Faktor XX
Ta pozycja jest zgoła inna, niż Kapitał kobiet, który czytałam rok temu. Wolf nie pisze o dyskryminacji kobiet na rynku pracy, ale roztacza wizje zamożnego i wykształconego społeczeństwa, w którym kobiety pracują i otrzymują odpowiednie wynagrodzenie za swoją pracę. Mowa jest tu też o tym, czemu kobiety dziś rodzą mniej dzieci (i może po tę książkę powinni sięgnąć ci panowie, którzy nadal tego nie rozumieją; szczerze mówiąc to urodzenie dziecka jest dla kobiety tak kosztowne, że ja się dziwię, że kobiety dziś, mając wybór, w ogóle jeszcze te dzieci rodzą, jeszcze biorąc pod uwagę, że o sensownego kandydata na ojca jakby coraz trudniej), rzadziej wychodzą za mąż, jak wyglądają ich relacje w związku z mężczyzną, podział sfer domowych, a nawet życie seksualne. Przyznaję, że autorka pisze ciekawie i naświetla te aspekty inaczej, niż zazwyczaj to bywa w feministycznej perspektywie, a książka jest dobrze udokumentowana badaniami. Znajdziemy tu wiele analiz, a niektóre z nich są naprawdę zaskakujące, tylko że okazuje się, że należy je odnosić do odpowiedniej grupy docelowej. Autorka ta opisuje bowiem tylko wycinek rzeczywistości tak naprawdę, wierzchołek góry lodowej. Tytuł tej książki powinien brzmieć Faktor XX w wyższych sferach, co nie jest jasne od początku, ale okazuje się z biegiem rzeczy… Zwrot “pracujące kobiety” przecież nie odnosi się tylko do zamożnych osób, i nie tylko one tworzą “nowe społeczeństwo”. Tymczasem prawie wszystkie analizy Wolf odnoszą się do kobiet świetnie wykształconych, o wysokich kwalifikacjach, robiących faktycznie karierę (nie taką “na kasie w Biedronce”), pracujących w korporacjach, na wysokich stanowiskach, czy też bizneswomen, a przez to oczywiście zamożnych, by nie powiedzieć bogatych. Te panie stać na służbę i nianie… To jest tzw. górny szczebel drabiny społecznej, elity, na którym już faktycznie płeć ma mniejsze znaczenie, bo człowiek jest obudowany pieniędzmi i koneksjami (wiadomo, że za dobre wykształcenie, w najlepszych szkołach trzeba słono zapłacić, więc kółko się zamyka; to również jest udział w wyścigu szczurów od najmłodszych lat…). No i dotyczy to głównie krajów bogatych (przede wszystkim oczywiście USA i Wielkiej Brytanii) - nawet kiedy autorka wspomina coś o krajach rozwijających się, np. azjatyckich, to też po to, by przytoczyć przykłady kobiet, którym udało się tam wybić, zrobić karierę i wzbogacić, co oczywiście nie jest reprezentatywne dla całego społeczeństwa.
O kobietach z niższych warstw społecznych Wolf pisze tyle, aby porównać je do owych liderek i pokazać różnice, np. taką, że bogaci się bogacą, a biedni rodzą dzieci - co rzeczywiście jest prawdą i w kontekście jednostek, i jak popatrzeć na poszczególne kraje, gdzie wysoki przyrost naturalny w tej chwili tyczy się tylko krajów Globalnego Południa. To jest skądinąd ciekawe zjawisko, czemu obecnie to biedni mają dzieci (dawniej było na odwrót) i czemu wśród biedniejszych warstw społecznych jest coraz więcej samotnych matek, a coraz mniej małżeństw. Niestety robi to wrażenie podziału kobiet na damy i wieśniaczki - z jednej strony są te, które się kształcą, robią karierę i znajdują odpowiedniego do swojego poziomu (także finansowego) męża, a z drugiej biedota, która się mnoży i zarabia sprzedając często gęsto usługi seksualne. Podział w starym, patriarchalnym stylu (tyle że dawniej “damy” nie kalały się myśleniem o pieniądzach, a dziś wprost przeciwnie), choć autorka bardzo stara się udowodnić, że dzisiejsze kobiety i możliwości, jakie mają, są zupełnie inne, niż dawniej. Tylko że wykształcenie nie każdemu gwarantuje wspięcie się na szczyt i wejście do elit...
