Warszawa 1944
Prawda leży zawsze pośrodku i może dlatego wszystkim zawadza.
Czy powstanie warszawskie było samobójczym, szaleńczym
zrywem, czy bohaterską walką o wolność? Czy zasługuje na potępienie, czy na
pochwały? Czy naprawdę tylu warszawiaków musiało zginąć, a miasto lec w
gruzach? Spory o to toczą się już od kilkudziesięciu lat. O tym, że powstanie
było obłędem, który tak naprawdę podał Stalinowi Polskę na tacy pisał m.in.
Piotr Zychowicz. Kolejna rocznica wydała mi się dobrą okazją do lektury książki
Warszawa 1944. Tragiczne powstanie. Alexandra
Richie pisze, iż w latach powojennych i w czasach PRL o powstaniu niewiele się
mówiło, a jeśli już to w raczej niepochlebnym tonie, natomiast po upadku
komunizmu nastąpił zwrot o 180 stopni – zaczęły mnożyć się wspomnienia i
relacje z powstania, budować się pomniki i muzea. Dziś powstanie warszawskie ma
w zasadzie status wydarzenia kultowego.
Jednak wahadło wychyliło się tak daleko, że wiele relacji na temat powstania czyta się jak hagiografie, według których żołnierze AK nie mogli zrobić nic złego, a jedyne, co zawiodło w powstaniu, to zachodni alianci i Stalin. Zdumiewające, ale we wszystkich tych relacjach jest bardzo mało informacji o cierpieniach ludności cywilnej, a jeszcze mniej o działaniach niemieckich wojsk okupacyjnych.
I temu daje wyraz w swoim dziele Alexandra Richie, nota bene synowa Władysława Bartoszewskiego. Jej ton jest znacznie bardziej wyważony, od tonu Zychowicza, pokazuje ona, że jak zwykle prawda leżała pośrodku. Autorka rozpoczyna od opisania sytuacji na Wschodzie i radzieckiej ofensywy na Białorusi, która zatrzymała się przed Warszawą. Przedstawia polityczne okoliczności, jakie przyczyniły się do wybuchu powstania i do jego takiego, a nie innego przebiegu. Zwraca zarazem uwagę na samobójcze inklinacje powstańców, którzy wierzyli, że nawet w przypadku klęski powstanie spełni swoją rolę, bo zwróci uwagę świata na Polaków i na niemieckie zbrodnie. W rzeczywistości świata to nie obchodziło, podobnie jak i teraz świat przygląda się obojętnie konfliktom w różnych jego częściach… Oczywiście prawdą jest, że Stalin nie pomógł warszawiakom, bo nie widział w tym żadnego interesu, ale też Richie pokazuje, że radziecki przywódca miał tu ograniczone pole manewru. Prawdą jest także, że Polacy znajdowali się pomiędzy młotem a kowadłem (i to w zasadzie od początku wojny, kiedy terytorium Polski zostało najechane z obydwu stron przez wrogie nam mocarstwa), a wybór czy wszczynać walkę w stolicy, próbując samodzielnie się wyzwolić, czy też czekać na Armię Czerwoną niosącą rządy komunistów – był takim wyborem pomiędzy dżumą a cholerą. Aleksandra Richie wyjaśnia te kwestie w bardzo czytelny sposób, co jest pierwszym aspektem stanowiącym o wartości Warszawy 1944. Trzeba pamiętać o tym, że po latach bardzo łatwo o ferowanie wyroków, ale powstańcy nie mieli tej wiedzy o tym, co się stanie, jaką mamy dzisiaj…
W tej książce tak naprawdę autorka nie poświęca zbyt wiele miejsca polityce stojącej ponad działaniami wojennymi, a koncentruje się przede wszystkim na przebiegu powstania dzień po dniu, zniszczeniu dzielnicy po dzielnicy, od Woli, przez Starówkę po Żoliborz. Opisuje nie tylko walki, ale i cierpienia ludności cywilnej oraz zmieniające się nastroje wśród warszawiaków – od entuzjazmu i nadziei na rychłe wyzwolenie i zakończenie walk, po przedłużającą się agonię, upadek ducha, kiedy pomoc ze strony Armii Czerwonej nie nadchodziła, a alianci wydawali się również obojętnie patrzeć na to, co dzieje się w polskiej stolicy. Czytałoby się to bardzo dobrze, gdyby nie fakt, że jest to relacja wstrząsająca, skala niemieckich okrucieństw dokonanych w Warszawie poraża, a to wszystko niestety się wydarzyło naprawdę. Nie chodzi tylko o liczbę ofiar, ale sposób postępowania nazistów, którzy zabijali wszystkich jak leci, nie przejawiając jakichkolwiek humanitarnych odruchów. Nie do wiary, do jakiego bestialstwa jest zdolny człowiek w stosunku do innego człowieka. Okazuje się, że niestety wśród Niemców wielu było takich, których zabijanie i znęcanie się nad innymi bawiło, sadystów i psychopatów. To jest lektura, którą trzeba sobie dawkować: nie mogłam czytać zbyt wielu stron naraz, z uwagi na nagromadzenie zła i wstrząsających faktów na jej stronach. Jest ona pełna krwi, trupów i dymiących ruin. Zastanawiałam się, jak ludzie, którzy mieli szczęście przeżyć te okropieństwa mogli po tym prowadzić normalne życie. Szczerze mówiąc dopiero lektura Warszawy 1944 dała mi pojęcie czym było powstanie warszawskie, wcześniej nie za bardzo rozumiałam jego tragedię i skalę strat. Tak naprawdę trudno jest sobie to wyobrazić, bo ludzki umysł działa w ten sposób, że współczujemy jednej ofierze, kilku ofiarom, ale kiedy liczby idą w tysiące, to staje się już tylko statystyką. Tak dzieje się w przypadku tej książki. A straty te wzmogły jeszcze ustalenia dokonywane ponad głowami Polaków, dotyczące podziału strefy wpływów – i poświęcenia Polski w imię „wyższej sprawy”, czyli dobrych stosunków pomiędzy aliantami, a Stalinem.
Warszawę 1944 cechuje obiektywna analiza faktów historycznych oraz wciągająca – na miarę powieści - narracja. Książka ta jest napisana bez nadmiernego patosu i zbędnych emocji, ale zarazem autorka wykazuje szacunek i współczucie dla wielu istnień ludzkich, pogrzebanych w ruinach Warszawy. Nikogo nie osądza, nie feruje wyroków (no chyba że nazistowskich zbrodniarzy wojennych). Jako podsumowanie można przytoczyć tu zdanie z książki Całkiem zwyczajny kraj: to nie Polska cierpiała, a cierpieli Polacy i Polki. Czyli nie jakiś wyimaginowany byt, ojczyzna, a realni ludzie z krwi i kości, którzy ginęli tysiącami – i tak naprawdę czy tego chcieli, czy nie. I o tym jest ta książka. A dziś, po latach, sędziwi już powstańcy widzący co się dzieje w Polsce, zauważają, że symbolikę powstania warszawskiego zawłaszczają sobie ci, który tak naprawdę wyznają poglądy z którymi powstańcy walczyli…
Bardzo dobra pozycja historyczna, ale – ostrzegam – nie dla wrażliwych.
Gatunek: historyczne
Moja ocena: 6/6
Alexandra Richie, Warszawa 1944. Tragiczne powstanie, Wydawnictwo W.A.B., 2014
Komentarze
Prześlij komentarz