Ostatni
Symbolem Ostatniego są dzikie konie. Ale nawet kiedy czytamy o sukcesie, jaki odniosła Karin, współczesna bohaterka tej powieści, nie możemy wymazać postapokaliptycznego obrazu z przyszłości. I nie zadawać sobie pytania, czy naprawdę tak to się skończy (a wszystko na to wskazuje), nie tylko dla wielu gatunków roślin i zwierząt, które człowiek w swojej głupocie pociągnął za sobą, ale przede wszystkim dla człowieka. Czy potraficie wyobrazić sobie świat bez cywilizacji, którą zbudowaliśmy, bez prądu, bez internetu, bez regularnych dostaw jedzenia do sklepów? Świat, w którym można liczyć już tylko na samego siebie i dlatego świat wyludniony? Co więcej, kiedyś, gdy człowiek się rozwijał, przyroda mu sprzyjała – ziemie były żyzne, pory roku regularne, jedzenia w bród, zasoby naturalne nieprzetrzebione. Można było na tym budować. Po katastrofie ekologicznej przyroda jest wrogiem, niesprzyjającym walce o przetrwanie.
Ta książka jest potwornie smutna, nie dająca zbyt wiele nadziei, i dlatego też zabierałam się za jej czytanie z oporami. Takie są też zresztą wszystkie powieści Mai Lunde z tej serii, być może dlatego, że nie traktuję ich jako fantastyki, tylko niestety wizję przyszłości. Pamiętam, jak bodajże 2 czy 3 lata temu mieliśmy taki czas, że przez pół roku nie padało, była susza, a ja budząc się rano i widząc znowu błękitne niebo, bez ani jednej chmurki, byłam coraz bardziej przygnębiona. Stawały mi przed oczyma sceny z Błękitu i do dziś susza kojarzy mi się z tą książką. A wodę oszczędzam. W Ostatnim zresztą mamy ciekawie poprowadzoną kontynuację wątku z Błękitu. Lunde pokazuje tylko mały wycinek tego świata, gospodarstwo gdzieś w Norwegii, gdzie jeszcze egzystują ludzie, ale tylko wegetując, skupiając się już tylko na walce o przetrwanie, tak jak to było wieki temu. Ostatni ludzie, rozmnażający się na przekór wszystkiemu i bezsensowi tego – podobnie jak zwierzęta – które przecież tylko idą za instynktem. Ale jaki jest sens płodzić dzieci w świecie nie nadającym się do życia? Przyroda sobie poradzi, choć pewnie będzie inna, niż przed zmianami klimatycznymi – no i miejsce zwolni człowiek… Ściska za gardło nie tylko przyszłość ludzkości, ale i los zwierząt w tym świecie całkowicie zdominowanym przez człowieka, zwierząt albo całkowicie wytrzebionych, albo zniewolonych, tak czy siak zdanych na człowieka, od jego łaski, albo niełaski. To człowiek musi „ratować” gatunki – które przecież ratowania by nie wymagały, gdyby nie wcześniejsze postępowanie ludzi. Dlatego słowa „dzień bez mięsa jest dla mnie przykrym odstępstwem od normy” tak mnie bolą – bo zdaję sobie sprawę, ile cierpienia pociąga za sobą taka postawa (milionów ludzi dodajmy), a także jakie to ma skutki dla środowiska.
Kwartet klimatyczny zmusza czytelnika do zadawania sobie niewygodnych pytań. Bo o ile kilkaset, a nawet kilkadziesiąt lat temu nasz gatunek miał naprawdę świetne perspektywy, o tyle teraz jesteśmy w punkcie, z którego nie zmierzamy już ku lepszemu, a raczej tylko ku gorszemu. Mimo tego świat kręci się nadal, z zapałem inwestujemy w coraz to nowe technologie, wysyłamy wycieczki w kosmos, produkujemy tony ciuchów, rodzą się kolejne dzieci, a ludzie zajmują się swoimi problemami pierwszego świata. Jesteśmy jak te lemingi spadające w przepaść, wcale nie lepsi, niż inne gatunki zwierząt, nie zastanawiające się przecież nad tym, co będzie za 10, 20, 50 lat.
Człowiek to niewiarygodnie głupie zwierzę. Nie potrafimy wybiec myślą w przyszłość dalej, niż do następnej wiosny, do kolejnego miotu. Właśnie dlatego wszystko trafia szlag. (…)
Może kiedyś już tak było. Tu albo w innych miejscach na planetach podobnych do naszej. Może nie pierwszy raz człowiek brnie w przepaść i ciągnie za sobą mnóstwo innych gatunków. (…) Za każdym razem, kiedy osiągamy pewien stopień rozwoju zaczynamy przedobrzać, budujemy i niszczymy do oporu. Aż wszystko się kończy. A może nie wszystko, tylko my.
Wszystko się kończy. I zaczyna. Zaczynamy od zera, raz za razem. Jako małpy, tworzymy narzędzia, mieszkamy w jaskiniach, ujarzmiamy ogień, wynajdujemy koło, samochody, komputery, a na końcu pojazdy, które nigdy nie docierają poza granice Układu Słonecznego, bo zanim to się udaje, znowu popełniamy samobójstwo.
Gatunek: beletrystyka
Moja ocena: 5/6
Maja Lunde, Ostatni, Wydawnictwo Literackie, 2021
Komentarze
Prześlij komentarz