Całkiem zwyczajny kraj
Porter – Szucs rozpoczyna swoją opowieść nie od Mieszka, ale od czasów zaborów. Przedstawia krajobraz nie tylko polityczny Polski, ale i gospodarczy oraz społeczny. Wyjaśnia to, co się na ogół pomija w oficjalnej historii – że koncepcja państwa narodowego, Polski i Polaków jako takich to koncept stosunkowo młody, zapoczątkowany w XIX wieku, a rozwinięty w wieku XX dzięki działalności nacjonalistów. Przedtem trudno było mówić o jakimś poczuciu wspólnoty, skoro losy szlachty i inteligencji były diametralnie różne od losów poddanego im chłopstwa. Szlachta i chłopi nie mieli po prostu wspólnych interesów, a historia znana nam z podręczników, to historia tylko szlachty (co próbuje się teraz odczarować, ukazując także sytuację niższych warstw społecznych w publikacjach dotyczących ludowej historii Polski). Autor Zwyczajnego kraju podkreśla, że ruchy, jakie miały miejsce w Polsce, zarówno w XIX wieku, jak i na początku XX wieku, nie były niczym nadzwyczajnym. Polska odzyskała niepodległość, ale było to pokłosiem ogólnego chaosu, jaki zapanował wtedy w Europie wskutek I wojny światowej i różnych zrywów rewolucyjnych, mających miejsce w różnych krajach. Jednocześnie nikt nie zaprzeczy, że wyjście z tego chaosu kosztowało wiele wysiłku, że były to bardzo ciężkie czasy przemian i niepewności i że ludziom wtedy musiało być bardzo trudno żyć. Nam, żyjącym sobie teraz w dobrobycie trudno to sobie wyobrazić.
Podobnie jest z historią współczesną, o której pisze amerykański historyk – za każdym razem nie zapomina on uznać, że losy Polaków były trudne, aczkolwiek na tle innych krajów na świecie nie AŻ tak trudne, jak nam się wydaje. Na przykład w PRL-u było zgrzebnie i biednie, ale to przecież logiczne, skoro kraj dźwigał się z ruin wojny, a poza tym w innych krajach bloku wschodniego sytuacja wyglądała o wiele gorzej, jeśli chodzi wolności obywatelskie i sytuację polityczną (różne reżimy). Poza tym Polska socjalistyczna może była biedna na tle innych państw europejskich, ale przecież mimo wszystko była krajem uprzemysłowionym, który się rozwijał, stabilnym, w którym większości ludziom żyło się normalnie, bo większość nie interesowała się polityką i nie doświadczyła żadnych realnych prześladowań ze strony władzy. A na świecie było wiele innych państw biedniejszych od Polski. Autor tłumaczy też kwestie socjalistycznej gospodarki.
Wiecie, to jest tak, że intuicyjnie zgadzam się w Brianem Porterem – Szucsem, bo znam dosyć dobrze historię świata. Zdaję sobie sprawę, że żadne chyba państwo nie uniknęło wojen i zawirowań i Polska nie jest tu żadnym wyjątkiem. Tylko, że różnie to się skończyło dla różnych krajów. Weźmy II wojnę światową - niektóre państwa, jak np. USA wyszły z niej wzmocnione, a niektóre niestety zrujnowane. Moje poczucie niesprawiedliwości dziejowej budzi się, kiedy myślę o tym, że bogata Europa Zachodnia, choć również zrujnowana, odbudowała się i błyskawicznie poszła do przodu dzięki Planowi Marshalla, tymczasem Polska (i inne państwa bloku wschodniego) musiała radzić sobie sama, czego skutki odczuwamy do dziś. Porter – Szucs o tym nie pisze. Jasne, nie było to winą państw zachodnich, tylko ZSRR, tym niemniej doprowadziło do utrwalenia wizerunku Polski w bogatych zachodnich społeczeństwach jako kraju biednego, szarego i zacofanego – i ten stereotyp funkcjonuje do dziś.
Warto tę książkę przeczytać chociażby dlatego, aby popatrzeć na siebie oczyma kogoś z zewnątrz, oczyma obiektywnego obserwatora i zaznajomić się z poglądem innym od tego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Niewątpliwie ta książka łamie stereotypy. Zarazem Całkiem zwyczajny kraj to historia Polski widziana oczyma obcokrajowca i siłą rzeczy pozbawiona wielu szczegółów i niuansów. Nie jest to typowy podręcznik z datami i faktami, ale przekrój wydarzeń; historia szyta bardzo grubymi nićmi, przedstawiona bardziej przez pryzmat ogólnych zjawisk, czy trendów (europejskich, czy światowych, w które wpisała się Polska), niż faktów, które dobrze znamy ze szkoły (no dobrze, które znają ci, co uważali na lekcjach historii). To również jest dobre, bo często za bardzo koncentrujemy się na detalach, brakuje nam takiego spojrzenia z lotu ptaka, zobaczenia lasu, a nie tylko drzew. Ciekawa jest analiza międzywojnia i ścierania się ze sobą różnych ruchów politycznych, ale już II wojna światowa jest potraktowana bardzo po łebkach (choć z uwagi na obszerność materiału można to zrozumieć). Co do czasów współczesnych - czas pokaże... I jakkolwiek co do zasady zgadzam się z tezą Porter – Szucsa, to takie przedstawienie naszych dziejów wydało mi się cokolwiek naciągane, potraktowane w nazbyt optymistyczny sposób. Autor cały czas podkreśla, że historia Polski była skomplikowana i że nie sposób wszystkiego sprowadzać do jednego mianownika, po czym… właśnie to robi. Okraja, upraszcza, wyrównuje jak walec na drodze. Szczególnie widoczne jest to przy omówieniu czasów PRL. Kolejki, kartki, czy inwigilacja władz to według autora kwestie marginalne, bo większości ludzi żyło się w tamtych czasach całkiem dobrze. Ja, choć ciąży mi obecny galopujący kapitalizm, to jestem daleka od gloryfikowania czasów PRL i wspominania tamtych czasów z łezką oku. To były przede wszystkim lata hipokryzji i kombinowania, a zasada, że „każdemu po równo” nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. Miał ten, kto miał lepsze układy i był bardziej obrotny – czyli zupełnie jak w kapitalizmie, tyle że teraz jest to oficjalne postawienie sprawy. Z drugiej strony kapitalizm nie równa się demokracji, co widać na przykładzie Chin. Dlatego też nie uważam samego socjalizmu za zły ustrój, to, że był zły spowodowało jego wypaczenie w Polsce i innych krajach będących pod butem ZSRR.
Porter przekonuje, że Polska jest zupełnie zwykłym, przeciętnym krajem, przeciętnym także jeśli chodzi o poziom życia - nie taki przecież zły, zwłaszcza współcześnie. Ale trudno się dziwić Polakom, że porównują swoje życie do bogatszych państw Europy Zachodniej, a nie do np. Afryki. Owszem, na pewno żyje się nam lepiej niż Afrykańczykom, ale w końcu jesteśmy Europejczykami, a poza tym normalna jest chęć równania w górę, a nie w dół. Zatem pocieszenie, że „inni mają gorzej” to żadne pocieszenie.
Gatunek: historyczne
Moja ocena: 4,5/6
Brian Porter - Szucs, Całkiem zwyczajny kraj. Historia Polski bez martyrologii, Wydawnictwo Filtry 2021
Komentarze
Prześlij komentarz