To, co mnie irytowało w tej pozycji, to uporczywe starania autorki, żeby wszystko tłumaczyć “na logikę”, racjonalnie i kierując się zasadą zysku i straty - łącznie z rzeczami, które dotyczą sfery emocji, instynktownych reakcji, ect. Typowe podejście ekonomisty starej daty - jakby człowiek kierował się w życiu wyłącznie rozumem i kalkulacjami. Kuriozalnie to wypada wtedy, gdy autorka pisze o prostytucji i zastanawia się, czemuż to więcej kobiet nie zostaje prostytutkami, skoro można na tym tak dobrze zarobić… EEE? Tak jakby nie istniały jakieś wartości, moralność, poglądy religijne, itd. Po czym konkluzja jest taka, że kobiety nie chcą się parać prostytucją, bo obniża to ich szanse na zamążpójście - podczas gdy wcześniej Wolf dowodziła przecież, że współczesne kobiety nie prą już tak do małżeństwa, skoro mogą się same utrzymać. A czemuż to mężczyźni niechętnie żenią się z prostytutkami, bo jakież względy merkantylne za tym stoją? - nad tym, to już Wolf się nie zastanawia. Tak samo małżeństwa autorka rozpatruje głównie przez pryzmat rozmnażania się (niczym w kościelnej doktrynie). W końcu, kiedy w rozdziale o małżeństwach pada że “ludzie tworzą związki małżeńskie - i związki w ogóle - z potrzeby miłości i kontaktu. Wartości też odgrywają pewną rolę” - krzyknęłam “no allleluja”. Po czym autorka dodaje, iż “statystyk matrymonialnych (...) nie da się wytłumaczyć wyłącznie w kategoriach ekonomicznych”. Serio? Rozumiem, że Wolf jest ekonomistką, ale może w takim układzie nie powinna wypowiadać się na tematy, na których się nie zna, bo wypada to słabo…
Alison Wolf patrzy zatem na emancypację kobiet optymistycznie, jako że coraz więcej kobiet się kształci, idzie do pracy, a co za tym idzie wypływa z szarej strefy życia domowego i ma wpływ na to, jak wygląda świat. Tyle tylko, że autorka za bardzo zapatrzyła się w swoją “bańkę”. Równie dobrze można by napisać książkę, mówiącą zgoła coś innego - i to też byłaby prawda. Dane mówią jasno, że w ujęciu globalnym większość kobiet jest biedna, a większość biednych to kobiety. Poza tym to, co dziś się dzieje na świecie, w tym w krajach pozornie cywilizowanych, świadczy o tym, co cały czas się powtarza - żadne prawa nie są dane raz na zawsze, a w kwestii praw kobiet nadal jest bardzo wiele do zrobienia. Seksizm nadal ma się dobrze, a wąska grupa uprzywilejowanych kobiet tak naprawdę niczego nie zmieni, jeśli będą one raczej wyznawać męskie wartości (i twierdzić, że żadnej dyskryminacji nie ma, gdyż one same jej nie doświadczają). Dziś władzę zdobywają mizogini, ludzie pokroju Donalda Trumpa, jawnie głoszących pogardę do kobiet. I - jak kiedyś seksskandale - potrafiły zrujnować reputację i karierę polityka, tak dziś okazuje się, że ktoś, kto jest przestępcą seksualnym (i nie tylko) zostaje bez problemu prezydentem. Sytuacja wykształconych kobiet też niestety może się zmienić na gorszą, gdyż te kobiety w dużej mierze pracują w zawodach dziś zagrożonych przez sztuczną inteligencję… Nie wiem też, czy o polepszeniu się sytuacji finansowej świadczy fakt, że aby rodzinie się dobrze powodziło, trzeba zarobków dwóch osób (podczas gdy dawniej wystarczyły zarobki jednej)... Trudno wreszcie zgodzić się z tezą, że kobiety zarabiają tyle samo, co mężczyźni, bo jednak wszystkie dane mówią, że luka płacowa cały czas jest (ok. 16% w Polsce), więc znów, może to dotyczy pań na wysokich stanowiskach…
Wolf ubolewa zarazem nad tym, że kobiety nie angażują się już w działalność charytatywną, tylko pracują zarobkowo. Nastąpił odwrót od tradycyjnych wartości, od “etyki opieki”, co jest stratą dla społeczeństwa. Owszem, ale czyja to wina? Wykreowaliśmy w ostatnich stu latach kult pracy i pieniędzy, zmerkantylizowany świat, w którym altruizm nie jest już w cenie - a przekonali nas do tego ekonomiści. Jak angażować się w wolontariat, skoro nie mamy na to czasu, bo czas spędzamy na uganianiu się za pieniędzmi? Autorka nie widzi tu sprzeczności? I czemu w ten wolontariat mają się angażować tylko kobiety, skoro mamy równość płci, wg. autorki - czy to nie jest patriarchalny pogląd, spadek po czasach, kiedy kobiety z wyższych klas miały cały dzień, by działać charytatywnie?
Co z tego wszystkiego wynika? Do końca nie wiem, jaki był cel pisania tej książki, udowadniającej, że bogatym nadal się dobrze powodzi... Autorka z pewnością miała dobre intencje i wiele z tego, co pisze daje do myślenia, ale opisywanie świetnej sytuacji kobiet należących do elit, nie odzwierciedla sytuacji większości osób i niewiele tu wnosi, bo przecież zamożne kobiety zawsze były uprzywilejowane, nawet jeśli nie miały możliwości zarobkowania. Dziś, co zauważa Wolf, te kobiety oddalają się od pozostałych kobiet, a zbliżają się do mężczyzn z elit. Niewiele zostało z “siostrzeństwa kobiet”, skoro kobiety włączyły się w wyścig szczurów, realizowany na zasadach narzuconych przez mężczyzn. Autorka też nie odnosi się do kwestii rosnących nierówności społecznych, coraz większego bogacenia się elit i systemu umożliwiającego taki stan rzeczy. Dążenia do zmiany tego stanu rzeczy nazywa utopią. I to jest właśnie ten feminizm, o którym pisała bell hooks: feminizm białych, bogatych, które zostały uwolnione od tradycyjnych kobiecych obowiązków, by móc się kształcić i zostać prawniczkami, lekarkami, czy dyrektorkami w korporacjach.
Gatunek: popularnonaukowa - psychologia i medycyna
Komentarze
Prześlij komentarz