Mit normalności
Jak ujął to Fromm, zachowanie ludzi często nie wynika ze świadomej decyzji o postępowaniu zgodnie z jakimś wzorcem społecznym, lecz z chęci działania tak, jak działać muszą. (...) O kryteriach normalności i naturalności decyduje więc nie to, czy są one dobre dla ludzi, lecz to, czego się od nas oczekuje; jakie cechy i postawy służą podtrzymaniu istniejącej kultury. Kryteria te następnie wywyższa się do rangi “ludzkiej natury”, a odchylenia od nich postrzega jako anormalne.
Jakie mogą być skutki tego, że żyjemy w zanieczyszczonym środowisku, pełnym mikroplastiku, niezdrowo jemy, nie ruszamy się, pół życia spędzamy przyklejeni do ekranu (czy to do telefonu, czy komputera, czy to TV), zalewani potokiem bodźców i informacji, z których nawet nie wiemy co jest prawdą, a co fałszem? Jesteśmy pod nieustanną presją rywalizacji, nabywania coraz więcej, zarabiania coraz więcej, samorozwoju, podnoszenia swojej pozycji i prowadzenia życia idealnego, jak z obrazków na Instagramie. Nie umiemy odpoczywać i się bawić, bo kapitalizm wtłacza nam do głów, że czas to pieniądz, więc jak odpoczywasz, to ten czas marnujesz. Nie wiemy już tak naprawdę kim jesteśmy i nie umiemy być sobą, bo nasza ekspresja też jest poddawana nieustannej presji społecznych oczekiwań. Tkwiąc przed ekranami, mamy coraz większe problemy z nawiązywaniem relacji międzyludzkich, nie wspominając już o więziach z naturą. Swój ból, problemy zalewamy w związku z tym alkoholem, innymi nałogami, albo maskujemy chorobą. W dodatku czujemy się bezsilni wobec decyzji, jakie podejmują jacyś politycy ponad naszymi głowami, mający za nic interes zwykłych ludzi, a których koszty potem spadają na nas: wywoływane wojny, niszczone środowisko naturalne, odmawianie podstawowych praw, narzucanie nam szkodliwych i niebezpiecznych technologii. Młodzi ludzie są zdezorientowani i źli, bo czują, że nie mają przyszłości przez decyzje podejmowane przez starsze pokolenia (i mają rację). Wydaje się nam, że nasza cywilizacja jest taka wspaniała i wysokorozwinięta, że zlikwidowaliśmy tradycyjnie nękające ludzkość bolączki (jak choroby czy głód), jednak cały czas w tym “najlepszym z możliwych światów” wielu ludzi cierpi, a my stajemy przed koniecznością rozwiązywania problemów, które stworzyliśmy sobie sami. Przy czym przyczyn różnych chorób i zaburzeń cały czas doszukujemy się w człowieku, przypisując je a to genetyce, a to niezdrowemu stylowi życia, który jest “wyborem” jednostek. Nie widzimy (lub udajemy, że nie widzimy), że są to problemy systemowe, których nie da się rozwiązać na jednostkowym poziomie. Tak to z grubsza wygląda, i właśnie to - moim zdaniem - można nazwać toksyczną kulturą.
W pierwszej części Mitu normalności autor w zasadzie powtarza to, co pisał w Kiedy ciało mówi nie, na szczęście na tym nie poprzestaje. W kolejnych częściach książki autor omawia elementy toksycznego środowiska i kultury, w jakiej żyjemy (głównie rzecz jasna chodzi o rozwinięte, uprzemysłowione kraje). Poczynając od rozwoju człowieka i dzieciństwa, wychowywania dzieci w nienaturalnych rodzinach nuklearnych, przez nałogi i choroby psychiczne oraz ich diagnostykę, wpływ różnego rodzaju dyskryminacji (rasowej, płciowej, klasowej), po szkody jakie czyni w nas neoliberalny kapitalizm. Jesteśmy przemęczeni, przebodźcowani, wypaleni, co odbija się na naszym zdrowiu fizycznym i psychicznym. Mate opisuje, jakie szkody czyni w naszym organizmie stres (zwłaszcza przewlekły), w tym stres spowodowany takimi czynnikami jak ubóstwo, nierówności społeczne, czy dyskryminacja. Wpływa on nie tylko na nasze zdrowie, skracając (dosłownie) życie, ale i upośledza zdolności intelektualne i poznawcze. Osoby wywodzące się z biednych środowisk mają już na starcie gorzej, podobnie mają osoby niebiałe doświadczające rasizmu, czy kobiety doświadczające nierównego traktowania z uwagi na płeć - tu Mate wskazuje też takie czynniki jak oczekiwania, że kobiety