Dzika droga
Czułam się dość okropnie, ale może właśnie tak się czują backpakerzy
Zawsze kiedy słyszę jak ktoś bez odpowiedniego przygotowania wybiera się w góry, przebiegają mnie ciarki. Przeszedłem Orlą Perć w klapkach! Naprawdę, nie ma się czym chwalić. Granica między głupotą, a odwagą jest cienka, a od głupoty do tragedii jest blisko. Jako osoba hiperracjonalna, wybierając się na górską wyprawę, na pewno wcześniej przeczytałabym to, co jest na ten temat do przeczytania, starannie planując trasę, zaopatrzyła się w mapy oraz zadbała o wygodne buty, ciepłe ciuchy, nieprzemakalną kurtkę i wszelkie inne rzeczy, które na takiej wyprawie mogą się przydać. Spontaniczność i beztroska w tym przypadku są mi obce, bo wiem, jak to się może skończyć. Dlatego tego typu książki jak Dzika droga zawsze odbieram trochę osobiście i stąd moje (początkowo) negatywne do niej nastawienie. Na szczęście podejście Cheryl Strayed niewiele się od mojego różniło. Wybierając się na Pacific Crest Trail kobieta przeczytała przewodnik, starannie wybrała wyposażenie, które chciała ze sobą zabrać, zaplanowała przystanki, na których przygotowała dla siebie zaopatrzenie i uzupełnienie zapasów na dalszą drogę. Na jej korzyść przemawiało również to, że w przeszłości wielokrotnie biwakowała i posiadła umiejętności niezbędne do przetrwania w lesie, pod gołym niebem. To wszystko jednak okazało się daleko niewystarczające, jeśli chodzi o wielotygodniową wyprawę PCT. Cheryl brakowało nie tylko doświadczenia, ale i kondycji; plecak, jaki dźwigała okazał się o wiele, wiele za ciężki, a buty za ciasne. W końcu nawet kilka książek, które kobieta zabrała ze sobą stało się zbędnym ciężarem, tak że Cheryl paliła je po przeczytaniu. Pacific Crest Trail to szlak wysokogórski poprowadzony zachodnim wybrzeżem Stanów Zjednoczonych, od Kalifornii do Kanady. Droga nim wiedzie wierzchołkami gór, pasmami m.in. Sierry Nevada i Gór Kaskadowych, na wysokości niejednokrotnie znacznie wyższej, niż nasze Tatry. Klimat jest co prawda nieco inny niż w Tatrach: na wielu wysokich odcinkach zalega śnieg nawet latem, ale są też fragmenty, będące pustynią. Co gorsza nie ma tu schronisk co kilka - kilkanaście kilometrów, nie wspominając już o czymś takim jak GOPR. To prawdziwie dziki teren, piękny i groźny, w którym wędrowiec musi sam zatroszczyć się o pożywienie, wodę i własne przetrwanie.
Jedyna dziewczyna w lesie
Sam fakt, że bohaterka i narratorka Dzikiej drogi wybrała się na taki szlak samotnie, z zamiarem spędzenia nań dwóch miesięcy, zakrawał mi na szaleństwo. Ja nigdy nie byłam fanką chodzenia z plecakiem, mimo tego, że schodziłam mnóstwo górskich dróg. Zawsze miałam jednak bazę, bo dźwiganie całego swojego dobytku na plecach niesamowicie mnie męczyło. Podobnie nie przepadam za biwakowaniem. W pewnym sensie podziwiałam więc autorkę za odwagę, ale przede wszystkim za gotowość znoszenia nie tylko fizycznego zmęczenia typowego dla górskiej wyprawy - co jest oczywiste, ale i niewygód, które już tak oczywiste nie są. Narażenie na wszelkie zawirowania pogody (zimno, mokro albo dla odmiany zbyt gorąco), brak możliwości umycia się i wykonania podstawowych zabiegów higienicznych, brak poczucia bezpieczeństwa, brak kontaktu z inną istotą ludzką. Wreszcie nawet nuda. Z książki wynika, że dla bohaterki właśnie samotność była czymś mitycznym, celem i wyzwaniem samym w sobie. Wcale nie dlatego, by obawiała się, że coś jej się stanie, ale raczej dlatego, iż Cheryl nie była typem człowieka będącego w stanie dłużej wytrzymać bez ludzi. I bez mężczyzn. Poza tym z kimś zawsze jest raźniej.
