Językoznawstwo nie jest dziedziną, która leżałaby w kręgu moich zainteresowań i początkowo w ogóle nie byłam zainteresowana tą książką. Ale potem zrobiła się „awantura o Anię”, co skłoniło mnie do zadania sobie pytania o tłumaczenie książek. Dana powieść może przecież być wielokrotnie tłumaczona, przez różne osoby, i mogą być przekłady lepsze i gorsze. Może być też tak, że dany przekład na tyle się ugruntuje w umysłach czytelników – jeśli dane dzieło jest znane i lubiane – że każdy nowy będzie burzył ów dobrze znany ład i spotykał się z protestami. Co stało się właśnie z nowym przekładem Ani z Zielonego Wzgórza. Ale o tym później. 


Tłumacz stoi w cieniu. Prawda jest taka, że praca tłumacza jest przez czytelników niedoceniana – czego sama jestem przykładem. Przyznaję, że jakoś nigdy nie zwracałam na to specjalnej uwagi, co jest de facto błędem w sztuce i pewnie przejawem pewnej ignorancji, zwłaszcza jeśli chodzi o klasykę. Nie wiem w czyim przekładzie czytałam Mistrza i Małgorzatę, powieści Dumasa, Nędzników, Wichrowe wzgórza, czy inne klasyki. Nie wspominam już o literaturze współczesnej, albo książkach znacznie lżejszego kalibru. W pamięci zapisały mi się chyba tylko różne przekłady dzieł Szekspira, z którymi miałam do czynienia. Ale Szekspir i poezja to już w ogóle jest wyższa szkoła jazdy, tam zmiana tłumacza może powodować diametralną zmianę tekstu. Bo przecież praca tłumacza to nie jest tylko praca odtwórcza – nie wystarczy znać język obcy, by zostać dobrym tłumaczem literatury. To również kreowanie tekstu, znajomość kontekstu danego dzieła – myślę, że to dlatego tak często tłumacze „specjalizują się” w konkretnych pisarzach. Może nawet powinno się ich nazywać współtwórcami (jak to jest na portalu Goodreads). I uświadomieniu mi tego posłużyła właśnie książka Krzysztofa Umińskiego. Poświęcona jest ona trzem paniom, którym literatura polska zawdzięcza tak wiele, trzech polskim zasłużonym tłumaczkom: Joannie Guze, Annie Przedpełskiej – Trzeciakowskiej i Marii Skibniewskiej. Ich dorobek jest imponujący. Joanna Guze była tłumaczką z języka francuskiego, przekładała klasyków francuskich oraz egzystencjalistów, w tym Alberta Camusa. Przedpełska – Trzeciakowska jest najbardziej znana z przekładów dzieł Jane Austen (napisała także biografię tej pisarki), a Maria Skibniewska to oczywiście autorka pierwszego tłumaczenia Władcy Pierścieni. Z tych trzech tłumaczek Joanna Guze popadła już w zapomnienie, bo kto dziś czyta Baudelaire’a czy Camusa (choć Dżuma w trakcie pandemii wróciła do łask). Pozostałe dwie natomiast są o wiele bardziej rozpoznawalne – w Jane Austen przecież zaczytują się bookstagramerki (w czym pomaga ciągłe wznawianie jej dzieł przez Świat Książki), a Władca Pierścieni jest książką kultową. 


Wszystkie trzy panie przeżyły wojnę, a potem musiały borykać się z przeciwnościami losu w komunistycznej Polsce, gdzie wydawanie książek wcale nie było tak oczywiste, jak jest teraz. Z książki Umińskiego dowiadujemy się, jak wyglądało życie literata w czasach PRL-u. Każda pozycja była oceniana pod względem ideologicznym (!), musiała także przejść cenzurę, a z uwagi na problemy z papierem niektóre książki czekały na wydanie latami. W połączeniu z brakiem współczesnych udogodnień praca ówczesnego tłumacza, często samemu zabiegającego o wydanie jakiejś pozycji (i proszącego o najbardziej podstawowe sprawy) - wydaje się tym bardziej godna podziwu. Podziwiałam również wszechstronne wykształcenie, oczytanie – zastanawiałam się, jak one tego dokonały, skoro czasy, w których dorastały bynajmniej nie sprzyjały edukacji.

