Miss Birmy
Miss Birmy nie jest bowiem poruszającą rodzinną sagą, ale bardziej powieścią o polityce. Polityce dla wtajemniczonych, powiedziałabym. Konia z rzędem bowiem temu, kto zorientował się o co w tym wszystkim chodzi, poza tym, że o to, co zawsze. Czyli ludzie dzielą się na grupy nawzajem się zwalczające – bo mają inny kolor skóry, pochodzenie etniczne, wyznanie, etc. Nie inaczej było w Birmie - ten niewielki azjatycki kraj, stanowiący mieszankę wielu nacji od czasów II wojny światowej wstrząsany był wieloma krwawymi ruchami. Birmowie, Kareni, Brytyjczycy, Japończycy, Hindusi, Amerykanie… Same old story można sobie pomyśleć, od Europy, przez Amerykę, Afrykę, na Azji kończąc, wszędzie to samo. W rewolucji birmańskiej z kart Miss Birmy trudno jednak wyłowić sens. Nie czarujmy się – nikt z naszego kręgu kulturowego nie ma w małym paluszku historii Indochin, a autorka tej powieści niewiele wyjaśnia – i tu jest pies pogrzebany. Zostajemy wrzuceni na głęboką wodę, w wir wydarzeń, a o tym, co się dzieje dowiadujemy się tak naprawdę w półsłówkach i z politycznych dialogów uprawianych przez bohaterów. Informacje odnośnie podłoża tego konfliktu i jego przebiegu, przekazane nam przez Craig są bardzo skąpe. Nie dowiadujemy się niczego z tej książki na temat tożsamości zwaśnionych plemion, w szczególności Karenów, ich obyczajów, stylu życia i tradycji. Wiemy tyle, że są dyskryminowani. Na dodatek bohaterowie tej książki niekoniecznie do Karenów przynależą, bo ojciec Luizy o tyle ma z nimi związki, że z Karenką się ożenił. Wiemy zatem, że coś się dzieje, ale właściwie dlaczego ci ludzie są prześladowani i jaką rolę pełnią w konflikcie bohaterowie – np. dlaczego ojciec Luizy trafił do aresztu – to nie jest jasne. Choć powieść jest bardzo upolityczniona, to wszystkie wydarzenia pozostają tu jakby za zasłoną, ponieważ gros książki stanowią wewnętrzne przeżycia bohaterów. I to tak naprawdę przeszkadzało mi najbardziej – większość narracji stanowi natrętne psychologizowanie, które nijak ma się do akcji tej powieści, a na dodatek wcale nie sprawia, że jej postaci stają się nam bliższe. Nie, miałam poczucie, że nic o tych ludziach nie wiem, nie potrafiłam się z nimi zidentyfikować. Brakowało mi emocji, wszystko w tej książce było opisane na jednej, płaskiej nucie. Bohaterów niby łączą więzy rodzinne, a tak naprawdę zachowują się, jakby byli dla siebie obcy, poczynając od tego, iż rodzice Luizy pobrali się pod wpływem chwili, bo „czuli się samotni”, a potem za bardzo też nie wiedziałam, co tych ludzi w zasadzie łączy. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego zachowują się tak, a nie inaczej, co nimi kieruje. Nota bene to właśnie oni są głównymi bohaterami tej powieści, a nie miss Birmy. Wreszcie nie znajdziemy w tej powieści żadnej egzotyki, której można by się spodziewać – autorka w ogóle nie oddaje atmosfery miejsca, nie opisuje otoczenia, nie poświęca też żadnej uwagi kwestii mentalności ludzi żyjących w Birmie. Równie dobrze akcja tej powieści mogłaby się odgrywać gdziekolwiek indziej na świecie.
Gatunek: beletrystyka
Moja ocena: 3/6
Charmaine Craig, Miss Birmy, Wydawnictwo Mando, 2021
Komentarze
Prześlij komentarz