Miasto Niedźwiedzia

Ile można napisać o sporcie, a konkretniej o hokeju? Okazuje się, że można napisać. Całą książkę. Akurat hokej nie jest moją ulubioną dyscypliną sportu, a na pewno nie taką, o której coś wiem. Piłka nożna – owszem, ale hokej? Poza tym, że jest to sport, w którym przemoc i okładanie się na boisku jest czymś normalnym. Tymczasem w małym szwedzkim miasteczku, w którym nie ma w zasadzie nic poza lasem i klubem sportowym, to hokej jest Bogiem. Kręci się wokół niego całe życie Bjornstad. Dzieciaki grające w hokeja są noszone na rękach, bo właśnie szykują się do krajowych półfinałów. W Bjornstad mamy albo hokeistów (w różnym wieku, albo rodziców tych hokeistów (nadopiekuńcze mamusie lub ojców będących zwolennikami zimnego chowu), albo ich przyjaciół, albo byłych hokeistów, albo sponsorów klubu, albo zagorzałych kibiców i członków tegoż klubu. Trudno znaleźć osobę, która stałaby od hokeja daleko, no chyba że to jakaś dziewczyna, bo hokej to przecież nie jest sport dla kobiet i kobiety co do zasady się nim nie interesują. Dlatego w Bjornstad panuje kultura macho – i to w postępowej Szwecji. Backman pokazuje pełną bezinteresownego okrucieństwa i przemocy kulturę panującą w drużynie, a przenoszącą się następnie na całe miasteczko. Najważniejsza w tym męskim światku jest hierarchia oraz lojalność wobec grupy i jej akceptacja. Obrywa ten, kto jest słabszy i czyja pozycja jest niższa. Zyskujesz szacunek wtedy, kiedy udowodnisz swoją wartość, przedtem jesteś nikim. To w zasadzie normalne wśród młodzieży, tyle tylko, że w Bjornstad tymi zasadami kierują się również dorośli. 

 

I teraz wyobraźcie sobie, że w tym środowisku wybucha bomba – jeden z hokeistów, ba, uwielbiana przez wszystkich gwiazda drużyny dopuszcza się czegoś haniebnego. Wspólnota się rozpada, a nikt nie chce być tym, kto jest z niej wykluczony… W zasadzie trudno opowiedzieć o tej książce bez spojlera w tym momencie, bo coś haniebnego to mogą być różne rzeczy. A gwałt jest występkiem szczególnym, wywołującym takie, a nie inne reakcje, zwłaszcza, kiedy oskarżona jest o niego osoba znana i lubiana. Wiedzą o tym wszystkie uczestniczki ruchu #metoo. Zatem możecie wyobrazić sobie, co się dzieje… 


Backman pokazuje to bardzo dosadnie, nawet może nawet zbyt łopatologicznie. Momentami tę książkę już nie czyta się jak powieść – jest tu wiele fragmentów, kiedy wszechwiedzący narrator z offu, niczym Pan Lektor, przejmuje kontrolę, nie mogąc powstrzymać się od wypowiadania mocnych osądów. Dzięki temu autor pokazuje mechanizmy rządzące ludźmi w takich sytuacjach, każe postawić się w sytuacji bohaterów, zastanowić się, po czyjej stronie byśmy stanęli, zadaje ważne pytania, które dźwięczą w głowie, np.

- Dlaczego kiedy jest słowu przeciwko słowu, to wierzy się chłopakowi, a kwestionuje słowa dziewczyny?

- Dlaczego brał pod uwagę tylko to, czy prawdę mówi Kevin, czy Amat. Dlaczego nie wystarczyły mu słowa Mai.

- Ma piętnaście lat, on siedemnaście, we wszystkich rozmowach jednak to nadal on jest „chłopcem”. Ona jest „młodą kobietą”

- Zaczyna się od „nic się nie stało”, które przechodzi potem w „a nawet jeśli, to było to dobrowolne” (…). Zaczyna się od tego, że „sama chciała”, a kończy na tym, że „sobie zasłużyła”.

Te pytania walą wręcz obuchem w łeb. Czy jest jeszcze jakieś inne przestępstwo, w którym to ofiara jest stygmatyzowana i prześladowana, a sprawca obdarzany współczuciem i traktowany, jakby to on był ofiarą? To sprawca jest chroniony, nie ofiara. Bo jest miły, bo „jeszcze całe życie przed nim”, bo jest „gwiazdą” i społeczność ma z niego korzyści, która przeważają nad tym, by postawić nad nim dobro jakiejś mało ważnej kobiety. Bo on jest ważniejszy. Skórka nie warta wyprawki. Tak to działa.


