Niewidzialne kobiety

Zapach podoba się kobietom i ludziom w otoczeniu. Taką oto ciekawostkę wyłuskałam niedawno z recenzji perfum na Fragrantice. No tak, wszak powszechnie wiadomo, że kobieta to nie człowiek. Można się śmiać, tylko że to wcale nie jest tak absurdalne, jak by się wydawało. Dowodzi tego publikacja Niewidzialne kobiety

 

Ludzkość składa się w połowie z mężczyzn i kobiet – mniej więcej w równych proporcjach. Płcie jednak się czymś różnią, już na pierwszy rzut oka, dlaczego więc zakładamy, że kobiety i mężczyźni są tacy sami? Wszak pierwszy chłopek roztropek wie, że nie są, a wiele osób za swoją biblię uznaje Płeć mózgu. Skoro naukowcy z jednej strony dowodzą, że różnice pomiędzy płciami są fundamentalne, to czemu cały świat zachowuje się, jakby były one nieistotne? Albo raczej są istotne, wtedy kiedy jest to wygodne (np. kiedy trzeba pokazać kobiecie, gdzie jest jej miejsce), a kiedy nie – przyjmuje się męską optykę. Baby są jakieś inne – że zacytuję jednego z polskich reżyserów. Baby? A może chłopy? Dlaczego zawsze rozpatrujemy kobiety w odniesieniu do mężczyzn, a nie na odwrót? Caroline Criado Perez pokazuje, że ta perspektywa jest tak powszechna, że pewnie nawet jej nie zauważamy i się nad nią nie zastanawiamy. To mężczyzna jest wzorcem, punktem odniesienia, normą, natomiast kobieta jest… odchyleniem od normy. Tak właśnie. To sprawia, że męska perspektywa jest postrzegana jako uniwersalna, natomiast kobieca, jako coś niszowego… Idąc za tym tokiem myślenia, danych o kobietach w różnych dziedzinach życia się nie zbiera, ponieważ uważa się, że nie ma takiej konieczności – dane o mężczyznach mają powiedzieć nam wszystko. I w ten właśnie sposób toczy się świat, poczynając od polityki, historii, przez środowisko pracy, a kończąc na rozrywce. Historia jest historią mężczyzn, kobiety z niej wymazano. Nieistotne. Język? Domyślna i uniwersalna jest końcówka męska, te kobiece są postrzegane jako udziwnianie języka (a propos czepiania się psycholożki: w 2019r. Rada Języka Polskiego odnosząc się do dyskusji nt. żeńskich form nazw zawodów wreszcie zauważyła: Większość argumentów przeciw tworzeniu nazw żeńskich jest pozbawiona podstaw). A weźmy literaturę. Wiecie, jak książka jest o wojnie, to znaczy, że jest uniwersalna (i WAŻNA), a jak jest o miłości, czy dzieciach, to jest mało istotna, bo to są „babskie tematy” – a przecież wszyscy wiemy, jak kojarzy się tzw. literatura kobieca. I tak, już dawno zauważyłam, że kobiety nie mają problemów z tym, by czytać książki napisane przez mężczyzn i o mężczyznach, natomiast w drugą stronę to nie działa – no tak, bo przecież uczą nas, że tylko to, co tyczy się mężczyzn, jest uniwersalne… A mnie w szkole uczyli, że norma = większość, a nie połowa.  

 