Zawsze kiedy słyszę jak ktoś bez odpowiedniego przygotowania wybiera się w góry, przebiegają mnie ciarki. Przeszedłem Orlą Perć w klapkach! Naprawdę, nie ma się czym chwalić. Granica między głupotą, a odwagą jest cienka, a od głupoty do tragedii jest blisko. Jako osoba hiperracjonalna, wybierając się na górską wyprawę, na pewno wcześniej przeczytałabym to, co jest na ten temat do przeczytania, starannie planując trasę, zaopatrzyła się w mapy oraz zadbała o wygodne buty, ciepłe ciuchy, nieprzemakalną kurtkę i wszelkie inne rzeczy, które na takiej wyprawie mogą się przydać. Spontaniczność i beztroska w tym przypadku są mi obce, bo wiem, jak to się może skończyć. Dlatego tego typu książki jak Dzika droga zawsze odbieram trochę osobiście i stąd moje (początkowo) negatywne do niej nastawienie. Na szczęście podejście Cheryl Strayed niewiele się od mojego różniło. Wybierając się na Pacific Crest Trail kobieta przeczytała przewodnik, starannie wybrała wyposażenie, które chciała ze sobą zabrać, zaplanowała przystanki, na których przygotowała dla siebie zaopatrzenie i uzupełnienie zapasów na dalszą drogę. Na jej korzyść przemawiało również to, że w przeszłości wielokrotnie biwakowała i posiadła umiejętności niezbędne do przetrwania w lesie, pod gołym niebem. To wszystko jednak okazało się daleko niewystarczające, jeśli chodzi o wielotygodniową wyprawę PCT. Cheryl brakowało nie tylko doświadczenia, ale i kondycji; plecak, jaki dźwigała okazał się o wiele, wiele za ciężki, a buty za ciasne. W końcu nawet kilka książek, które kobieta zabrała ze sobą stało się zbędnym ciężarem, tak że Cheryl paliła je po przeczytaniu. Pacific Crest Trail to szlak wysokogórski poprowadzony zachodnim wybrzeżem Stanów Zjednoczonych, od Kalifornii do Kanady. Droga nim wiedzie wierzchołkami gór, pasmami m.in. Sierry Nevada i Gór Kaskadowych, na wysokości niejednokrotnie znacznie wyższej, niż nasze Tatry. Klimat jest co prawda nieco inny niż w Tatrach: na wielu wysokich odcinkach zalega śnieg nawet latem, ale są też fragmenty, będące pustynią. Co gorsza nie ma tu schronisk co kilka - kilkanaście kilometrów, nie wspominając już o czymś takim jak GOPR. To prawdziwie dziki teren, piękny i groźny, w którym wędrowiec musi sam zatroszczyć się o pożywienie, wodę i własne przetrwanie.
Jedyna dziewczyna w lesie
Sam fakt, że bohaterka i narratorka Dzikiej drogi wybrała się na taki szlak samotnie, z zamiarem spędzenia nań dwóch miesięcy, zakrawał mi na szaleństwo. Ja nigdy nie byłam fanką chodzenia z plecakiem, mimo tego, że schodziłam mnóstwo górskich dróg. Zawsze miałam jednak bazę, bo dźwiganie całego swojego dobytku na plecach niesamowicie mnie męczyło. Podobnie nie przepadam za biwakowaniem. W pewnym sensie podziwiałam więc autorkę za odwagę, ale przede wszystkim za gotowość znoszenia nie tylko fizycznego zmęczenia typowego dla górskiej wyprawy - co jest oczywiste, ale i niewygód, które już tak oczywiste nie są. Narażenie na wszelkie zawirowania pogody (zimno, mokro albo dla odmiany zbyt gorąco), brak możliwości umycia się i wykonania podstawowych zabiegów higienicznych, brak poczucia bezpieczeństwa, brak kontaktu z inną istotą ludzką. Wreszcie nawet nuda. Z książki wynika, że dla bohaterki właśnie samotność była czymś mitycznym, celem i wyzwaniem samym w sobie. Wcale nie dlatego, by obawiała się, że coś jej się stanie, ale raczej dlatego, iż Cheryl nie była typem człowieka będącego w stanie dłużej wytrzymać bez ludzi. I bez mężczyzn. Poza tym z kimś zawsze jest raźniej.