O ile do połowy książki akcja Miasta Niedźwiedzia kręci się stricte wokół hokeja i można troszkę się tym wynudzić, o tyle w drugiej połowie, kiedy następuje zwrot akcji, powieść staje się trudna. Nie sądziłam, że to będzie TAKA książka, książka, która wbije mnie w kanapę. Czytając ją czułam wielki ciężar na sercu, a pięści same się zaciskały. Czułam, że ta książka jest ciężka, ale też i ważna, bo może dzięki niej właśnie ktoś będzie w stanie wykazać się większą empatią wobec kobiet, ofiar męskiej agresji i nie będzie traktował ich tak, jak została potraktowana bohaterka tej powieści – i wiele kobiet w rzeczywistości. Ale nie wiem, czy w rzeczywistości znajdują się takie osoby, jak te, które zostały opisane w Mieście Niedźwiedzia. Bo o ile rozwój akcji w tej książce jest dosyć typowy, schematyczny, to już końcówka tym schematom się wymyka. 

 


Wydawać by się mogło, że kiedy już po tym wszystkim opadł kurz, wszystko w miasteczku wróci do jakiej takiej normy. Zmiany, które zaszły są na tyle głębokie, że nie do końca jest to możliwe, drużynę hokejową trzeba zbudować od nowa, ale wszak show must go on. W My przeciwko wam Backman rysuje jednak kolejne linie podziału i konflikty między mieszkańcami Bjornstad oraz sąsiedzkiego miasteczka Hed. Mnoży problemy i stawia bohaterów przed trudnymi dylematami. Przede wszystkim jednak ta część charakteryzuje się tym, że postacie występujące w tej powieści są bardzo niejednoznaczne. Ilekroć wydaje się nam, że już coś o nich wiemy i ich znamy, one zachowują się zgoła inaczej od naszych oczekiwań. Ta książka wymyka się schematom, pełno w niej odcieni szarości, a brakuje prostych, czarno-białych odpowiedzi. I tyczy się to wszystkich podejmowanych w niej kwestii, od gry w hokeja, przez politykę, po relacje interpersonalne pomiędzy bohaterami. Wiatry często zmieniają kierunek.  

 

Brawa należą się Backmanowi za świetne wykreowanie małomiasteczkowego klimatu, ludzi zamkniętych we własnym kręgu, z którego trudno się wyrwać – a zarazem ciekawych i pełnych emocji postaci. Jednak te mechanizmy i relacje, jakie pokazał autor nie tyczą się tylko małych społeczności – choć oczywiście w nich są bardziej widoczne. Człowiek jest istotą społeczną, pragnie akceptacji i przynależności do grupy. Właśnie dlatego tak lubimy sporty zespołowe. I o tym w dużej mierze jest Miasto Niedźwiedzia. Tylko, że Backman  opowiada o tym w pokrętny, przewrotny sposób, pokazując nie tylko plusy, ale i minusy bycia częścią jakiejś wspólnoty. Nie tylko braterstwo i euforia, jak w hollywoodzkich filmach. Bo wspólnota generuje też wrogość: my przeciwko wam. A w imię lojalności dokonano już na tym świecie wielu złych rzeczy. Wspólny cel (albo tragedia) może z kolei zjednoczyć i wrogów. Zatem jest to poplątane jak motek włóczki w łapach kota. 

 

Gdybym miała wzmiankować coś o wadach tych książek, to są trzy. Po pierwsze powiedziałabym, że autor/narrator zbyt często moralizuje i mówi czytelnikowi, co ma myśleć. Tyczy się to ogólnych praw rządzących ludzkim zachowaniem, a nie konkretnych postaci w książce (bo te, jak już nadmieniłam są zupełnie niejednoznaczne) – w czym widzę pewien paradoks. Ale ja to w gruncie rzeczy lubię; wolę takie książki, niż te, w której pisarz pozostawia czytelnikowi całkowitą dowolność interpretacji. Druga kwestia to częste zwroty akcji – wiatry szybko zmieniają kierunek – oczywiście bardzo podkręca to jej dynamikę, jednak w moim odczuciu w drugiej części tej historii te zwroty były zbyt częste. Autor w ten sposób udatnie gra na emocjach czytelnika. Wreszcie Backman ma nieprzyjemny bardzo dla mnie zwyczaj uprzedzania biegu zdarzeń, przez zdania typu: to ostatni raz kiedyjutro wszystko się zmieni… itp. Tak naprawdę to są jednak drobiazgi, bo obie części czytało mi się wyśmienicie i czekam na trzeci sezon. 

 

Metryczka:
Gatunek: beletrystyka
Główny bohater: mieszkańcy miasta Bjornstad
Miejsce akcji: Bjornstad
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 488 + 536

Moja ocena: 5,5/6


Fredrick Backman, Miasto Niedźwiedzia, Wydawnictwo Sonia Draga, 2020

Fredrick Backman, My przeciwko wam, Wydawnictwo Sonia Draga, 2021

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później