Perez przytacza mnóstwo przykładów (popartych twardymi danymi i przypisami na kilkadziesiąt stron) na to, jak kobiece potrzeby są lekceważone w skali światowej. Dominuje pogląd, że nie ma potrzeby rozgraniczać potrzeb kobiet od mężczyzn, bo niczym się one od siebie nie różnią. I widać to w dziedzinach takich, o jakich raczej nie kojarzymy z seksizmem, pozornie neutralnych, jak np. transport, inwestowanie w infrastrukturę drogową, czy planowanie przestrzenne. Chcecie dowiedzieć się w jaki sposób w wymienionych obszarach dokonuje się dyskryminacja? Poczytajcie Perez. Co więcej, kiedy mówi się o potrzebach stricte kobiecych, jest odbierane jako „zawężanie perspektywy” (bo przecież to męskie potrzeby są uniwersalne). Na udogodnieniach, które służyłyby w pierwszym rzędzie kobietom oszczędza się (weźmy choć obcinanie funduszy na placówki opieki nad dziećmi), bo są WAŻNIEJSZE problemy. Problemy jednej połowy ludzkości zawsze są ważniejsze, niż problemy tej drugiej. I to mimo, iż statystyki pokazują, że są to pozorne oszczędności, bo ich długofalowe konsekwencje pociągają za sobą znacznie wyższe koszty. Problem w tym, że podobnych statystyk się nie analizuje, a przede wszystkim nie zbiera się odpowiednich danych – w podziale na płeć. Perez cały czas podkreśla lukę informacyjną z tego wynikającą i przekładającą się na kolejną dyskryminację, jak w błędnym kole. Perez pokazuje też, że jesteśmy dyskryminowane nawet wtedy, kiedy nie zdajemy sobie z tego sprawy (a wiele kobiet na pewno tak ma, sądząc po częstych ich wypowiedziach, o tym, że ja nie czuję się dyskryminowana). Fakty mówią za siebie. 

 

Wielu mężczyznom pewne problemy, dotyczące kobiet nawet nie przyjdą do głowy – bo po prostu sami nigdy ich nie doświadczyli. A zatem ich nie ma… Albo uznają, iż problemy kobiet „nie są realne”. Perez cytuje wypowiedź pewnego mężczyzny: a zatem zakładasz, że świat dla kobiet jest o wiele mniej bezpieczny? Serio? Nie sądziłam, że ktokolwiek – nawet mężczyzna! - może być tak krótkowzroczny, by tego nie dostrzegać! Czyżby molestowanie seksualne i gwałty były problemem w równym stopniu dotyczącym mężczyzn, jak i kobiet? A może one „nie są realne”, właśnie dlatego, że panów nie dotyczą? 

 

W świecie zawodowym kobieta, by zostać docenioną musi być kilka razy lepsza od mężczyzny (a i to niczego nie gwarantuje, a na pewno nie takich samych zarobków) – o czym doskonale wiemy. Doświadczam tego na własnej skórze. Panuje mit merytokracji, który jakoś – dziwnym trafem zawsze powoduje, że najlepszymi pracownikami są biali mężczyźni… Także algorytmy, które tworzymy pod pozorami obiektywności, w rzeczywistości są seksistowskie, bo przecież odzwierciedlają one nasze przekonania, w tym uprzedzenia – pisał o tym David Sumpter, a Perez podaje na to rozliczne przykłady. 

 

Idźmy dalej – kiedy dwa lata temu szukałam nowego smartfona, jednym z moich głównych kryteriów był jego rozmiar – taki, by mieścił mi się w dłoni. Okazało się, że modeli do wyboru jest ledwie kilka… w tym obszarze panuje istna gigantomania. Mimo tego, że kupiony w końcu telefon wydawał mi się w miarę kompaktowy (na tle innych modeli), to i tak nie ma mowy, żebym mogła go obsługiwać jedną ręką. Dlaczego tak jest? Ano jest to jeden z wielu przykładów, kiedy projektowane rzeczy odnoszą się wyłącznie do męskiej normy. Ale spokojnie, telefony już większe nie będą, bo osiągnęły już granice rozpiętości MĘSKICH dłoni (i kieszeni pewnie też). Wkurza mnie również to, że mój telefon nieodmiennie w pierwszym rzędzie podsuwa mi słowa z męskimi końcówkami – nie nauczył się, że obsługuje go kobieta. W dziedzinie technologii zresztą jest tak, że różne gadżety są tworzone, by rozwiązywać różne męskie problemy, natomiast jak rozpoznajemy, że coś jest „dla kobiet”? Bo jest RÓŻOWE. Telefony telefonami, ale są ważniejsze rzeczy, jak np. odzież ochronna, która również rozmiarami, czy parametrami (bo liczą się również różnice w budowie ciała) jest dostosowana do mężczyzn (zwłaszcza w zawodach zmaskulinizowanych), a to może mieć dla kobiet poważne konsekwencje, łącznie ze skutkami śmiertelnymi. W projektowaniu wielu rzeczy, począwszy od infrastruktury, przez samochody, a kończąc na przedmiotach do własnego użytku nie bierze się pod uwagę kobiecej perspektywy – bo jest to zbyt skomplikowane, kłopotliwe, kosztowne, albo po prostu nikomu nie przychodzi to do głowy, bo zajmują się tym mężczyźni. 

