Matka wszystkich pytań

Rebecca Solnit walczy o prawa kobiet i polemizuje z mężczyznami, a ten zbiór jej esejów jest chyba sztandarowym odzwierciedleniem jej poglądów. Autorka pisze o kulturze gwałtu, o tym, jak powszechne jest to zjawisko, że kobiety są non stop zagrożone przez mężczyzn, którzy uważają, że mają prawo do używania ich ciał, czy kobieta tego chce, czy nie chce. O zmuszaniu kobiet do milczenia i uciszaniu wszelkimi metodami, dawaniu do zrozumienia, że słowa kobiety są mniej ważne i wiarygodne od słów mężczyzn (tak, na pewno skłamała, że ją zgwałcił, bo „chciała zwrócić na siebie uwagę” – bo tego typu „uwaga” to coś, o czym każdy marzy). O tym, że większość przypadków gwałtu jest niezgłaszanych i nijak nieukaranych. Że w kulturze gwałtu to ofiara powinna się wstydzić, a nie gwałciciel. Że w mówieniu o gwałcie i zagrożeniach czyhających na kobiety jakoś dziwnym trafem nie pojawia się słowo „mężczyzna”: iż to mężczyzna jest sprawcą i przyczyną, a nie alkohol, za krótka spódniczka, czy pogoda. W dzisiejszych czasach na szczęście mówi się o tym coraz głośniej, mimo to skala zjawiska nadal poraża. Poza tym widać, że akcja napotyka reakcję. Kobiety są przez całe życie przez mężczyzn krytykowane, oceniane i umniejszane, ale kiedy tylko kobieta ośmieli się skrytykować mężczyznę, natychmiast pojawia się agresywna polemika, oburzenie, a nawet groźby. Jasne, nie wszyscy mężczyźni są gwałcicielami, są nawet tacy, którzy wspierają ruch kobiecy, ale jest też wielu mężczyzn-mizoginów, którzy po prostu nienawidzą kobiet i co gorsza – dają im to odczuć.

Było to najbardziej wstrząsające odkrycie mojego życia: uświadomienie sobie, że tak naprawdę nie mam prawa do życia, wolności i dążenia do szczęścia poza domem, że świat jest pełen obcych, którzy sprawiają wrażenie, jakby mnie nienawidzili i chcieli skrzywdzić jedynie z powodu mojej płci, że seks tak łatwo przeradza się w przemoc i ze prawie wszyscy uważają, że jest to sprawa prywatna, a nie problem społeczny.

Mężczyźni także nie mają najwyraźniej niczego wspólnego z rozmnażaniem się, bo za beztroski seks bez zabezpieczeń, czy posiadanie dzieci bez ojca piętnowane są wyłącznie kobiety. Ot, zagadka zaginionego mężczyzny: facetów przy reprodukcji nie ma, natomiast ojców rozgrzesza się z tak zwanego braku ojcostwa. Matka jest nazywana zbrodniarką, kiedy zostawi swoje dziecko bez opieki na 5 minut, natomiast ojców, którzy znikają z życia dziecka nie potępia nikt.

W ten sposób najpierw zwalnia się ich z odpowiedzialności za ciąże, również te przypadkowe i niechciane, a następnie rozgrzesza z ich roli jako współtwórców zjawiska, za które biedne kobiety są potępiane od wieków – dzieci bez ojców. Ojców dzieci bez ojców jest cały legion.

To samo jest ze sprawstwem gwałtów:

Gwałt to akt woli; jego sprawcą jest gwałciciel. Tymczasem można uznać, że dziewczyny, zwłaszcza na kampusach, gwałcą się same (…). Mężczyźni stają się bytem niezależnym, czymś w rodzaju pogody, przemożnej siły natury, nieuchronnego losu, którego nie da się skontrolować, ani pociągnąć do odpowiedzialności. Pojedynczy mężczyźni w tej narracji znikają, a gwałt, napaść, ciąża, zmieniają się w warunki pogodowe, do których kobiety mają się przystosować.

W tekstach Solnit znajdzie się też miejsce na refleksje nad kulturą, w tym literaturą promującą męski punkt widzenia (te wszystkie książki o męskości i mężczyznach pokazywane jako „uniwersalne”, podczas, gdy książki o kobietach są szufladkowane jako literatura kobieca). Podobno czytanie książek rozwija empatię, czyli umiejętność wczuwania się w czyjeś przeżycia – dlaczego więc tak wielu mężczyzn gardzi tzw. literaturą kobiecą i jest zainteresowanych wyłącznie czytaniem o mężczyznach i „dzieł” potwierdzających kulturę macho? Na ogół są to kryminały powielające stereotypy (w których ofiarami brutalnych morderstw są kobiety) albo fantastyka. Ciekawe czemu… Jestem podobnego zdania, jak Solnit – że sztuka ma wpływ na nasze życie, kultura nas kształtuje. Skoro tak się podkreśla, że czytanie może mieć na nas pozytywny wpływ, to czemu nie mogłoby również odnieść wpływu wręcz przeciwnego? Stąd jestem przeciwna produkowaniu kolejnych powieści, ukazujących przemoc wobec kobiet jako coś „normalnego”, które czytelnicy odbierają na zasadzie „cóż, takie jest życie”. To samo jest zresztą z filmami, czy grami. Pornografia szkodzi społeczeństwu. Naiwnością byłoby sądzić, że nie.

 

Ta książka to w zasadzie taka kwintesencja feminizmu. Zwraca uwagę inteligencja i cięty język autorki, a jej argumenty i retoryka są nader celna, zgadzam się z nimi w 100%, choć przyznaję, że nie zawsze wywód Solnit jest dla mnie czytelny. Jednak to wszystko nie jest dla mnie niczym nowym (o „uniwersalności” przeżyć mężczyzny i pomijaniu perspektywy kobiecej pisze chociażby Criado Perez w Niewidzialnych kobietach). Ujmę to tak: gdybym tego wszystkiego nie wiedziała i czytała o tym pierwszy raz byłabym bardzo wkurzona i zasmucona. Ale, że czytam o tym po raz któryś, to nie robi już to na mnie aż takiego wrażenia, mimo, że nadal nie mogę pogodzić się z tym, że ludzie skonstruowali swój świat tak, a nie inaczej. Patriarchat wychowuje kobiety tak, by sobą pogardzały, w ten sposób łatwiej nimi rządzić i ustawiać na podległych pozycjach. Mężczyzna nie dość, że jest silniejszy fizycznie od kobiet, to jeszcze ustawicznie czuje potrzebę, by udowadniać im, że jest od nich lepszy i mądrzejszy. Smuci mnie fakt, że możemy nie doczekać tego, by sytuacja znacząco się poprawiła, bo wygląda na to, że prędzej wyginie nasza cywilizacja, zanim zniknie patriarchat i jego skutki. W obecnej sytuacji też prawa kobiet wydają się być znacznie mniejszym problemem, niż ocieplenie klimatu, bo w sytuacji, gdy planeta nie będzie nadawać się do życia, żadne prawa nie będą już respektowane. 

 

Metryczka:
Gatunek: eseje
Główny bohater: feminizm, kobiety
Miejsce akcji: -
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 230
Cytat: Jest prawdą powszechnie znaną, że kobiecie mającej własny pogląd brak do szczęścia tylko cudzych pouczeń.

Moja ocena: 5/6

 

Rebecca Solnit, Matka wszystkich pytań, wyd. Karakter, 2021

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później