będą wykonywać tzw. pracę emocjonalną, seksualizacja, czy nieustanna presja wywierana na kobiety z różnych powodów. W efekcie to kobiety częściej zapadają na choroby autoimmunologiczne, chorują na Alzheimera (który też prawdopodobnie ma charakter autoimmunologiczny)..... [W tym momencie przypomina mi się biadolenie mężczyzn w Polsce, że są dyskryminowani, gdyż kobiety mają krótszy wiek emerytalny, w związku z czym dłużej sobie żyją na emeryturze “nic nie robiąc”. Pomijane są w tej narracji nie tylko niższe emerytury, ale i to, że kobiety żyją dłużej, owszem, ale z chorobami i niepełnosprawnościami (i w samotności), czego nikt z nas nie chce doświadczać. W powiązaniu z niewydolną służbą zdrowia w naszym kraju, konstatacja staje się tym bardziej ponura]. Autor pisze także o tym, że lekarze (także przecież przeciążeni) nie pytają chorych o ich problemy, o to, jak żyją, a przecież to może być kluczowym czynnikiem choroby: Chorym nie zadaje się podstawowych pytań dotyczących ich życia, im samym zaś brakuje pewności siebie, by nalegać choćby na uwzględnienie w procesie terapii ich intuicyjnych domysłów i spostrzeżeń. To jest fakt - przypomnijcie sobie, czy kiedykolwiek, kiedy byliście u lekarza, ten zapytał/a o sytuację życiową, problemy osobiste, o to, co was martwi na co dzień. Nie, zrobią wam pierdylion badań, ale co najwyżej lekarz zapyta, czy macie w życiu “dużo stresu”, po czym zaleci, żeby ten stres “ograniczyć”. Już Konopnicka pisała: “Jednak głupi są ci doktorzy! zawsze tylko zewnętrzne okoliczności biorą w rachubę; a co się z tobą człowieku w duszy dzieje, to im obojętne”.
Większość z nas słysząc o czynnikach środowiskowych, w połączeniu z chorobami, zwykle wyobraża sobie szeroko komentowane przyczyny fizyczne, takie jak zanieczyszczenie powietrza, ołów w farbach, czy promieniowanie telefonów komórkowych. (...) Pełne zrozumienia zdrowia i choroby wymaga znacznie szerszego spojrzenia na “środowisko” - perspektywy biopsychospołecznej.
Mate natomiast uważa, że to czynniki środowiskowe są kluczowe, sterują zapadalnością na różne schorzenia, nawet genetyczne - geny mówią jedynie o skłonnościach do czegoś, ale są włączane przez środowisko. A wiele z naszych schorzeń przybrało charakter epidemii, w okresie ostatnich kilkudziesięciu lat - te procesy zachodzą zbyt szybko, by dało się je wytłumaczyć zmianami genetycznymi. Badania pokazują, że jakość opieki zdrowotnej odpowiada za stan zdrowia populacji w najwyżej 25%, a o aż 50% decyduje środowisko społeczno-gospodarcze. Innymi słowy: można umrzeć ze zgryzoty… Mate powołuje się przy tym na najnowsze badania psychologów czy biologów (cyt. m.in. Sapolsky’ego), w tym na temat ludzkiej natury, czy cech, które jesteśmy skłonni sobie przypisywać, jako rzekomo tkwiących w naszej naturze (na ogół negatywnych).
Ponieważ nasza natura jest tak podatna, różne warunki sprzyjają przebudzeniu różnych wersji nas, od dobroczynnych, po zgubne. Cementując, czy też utrwalając pod względem mentalnym - konkretny sposób, w jaki ludzkie zachowanie objawia się w danym miejscu i czasie, popełniamy błąd polegający na utożsamianiu tego zachowania z tym, kim jesteśmy. Błąd ten może uniemożliwić nam rozważanie innych ewentualności, nawet jeśli nasz sposób postępowania jest szkodliwy. Stąd tylko krok do powielenia warunków, które nie sprzyjają naszemu dobrostanowi, i smutna saga toczy się dalej.
Żaden gatunek hominida nie przetrwałby dostatecznie długo, by ewoluować, gdyby jego przedstawiciele postrzegali siebie jako odrębne, rozproszone jednostki, które natura stworzyła do zmagań przeciwko pobratymcom. W przeciwieństwie do naszych obecnych sposobów postępowania tradycyjny pogląd na własną korzyść polegałby na umacnianiu więzi i członkostwa w społeczności z pożytkiem dla wszystkich. (...) Jak w takim razie rozumieć współcześnie akceptowaną wiedzę, zgodnie z którą jesteśmy z gruntu agresywni i samolubni? Skąd wzięła się ta koncepcja?