 

I tak dalej, i tak dalej, książka Perez jest pełna tego typu przygnębiających przykładów. Pół biedy jeśli chodzi o uciążliwości, które tylko utrudniają życie – jak na przykład chodniki wybrukowane kostką, po której nie da się chodzić w butach na obcasach (choć zadać należy sobie pytanie, czemu to KOBIETY zawsze muszą znosić owe niedogodności?), ale gorzej, gdy chodzi o kwestie życia lub śmierci. Prawdziwym niepokojem przejął mnie rozdział o lekach i procedurach medycznych, których – niespodzianka – również nie testuje się na kobietach, a zatem może się okazać, że kobiety reagują na nie inaczej, niż mężczyźni. Przecież kobiece organizmy są inne, już pomijając układ rozrodczy i hormonalny, to nawet układ immunologiczny może reagować inaczej. Tymczasem świat medycyny milczy na ten temat, ba, wiele kobiecych dolegliwości się lekceważy. Dlaczego naukowcy nie zajmują się badaniem i leczeniem PMSu tak, jak zajmują się problemami ze wzwodem?? Perez zastanawia się np. na tym, ile badań nad lekami, czy terapii porzucono, ponieważ były testowane tylko na mężczyznach – i nie działały – a być może zadziałałyby na kobietach? Szczerze mówiąc to jest to dla mnie szokujące, bo nie zdawałam sobie sprawy, że w tej dziedzinie również świat jest tak adrocentryczny, bo też nie znajduję logicznego uzasadnienia dla którego do badań nad lekami, czy przy analizowania objawów chorobowych nie bierze się pod uwagę obu płci. 

 

Czytałam tę książkę z rosnącą ciekawością, ale i oczywiście rosnącym w….em. Jest tu wiele zdań, które chciałabym zacytować. Masa przykładów na to, że świat jest urządzony przez mężczyzn i DLA mężczyzn jest porażająca. Oczywiście nie jest to nic nowego, tym niemniej wydawałoby się, że w XXI wieku nie powinno być to aż tak wyraźne. Tymczasem widać, że owa równość szans jest tylko teoretyczna, a w praktyce jeszcze tak wiele jest do zrobienia. Neutralność płciowa nie jest synonimem równouprawnienia, często jest wręcz przeciwnie. Póki co chyba tylko przemysł kosmetyczny przejął się zróżnicowanymi potrzebami kobiet i mężczyzn, wciskając nam różne kremy specjalnie dostosowane nie tylko do płci, wieku, ale nawet okoliczności… W tej książce autorka nie pisze jednak o urodzie, albo o innych tzw. pierdołach, tylko o poważnych kwestiach, takich jak polityka, zdrowie, bezpieczeństwo, czy życie zawodowe. Całe strony poświęcone są nieodpłatnej pracy kobiet, która jest dla kobiet poważnym obciążeniem, a której nikt nie docenia (ani finansowo, ani nawet mentalnie). Wszak gotowanie, sprzątanie, czy opieka nad dziećmi to babskie sprawy, zatem nie należą do uniwersalnego świata i nie warto się nad tym pochylać. To samo z przemocą seksualną, której gros nie jest w ogóle zgłaszana, bo i po co, skoro wiadomo, że nikt nic z tym nie zrobi. Tym samym – problemu oficjalnie nie ma. A decydują o tym nadal głównie mężczyźni, bo to oni są głównie u władzy. O kobiecych sprawach także – bez pytania kobiet o zdanie. Wszystko to są naczynia połączone… Znane powiedzenie powinno brzmieć: kobiety, dzieci i ryby głosu nie mają. Prawa kobiet? Jakie prawa kobiet, są ważniejsze sprawy. Perez nazywa to luką w danych. Wracamy więc do – już mniej zabawnego w tym kontekście zdanka, że kobieta to nie człowiek. A gdy wydarzy się coś złego – wojna, kataklizm, pandemia – wszystkie typowe luki w danych (…) powiększają się i zwielokrotniają. Bo, jak pisze Perez, mamy dobrą wymówkę. Również tu autorka Niewidzialnych kobiet pokazuje, jak bardzo takie podejście jest nieadekwatne do sytuacji. A w związku z kryzysem klimatycznym tego typu problemy będą się tylko pogłębiać.  