Strach w znacznym stopniu rodzi się z tego, co sobie wmówimy
Co więc właściwie skłoniło Cheryl do podjęcia takiej wyprawy? Wcale nie chęć przeżycia przygody, spełnienia marzeń, czy miłość do gór. Raczej poczucie kompletnego zagubienia życiowego. Nazwisko Strayed czyli Zagubiona nie jest tu przypadkowe. Z książki wyłania się osoba na pewno nadwrażliwa: nie potrafiąca pogodzić się ze śmiercią matki, co doprowadziło ją do popełnienia wielu głupstw i do rozwodu. PCT miał pomóc jej to wszystko przemyśleć i ogarnąć się. Co samo w sobie nie było zbyt mądre. Bo wspinaczka górska raczej nie sprzyja filozofowaniu: kiedy jest się w górach, całą swoją energię przeznacza się raczej na to by przetrwać, by dojść do wyznaczonego celu. Zjeść coś, napić się, usiąść i odpocząć. Fizyczne zmęczenie i zaspokajanie podstawowych potrzeb wypierają wszystko inne. Alpiniści też nie wybierają się w góry po to, by myśleć o swoich problemach, ale raczej by od nich uciec. Góry są ucieczką od prozy życia. Więc jeśli ktoś potrzebuje uporać się z samym sobą, powinien udać się raczej do psychologa. Spacer z psem, a nawet jogging byłby lepszy. Ale nie 1000-kilometrowa wyprawa z całym dobytkiem na plecach. I Cheryl szybko zdała sobie z tego sprawę.
Były tylko dwa wyjścia. Mogłam wrócić tam, skąd przyszłam, lub iść, dokąd zamierzałam dojść
Koniec końców, mimo mojego początkowego sceptycznego nastawienia do bohaterki, jak i do całego przedsięwzięcia przeczytałam tę autobiograficzną powieść z prawdziwym zainteresowaniem. Podziwiałam bohaterkę za to,
że zrobiła coś, na co ja bym się nie zdobyła, niezależnie od tego, jak kocham góry, ale przede wszystkim dlatego, że nie zrezygnowała, pomimo tego, że szybko dotarło do niej, jak trudne jest to, na
co się porwała. Że brnęła naprzód, mimo
tego, że plecak przygniatał ją do ziemi, buty obcierały do krwi, a nie
raz brakowało jej nawet kilku dolarów, by zjeść coś porządnego, gdy
docierała do jakichś siedzib ludzkich. Cheryl wcale nie brakowało
rozsądku - jak się obawiałam, zaczynając lekturę tej książki - lecz
okazała się po prostu twarda, twardsza od wielu nawet facetów
spotykanych po drodze. Myślę, że ją samą też to zaskoczyło. Dzika droga stanowi przykład literatury motywacyjnej, która może utwierdzić wielu ludzi w przekonaniu, że pokonanie własnych lęków i słabości leży w zasięgu ręki i zależy w dużej mierze od własnej silnej woli.
Wystarczyło wierzyć, że to, co zrobiłam, było prawdziwe
Lekkość, ale także szczerość z jaką Strayed podeszła do tematu przyczynia się do tego, że dobrze się czyta o czymś, z czego potencjalnie mogło wiać nudą: przemierzaniu kolejnych kilometrów, górskich krajobrazach, rozbijaniu biwaków. Autorka dobrze połączyła opowieść o swojej wędrówce z bardziej osobistymi wyznaniami o swojej rodzinie i przeszłości. Pozwala nam to ją poznać bliżej: dziewczynę ze zdecydowanie niższej warstwy społecznej, z tych ludzi, którzy często nie mają nawet porządnego dachu nad głową, wykonują niskopłatne prace, żywią się niezdrowym jedzeniem i nawiązują równie niezdrowe relacje z innymi ludźmi. Czasem skręcają w stronę "alternatywnego" stylu życia, próbując zatuszować fakt, że są po prostu biedni. Takich ludzi w Ameryce jest mnóstwo, ale rzadko się ich spotyka w literaturze, czy filmie: są to bohaterowie z krwi i kości, a nie posiadacze wypasionych domów i ogródków na przedmieściach, z wydumanymi na potrzeby fikcji literackiej problemami.
Wystarczyło wierzyć, że to, co zrobiłam, było prawdziwe
Lekkość, ale także szczerość z jaką Strayed podeszła do tematu przyczynia się do tego, że dobrze się czyta o czymś, z czego potencjalnie mogło wiać nudą: przemierzaniu kolejnych kilometrów, górskich krajobrazach, rozbijaniu biwaków. Autorka dobrze połączyła opowieść o swojej wędrówce z bardziej osobistymi wyznaniami o swojej rodzinie i przeszłości. Pozwala nam to ją poznać bliżej: dziewczynę ze zdecydowanie niższej warstwy społecznej, z tych ludzi, którzy często nie mają nawet porządnego dachu nad głową, wykonują niskopłatne prace, żywią się niezdrowym jedzeniem i nawiązują równie niezdrowe relacje z innymi ludźmi. Czasem skręcają w stronę "alternatywnego" stylu życia, próbując zatuszować fakt, że są po prostu biedni. Takich ludzi w Ameryce jest mnóstwo, ale rzadko się ich spotyka w literaturze, czy filmie: są to bohaterowie z krwi i kości, a nie posiadacze wypasionych domów i ogródków na przedmieściach, z wydumanymi na potrzeby fikcji literackiej problemami.