W systemie kapitalistycznym wyobrażenie i przejawy ludzkiej natury zarówno odzwierciedlają ideał indywidualizmu i rywalizacji, jak i uzasadniają go jako nieuniknione status quo. To logiczne: jeśli jakaś norma jest uważana za naturalną, przetrwa; gorzej jeśli pojawią się podejrzenia, że sprawy nie wyglądają tak, jak powinny… (...) w obecnym społeczeństwie staliśmy się “atypowi gatunkowo”, co po namyśle jest otrzeźwiającą koncepcją: żaden inny gatunek nigdy nie miał zdolności do nielojalności względem samego siebie, porzucenia własnych potrzeb, nie mówiąc już o wmawianiu sobie, że tak być powinno.
(...) czynniki psychologiczne takie jak niepewność, konflikt, brak kontroli i brak informacji są uważane za najbardziej stresujące bodźce. Społeczeństwo sprzyjające powstawaniu takich warunków - a kapitalizm prowadzi do nich niezawodnie - jest przepotężnym generatorem stresorów, obciążających ludzkie zdrowie. Jak zauważa Harari w swoim doniosłym bestsellerze Sapiens, “kapitalizm stał się czymś więcej niż tylko doktryną ekonomiczną. Dziś obejmuje etykę - zestaw dyrektyw mówiących ludziom, jak powinni postępować, kształcić swoje dzieci, a nawet myśleć”. (...)
W zatomizowanej, materialistycznej kulturze ludzie są nakłaniani do brania wszystkiego do siebie, postrzegania własnego cierpienia psychicznego i fizycznego jako nieszczęść czy niepowodzeń, za które winą ponoszą wyłącznie oni sami.
To jest właśnie ta narracja o “indywidualnych wyborach” lub "mentalności", tylko że Perspektywa ta oznacza błogą nieświadomość istnienia wielu badań, które łączą te “miliony decyzji” z traumą i stresem, w tym ze stresami wynikającymi z niskiego statusu społeczno-ekonomicznego lub zawodowego oraz z ubóstwa.
Z kolei
Tim [Kasser, prof. psychologii] odkrył istnienie odwrotnej zależności między dążeniami materialistycznymi z jednej strony, a wartościami prospołecznymi, takimi jak empatia, ofiarność i współpraca, z drugiej: im wyżej plasują się te pierwsze, tym niżej schodzą drugie. Na przykład osoby traktujące priorytetowo pieniądze, wizerunek i status rzadziej angażują się w działania korzystne dla otoczenia, częściej zaś odczuwają wewnętrzną pustkę i niepewność. Ponadto ich relacje międzyludzkie są niższej jakości. Materializm obiecuje satysfakcję, lecz zamiast tego daje potężne niezadowolenie, a to rodzi kolejne pragnienia. Ta potężna i samonapędzająca się spirala uzależnienia jest jednym z mechanizmów podtrzymujących istnienie społeczeństwa konsumpcyjnego przez żerowanie na niepewności, którą społeczeństwo samo wytwarza.
Produkt, który system sprzedaje jako szczęście w rzeczywistości jest przyjemnością, a to ważne filozoficzne i ekonomiczne rozróżnienie, które decyduje o zysku lub stracie.
Toksyczność życia politycznego byłaby mniej niepokojąca, gdybyśmy mogli choć na chwilę od niej odetchnąć. Tymczasem smartfony stały się podręcznymi maszynkami do wytwarzania stresu, co rusz sygnalizującymi pojawiania się nowych wiadomości dotyczących konfliktów i niepewności jutra - od banalnych, po śmiertelnie poważne - na które na ogół nie mamy najmniejszego wpływu.Mate o wychowaniu i zaniku więzi społecznych:
Eufemizmem byłoby stwierdzenie, że oddaliliśmy się od modelu rodzicielstwa społecznościowego. odseparowana jednostka społeczna w postaci rodziny nuklearnej dalece różni się od naszej “niszy ewolucyjnej”, której echa słabną z każdą kolejną dekadą i z każdym kolejnym obrotem koła gospodarczego lub technologicznego “postępu”.
Lokalne sklepy są gatunkiem zagrożonym. (...) coraz więcej ludzi dojeżdża - często w pojedynkę - do pracy lub na zakupy do jakiegoś odległego, bezdusznego lub pozbawionego okien obiektu.* Zamiast znajomych, spotykamy obcych, dostarczających masowo wytwarzane produkty. Interakcje finansowe, które kiedyś opierały się na relacjach osobistych (...) są coraz częściej wypierane przez jałowe emocjonalnie i coraz bardziej zmechanizowane transakcje.**
Kultura, w której Natura stała się ewenementem jest kulturą w tarapatach. (...) rodzicielstwo w izolacji to rodzicielstwo zestresowane, podobnie jak próby nadążania za najnowszymi, sprzecznymi z instynktem radami “ekspertów” (...). Z kolei trudne rodzicielstwo jest wylęgarnią osobistych i społecznych bolączek.