 

Wykluczamy kobiety, bo prawa połowy ludzkości świata postrzegamy jako interes mniejszości. Kobiety, ich wartości, dążenia i punkt widzenia zawsze były mniej ważne – i nadal tak jest. Paradoksalnie z kobiety są niewidzialne gdy w grę wchodzą o ich potrzeby, ale widzialne aż nadto – kiedy ich ciała są traktowane jako pałac uciech dla mężczyzn. Oto paradoks bycia kobietą: fakt ten jest widoczny aż do bólu, gdy kobietę traktuje się jako płeć służebną, a zarazem niewidzialny, gdy zaczyna się to liczyć – gdy trzeba ją uwzględnić. To a propos tezy, że coś takiego, jak gender nie istnieje:

Kobieca biologia to nie powód, dla którego kobiety są gwałcone i zastraszane. (…) Do tych aktów dochodzi nie z powodu płci biologicznej, lecz kulturowej – czyli znaczeń społecznych, jakie narzuciliśmy ciałom kobiety i mężczyzny. Żeby płeć kulturowa spełniała swoje zadanie, musi być jasne, które ciała wyzwalają takie, a nie inne traktowanie. (…) „już sam widok kobiety” wystarcza, aby oglądający natychmiast (…) zaklasyfikował ją jako kogoś, kogo się przekrzykuje. Kogoś, na kogo się gwiżdże. Kogoś, za kim się idzie. Kogoś, kogo się gwałci.

Poza tym:

rozpoznanie kobiety jako kobiety stanowi przyczynę, dla której uważa się, że to ona powinna sprzątać po wszystkich w biurze, pisać kartki świąteczne i urodzinowe do krewnych męża oraz opiekować się nimi w chorobie. Dostawać niższą pensję. Przejść na pół etatu po urodzeniu dziecka.

Tak, jest to książka potwierdzająca moje poglądy i jako taka zapewne nie spotka się z przychylnością wielu panów, podważając ich status quo. Nihil novi. Znając życie będą szukać dziury w rzetelności przytoczonych danych (tudzież faktu, że danych tych nie ma, o czym zresztą cały czas pisze Perez), zamiast po prostu przyjrzeć się omawianym kwestiom z ludzkiej, obiektywnej perspektywy (choć w sumie po tej lekturze nie wiem, czy coś takiego istnieje). Tu nie chodzi tylko o jakieś wyimaginowane prawa i problemy, prawa mniejszości, ale po prostu o to, że uwzględnienie perspektywy kobiet pozytywnie wpłynęłoby na rozwój ludzkości i leży w interesie wszystkich. Na mężczyzn raczej jednak w tej kwestii liczyć nie można, zatem trzeba zadbać o zwiększenie reprezentacji kobiet w gronie decydentów, liderów, naukowców i osób zbierających niezbędne dane. Książka ta jest niezmiernie ważna dla uświadomienia sobie tego wszystkiego. 

 

Metryczka:
Gatunek: literatura popularnonaukowa
Główny bohater: kobiety
Miejsce akcji: -
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 380

Moja ocena: 6/6

 

Caroline Criado Perez, Niewidzialne kobiety. Jak dane tworzą świat skrojony pod mężczyzn, wyd. Karakter, 2020

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później