Gdy grzeczne dziewczynki zaczytywały się "Jedz, módl się i kochaj", Cheryl naprawdę postanowiła coś zmienić
- przekonuje nas wydawca. Dzika droga rzeczywiście jest taką trochę inną wersją powieści Elizabeth Gilbert, nie wiem tylko czemu wydawca traktuje tę ostatnią tak pejoratywnie. Być może jestem grzeczną dziewczynką, bo nie podjęłabym się tego, co Cheryl Strayed, ale w końcu każdy rozwiązuje swoje problemy na swój własny sposób i każdy ma swoją własną drogę. Nie wiem też, czy przejście PCT spełniło swoją rolę i naprawdę coś zmieniło w życiu Cheryl, bo o tym już autorka nie napisała. I tego mi w tej książce zabrakło - jakiejś puenty. I mimo tego całego podziwu, myślę, że bohaterka miała sporo, sporo szczęścia, że udało jej się to przetrwać bez większego uszczerbku, poza kilkoma paznokciami. Wszak umiejętność rezygnacji nie jest cechą nieudaczników, tylko mistrzów*. Byli inni, którzy tyle szczęścia nie mieli - i o tym też wkrótce napiszę. A Dziką drogę polecam ludziom tolerancyjnym, potrafiącym wczuć się w czyjąś sytuację, zrozumieć cudze słabości, nie oceniającym pochopnie i nie oczekującym po tego typu książce "akcji". Kto zaś lubi literaturę w podobnych klimatach, temu mogę polecić Drogę i Włóczęgów Dharmy Kerouaca, a także Zen i sztukę oporządzania motocykla.
Cheryl Strayed, Dzika droga. Jak odnalazłam siebie, Wyd. Znak, 2014
Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska
*Jak twierdzi znany himalaista Simone Moro.
- przekonuje nas wydawca. Dzika droga rzeczywiście jest taką trochę inną wersją powieści Elizabeth Gilbert, nie wiem tylko czemu wydawca traktuje tę ostatnią tak pejoratywnie. Być może jestem grzeczną dziewczynką, bo nie podjęłabym się tego, co Cheryl Strayed, ale w końcu każdy rozwiązuje swoje problemy na swój własny sposób i każdy ma swoją własną drogę. Nie wiem też, czy przejście PCT spełniło swoją rolę i naprawdę coś zmieniło w życiu Cheryl, bo o tym już autorka nie napisała. I tego mi w tej książce zabrakło - jakiejś puenty. I mimo tego całego podziwu, myślę, że bohaterka miała sporo, sporo szczęścia, że udało jej się to przetrwać bez większego uszczerbku, poza kilkoma paznokciami. Wszak umiejętność rezygnacji nie jest cechą nieudaczników, tylko mistrzów*. Byli inni, którzy tyle szczęścia nie mieli - i o tym też wkrótce napiszę. A Dziką drogę polecam ludziom tolerancyjnym, potrafiącym wczuć się w czyjąś sytuację, zrozumieć cudze słabości, nie oceniającym pochopnie i nie oczekującym po tego typu książce "akcji". Kto zaś lubi literaturę w podobnych klimatach, temu mogę polecić Drogę i Włóczęgów Dharmy Kerouaca, a także Zen i sztukę oporządzania motocykla.
Metryczka:
Gatunek: powieść autobiograficzna
Główny bohater: Cheryl StrayedGatunek: powieść autobiograficzna
Miejsce akcji: Stany Zjednoczone
Czas akcji: lata 90-te XX wieku
Ilość stron: 474
Moja ocena: 5/6Ilość stron: 474
Cheryl Strayed, Dzika droga. Jak odnalazłam siebie, Wyd. Znak, 2014
Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska
*Jak twierdzi znany himalaista Simone Moro.
Z zainteresowaniem przeczytałam Twój tekst, widziałam zresztą wcześniej film i zastanawiał mnie ten spontan z którym Cheryl podjęła się tego wyzwania. Na pewno rozumiem dlaczego, ale jak dała sobie radę to pozostawało dla mnie zagadką. Chętnie sięgnęłabym po książkę :)
OdpowiedzUsuńA wydawałoby się, że film powinien tę kwestię pokazać (jak sobie Cheryl poradziła), no bo inaczej, o czym by był?
Usuń