Dzieci nieustannie pytają dlaczego - zauważył wybitny intelektualista Noam Chomsky - chcą wyjaśnień; chcą zrozumieć różne rzeczy. Wkrótce jednak, dodaje, idziesz do szkoły i zostajesz poddany reżimowi. Wpaja ci się, że powinieneś zachowywać się tak, a nie inaczej. Instytucje społeczne są tak skonstruowane, by redukować, modyfikować i ograniczać starania oraz kontrolę nad własnym losem.
Fakt, że miliony ludzi mają te same wady, nie czyni tych wad cnotami; fakt, że ludzie dzielą pewną formę patologii umysłowej z milionami innych ludzi, nie czyni ich zdrowymi.
Największe spiski są jawne i okryte złą sławą - powiedział w 2021 roku Edward Snowden (...) - “To nie są teorie lecz praktyki; praktyki umocowane w prawie i polityce, systemach rządowych, technologii, finansach.. Uodparniamy się na nie. W rezultacie nie umiemy powiązać banalności metod ich spisku z drapieżnością ich ambicji.”
Wystarczy popatrzeć na prezydenta USA, by zobaczyć ten mechanizm. Zresztą Mate podaje przykład Trumpa jako przykład socjopaty będącego u władzy, a za którego socjopatią stoją traumy doznane w dzieciństwie (opisane w książce przez siostrzenicę Trumpa, Mary Trump). Tymczasem my oddajemy władzę w ręce podobnych socjopatów, których nie obchodzi, czy coś nas zabije, czy to będzie głód, susza, choroby, czy opiaty…
Tego rodzaju myślenie niestety rozlało się i zainfekowało cały świat:Tego rodzaju nienormalna i złośliwa transformacja nęka teraz nasz świat, rządzony przez system, który jakby się sprzysiągł przeciwko życiu.***Nienormalność stała się normą; nienaturalne stało się nieuniknione. W logice zysku chciwość stanowo credo, a zdrowie jest niczym innym jak ubocznymi stratami. “To nie tak, że chcą twojej śmierci (...) - chcą tylko twoich pieniędzy. Po prostu nie obchodzi ich, czy to cię zabije”.
Żadne stojące przed ludzkością wyzwanie nie może się mierzyć z powagą i ewentualnymi konsekwencjami kryzysu klimatycznego (...). W moim odczuciu żaden inny problem nie stanowi lepszej ilustracji socjopatycznych zachowań w kręgach korporacyjnych i rządowych, które mimo wielokrotnych ostrzeżeń na przestrzeni minionych dekad minimalizowały zagrożenie lub zaprzeczały mu ze względu na zysk i władzę.No cóż, w moim też…
U podstaw czynnego i bezdusznego lekceważenia kondycji Ziemi leży socjopatologia najpotężniejszych sił, wtłaczających w naszą planetę trucizny, w sposób, który odziera zawarte w podtytule tej książki sformułowanie o “toksycznej kulturze” z metaforycznych znaczeń. “koncerny naftowe wpompowały miliardy dolarów w udaremnienie działań rządu. Finansowały think tanki i płaciły emerytowanym naukowcom by siać wątpliwości i pogardę dla nauki o klimacie. Sponsorowały polityków, zwłaszcza w kongresie USA, aby blokowali międzynarodowe próby ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. Intensywnie inwestowały w tak zwaną ekościemę na rzecz kreowania swojego wizerunku” Tak pisał “Guardian” w 2019 roku. (...) W porównaniu z korzyściami finansowymi klimat to pestka.
Do czego doprowadziły nasze zdumiewające zdolności intelektualne mimo ich niewątpliwych zalet? Do miejsca, w którym się znaleźliśmy, niesprawiedliwego świata, groźby samozagłady, niewypowiedzianego i niepotrzebnego cierpienia, niedostatku pomimo ogromu obfitości oraz narastającego wyobcowania i rozpaczy. W rzeczywistości okazuje się, że nasze szare komórki bardzo łatwo dają się zwerbować tej części nas, która chce negować istniejący stan rzeczy: nie bez powodu racjonalność i racjonalizacja są tak blisko spokrewnione językowo. ****
Gatunek: popularnonaukowa - psychologia i medycyna
*i jeszcze uważają, że dzięki temu są “wolni”
**i na tym się to nie kończy, bo wielu marzy, żeby ludzi zastąpić botami lub AI
***i to wcale nie jest wrażenie, ale faktycznie tak jest, skoro są ludzie, którzy marzą, byśmy się zlali z maszynami, a ci ludzie, rodem z Doliny Krzemowej są teraz u władzy…
Komentarze
Prześlij komentarz