Grandhotel
Liberec (Reichenberg) jest zabytkowym miastem, położonym w Czeskich Sudetach. Nie takim znowu małym i nie takim znowu brzydkim. Ośrodek narciarski wart zwiedzenia. W powieści Jaroslava Rudisa Liberec staje się symbolem miejsca, z którego nie da się uciec i do którego się wraca, jeśli w nim się "zaczęło". Czesi postrzegają się chyba jako nieudacznicy, naród wciśnięty gdzieś w
środek Europy, nie mający ani morza, ani nawet porządnych gór i widoków.
Naród, który utknął w kotlinie i "boi się ruszyć". Rudis pije tu do czeskiej historii, nie nazbyt bohaterskiej i spektakularnej: co prawda Czesi podchodzą do wszystkiego z filozoficznym spokojem i humorem, nie krzywdząc nikogo, ale zarazem często się okazuje, że pozwalają krzywdzić się innym. Jak Fleischman, mężczyzna już 30-letni, który nigdy nigdzie nie był, niczego nie widział i ugrzązł w Grandhotelu górującym nad miastem. To miejsce przyciąga pioruny, dziwaków i samobójców. Fleischman nie jest przez nikogo kochany i sam zastanawia się, czy kogoś kochał. Jest okropnie samotny i szczerze mówiąc to niezbyt rozgarnięty, co powoduje, że już od małego był wyśmiewany i szykanowany. Miejscowy głupek. Stracił rodziców i przygarnięty został przez swojego kuzyna, Jegra, u którego - w hotelu - pracuje do dziś. Rzeczą, która interesuje go naprawdę jest pogoda: ciśnienie, opady, fronty, niże i wyże, a przede wszystkim chmury. Wie o nich wszystko.
Ośrodek narciarski Jested, który zainspirował Rudisa |
Prawdę mówiąc bohater wie więcej i jest mądrzejszy, niż wszyscy pozostali bohaterowie tej opowieści. Pokojówki szukające szczęścia tam, gdzie go znaleźć nie można, reemigranci z Niemiec, koledzy Fleischmana ze szkolnej ławy, marzący o tym, by być Gagarinem lub Karelem Gottem, a kończący jako akwizytorzy. A przede wszystkim przemądrzały Jegr, interesujący się jedynie panienkami i sportem. Skojarzenia z kimś gruboskórnym jak najbardziej trafne, a nominalnie imię to oznacza łowcę, myśliwego. Perypetie Fleischmana - dorosłego mężczyzny, ale myślącego jak dziecko - przypominały mi Poradnik pozytywnego myślenia. Ta prosta narracja ma chyba przemawiać do ludzi. Z tym że opowieść Rudisa jest bardziej abstrakcyjna i rzecz jasna o wiele bardziej zakorzeniona w naszej, wschodnioeuropejskiej rzeczywistości, niż powieść Quicka. Czesi zazdroszczą nawet Polakom: ci to "zawsze sobie poradzą". Tymczasem nasi południowi sąsiedzi to ci, co chodzą z głową w chmurach. Ciągle nie do końca pożegnali się z komuną. W końcu okazuje się, że wszyscy bohaterowie Grandhotelu żyją jakąś ułudą, stwarzają sobie pozorne życia, opowiadają o sobie niestworzone historie, które nie mają nic wspólnego z prawdą. Bo prawda jest nudna i pospolita. Daleko byłabym jednak od ich oceniania i wysyłania do "specjalistów". Tak między Bogiem, a prawdą: czy naprawdę ci, o których czytamy u
Rudisa to tacy dziwacy? Dla mnie są całkiem normalni. W końcu każdy z
nas ma swoje dziwactwa, specyficzne zainteresowania i przyzwyczajenia, i
pewnie każdego dałoby się przedstawić tak, by zrobić z niego jakąś zakręconą
postać. Zmaganie się z własnymi kompleksami i przeszłością, tkwienie w "strefie komfortu" też nie należy do nietypowych zjawisk. Czy sami codziennie nie oszukujemy się tak, jak Fleischman i inni, wmawiając sobie, że jesteśmy kimś wyjątkowym? Mogłabym powiedzieć, że bohaterowie starający się zatuszować własne niepowodzenia i wady, są raczej typowymi przedstawicielami naszego współczesnego społeczeństwa, w którym dobry PR liczy się ponad wszystko, a najbogatsi są ci, którzy potrafią zaoferować ludziom skuteczne sposoby na ucieczkę od rzeczywistości. Ucieczka. cz Tylko że właśnie to jest hamulcem, powodującym, że w prawdziwym życiu nie udaje się nam do niczego "dojść". Zakładając oczywiście, że w ogóle wiemy, co to jest to, dla czego warto żyć i dochodzić.
Nie ma sensu streszczać Grandhotelu, bo to nie jest typowa
powieść z fabułą, akcją i puentą. Nie można się w nią "wciągnąć". Szczerze mówiąc, nawet nie spodziewałam się, że będę w stanie stworzyć na jej temat jakąś notkę. To powieść - alegoria, taki czeski Mały Książę. Smutny, opuszczony, samotny i pragnący uciec ze swojej zimnej planety. Jego zainteresowanie meteorologią i chmurami jest aż nazbyt czytelną metaforą. Można się nią delektować, lub nie. Dla mnie nie było to jakieś przeżycie metafizyczne, wyzwalające zachwyt, ale są fani tego typu twórczości. A do Liberca warto pojechać, bo to piękny region jest. Do Grandhotelu jednak się nie wybierajcie, no chyba że tego, który faktycznie stoi w centrum Liberca.
Jaroslav Rudis, Grandhotel, Wyd. Czeskie Klimaty, 2013
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka
Metryczka:
Gatunek: powieść obyczajowa
Główny bohater: FleischmanGatunek: powieść obyczajowa
Miejsce akcji: Liberec, Czechy
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 230
Moja ocena: 4/6Ilość stron: 230
Jaroslav Rudis, Grandhotel, Wyd. Czeskie Klimaty, 2013
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka
Mnie "Grandhotel" zaczarował i rozkochał w prozie Rudisa :) Późniejsze jego książki są tylko lepsze :)
OdpowiedzUsuńWiem, że jesteś wielką fanką Rudisa. Innych jego powieści jeszcze nie udało mi się dostać.
UsuńOd dawna zastanawiam sie, czy nazwisko glównego bohatera ma cos wspólnego z doktorem Fleischman'em z serialu "Przystanek Alaska", czy tez jest to przypadkowe podobienstwo nazwisk.
OdpowiedzUsuńNie ma ;)
Usuń"Grandhotelu" jeszcze nie czytałam, ale "Koniec punku w Helsinkach" i "Cisza w Pradze" tego autora są warte uwagi.
OdpowiedzUsuń