kiedy czytam narzekanie, że ktoś nie może wyjść na piwo ze znajomymi, wyjechać na wakacje za granicę, czy wycałować kogoś na powitanie. Albo kupić Playstation. Dość naiwne wydawały mi się też powtarzające się stwierdzenia o „zemście natury” i nadziei, że ludzie się czegoś z tej pandemii nauczą… I to pojawiające się sformułowanie, że „zabrano nam” coś (najczęściej wolność). W formie biernej, bo właściwie kto nam zabrał – rząd, lekarze, natura, Bóg? No nie ma kogo wskazać, ale przecież winnych trzeba znaleźć… Tymczasem zmiana jest częścią życia i nie ma co płakać, że „nic już nie będzie jak dawniej” tylko niestety trzeba się przystosować. Dlatego podobało mi się, kiedy Natalia Kukulska skwitowała to biadolenie: Jakoś damy radę, bo dawaliśmy sobie nieraz w historii, a teraz mamy przecież jeszcze lepsze narzędzia w ręku. To nie pandemia Covid spowoduje koniec naszego świata: mnie bardziej martwią inne rzeczy, opisywane także w tej książce.


Odniosłam wrażenie, że dla wielu osób te rozmowy były czymś w rodzaju terapii – można było się wygadać, wyrzucić swój strach, swoje obawy dotyczące przyszłości, aczkolwiek nie da się ukryć, że prowadząca trochę je nakręca. Tym niemniej większość wywiadów czytało mi się dobrze, bo dobrze jest czytać rozmowy inteligentnych ludzi. A im dalej w tekst, tym było lepiej, ciekawiej. Niepokojące jest, że tak wielu z tych inteligentnych ludzi patrzy w przyszłość z takim pesymizmem - tym rozmówcom, chyba przydałoby się więcej Factfulness i wyjście ze swojej bańki, bo chyba wszyscy tym grzeszymy. Weźmy chociaż bardzo ciekawy wywiad z Polką mieszkającą w Hollywood, która opisuje, jak strasznie się zrobiło w Ameryce po wybuchu pandemii i  że po przylocie do Europy poczuła się, jakby „uciekła z więzienia”. A w Polsce to już w ogóle Disneyland! Że co? Nieszczęśliwy człowiek bierze wszystkie ponure wydarzenia za obiektywną rzeczywistość, spogląda na świat, jakby ktoś zdjął mu nagle różowe okulary - a nie da się funkcjonować całkowicie bez tych różowych okularów, bo stres by nas zabił. Nota bene, pamiętam, jak na początku tego roku jeden z influencerów na Instagramie napisał: jest dobrze, jestem szczęśliwy – i to mnie zszokowało, bo jak to, w tej powszechnej narracji katastroficzno-pandemicznej ktoś pisze, że jest dobrze. Ślepy, czy szalony?

 

Tak, czy inaczej nie mam prawa oceniać innych za to, co czują i jak znoszą stres. Także dla mnie to było coś na zasadzie oswajania smoków, lęku przed tym, co nadchodzi, choć i niewątpliwie te rozmowy także mogą ten lęk generować. Ale dają ogląd m.in., jak różni ludzie patrzą na świat. Najciekawsze dla mnie były te rozmowy, które nie wałkują uczuć interlokutorów, tylko są bardziej eksperckie i dotyczą konkretów, czyli jak zmienia się konkretna branża np. modowa (i to niekoniecznie tylko wskutek pandemii, ale ogólnie postępu, technologii, itd.), czy rozmowa z analityczką trendów. Dla mnie to nie były jednak żadne nowości, o wszystkim tym wielokrotnie już czytałam, co oczywiście nie jest zarzutem do tej książki, bo nie każdy czyta tyle, co ja i interesuje się tym, co ja. Dobrze, że prowadząca dała swoim rozmówcom sporo przestrzeni, nie zagadała ich – jak to ona. Nie ma tutaj takiej Korwin-Piotrowskiej, jakiej nie lubię, która czasem potrafi zasunąć tekstem takim, że odbiorca czuje się, jakby go zdzieliła w twarz. No i to nie są takie wywiady „celebryckie”, w których główny bohater jest ą, ę – tylko wręcz przeciwnie – ten cały celebrycki blichtr rozmontowujące. Ostatecznie moje wrażenia są bardzo pozytywne. Wydaje mi się, że idealnym podsumowaniem są tu słowa Dickensa:

Była to najlepsza i najgorsza z epok, wiek rozumu i wiek szaleństwa, czas wiary i czas zwątpienia, okres światła i okres mroków, wiosna pięknych nadziei i zima rozpaczy. Wszystko było przed nami i nic nie mieliśmy przed sobą. *


Metryczka:
Gatunek: literatura faktu
Główny bohater: pandemia covid-19
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 416

Moja ocena: 5/6

 

Karolina Korwin-Piotrowska, Reset. Świat na nowo, Wyd. Mando, 2021

 

*Opowieść o dwóch miastach w przekładzie Tadeusza Jana Dehnela, Poznań 2016 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później