Nie są to biografie sensu stricte, bo czasem materiału nie staje (jak w przypadku Skibniewskiej), raczej takie eseje o ich życiu i twórczości, w tym oczywiście o najbardziej znanych przekładach. Każda część jest przedstawiona trochę inaczej, co ma chyba korespondować z charakterem translatorek. Nie jest to w mojej ocenie pozycja wybitna, bo spodziewałam się informacji o tym: jak pracowały bohaterki, jaki był ich warsztat translatorski, kulisy pracy. A tego zabrakło. Poza tym jakichś refleksji, dotyczących ogólnie pracy tłumacza, problemów, czy dylematów, z jakimi musi się mierzyć (wspomniany jest tu tylko jeden: odpowiedzialność za idee, które przekazuje dana książka). Umiński, który sam jest tłumaczem mógł dodać tutaj własne przemyślenia i doświadczenia, choć być może ich brak wynika z szacunku do bohaterek tej opowieści. Ale teraz już wiem, w czyim przekładzie szukać moich ulubionych klasyków.

I teraz jeszcze słowo o Ani z Zielonego Wzgórza, której nowy przekład w wykonaniu Anny Bańkowskiej ukazał się niedawno i wywołał niezłą burzę, pod tytułem Anne z Zielonych Szczytów. Osobiście nie mam nic przeciwko nowym przekładom, nawet znanych książek i nie rozumiem tego całego zamieszania. Po pierwsze i podstawowe: przekłady też się starzeją, bo język się zmienia. Mogę sobie wyobrazić, że dzieci dziś nie rozumieją wyrazów użytych w powieściach sprzed lat i z tego powodu mogą nabawić się do nich niechęci. Dlatego od czasu do czasu warto daną pozycję „odświeżyć”. Przecież rozmaite klasyki też funkcjonują w różnych tłumaczeniach. Po drugie przekłady też są lepsze i gorsze – a jeśli coś jest kiepskie, to dlaczego tego nie poprawić? A stare przekłady Ani nie były ponoć najlepsze. Może też mnie ta cała historia nie oburza, bo dla mnie Ania nie jest jakąś powieścią kultową. Czytałam ją bardzo dawno temu, mając lat naście i owszem – bardzo mi się podobała, przeczytałam wszystkie części, ale raz mi wystarczyło. Gdybym teraz przeczytała Anne z Zielonych Szczytów, to pewnie nie byłabym w stanie wskazać różnic, poza tymi najbardziej oczywistymi (nawiasem mówiąc uważam, że akurat tytuł jest kiepski, bo nie kojarzy się z tym, z czym w zamierzeniu miał się kojarzyć). Wyobrażam zatem sobie, że przez owo oburzenie na nowe tłumaczenie przemawia siła przyzwyczajenia do danego tekstu. Ale przecież czy nowe tłumaczenie jest komuś narzucane? Czy oznacza to, że to stare, do którego są tu przywiązani, znika? Czy, wreszcie, sama historia się zmienia? Hmm, z drugiej strony zastanawiam się, jak bym zareagowała, gdyby ktoś od nowa przetłumaczył Harry Pottera, gdzie przecież tłumacz musiał wiele wyrazów po prostu stworzyć, bo nie istniały one w języku polskim. Albo gdybym natknęła się na tłumaczenie Mistrza i Małgorzaty, gdzie ktoś by mi pozmieniał Patriarsze Prudy, albo Wolanda…   


Metryczka:
Gatunek: biografia
Główny bohater: Joanna Guze, Anna Przedpełska - Trzeciakowska, Maria Skibniewska
Miejsce akcji: Polska
Czas akcji: XX wiek
Ilość stron: 360
Moja ocena: 4,5/6

Krzysztof Umiński, Trzy tłumaczki, Wydawnictwo Marginesy, 2022

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później