Zrozumieć kota
Czas spędzony z kotem nigdy nie jest czasem straconym.
John Bradshaw, Zrozumieć kota. Na tropie miauczącej zagadki, Wyd. Czarna Owca, 2014
Książka przeczytana w ramach wyzwania Grunt to okładka
Zygmunt Freud
Dziś przypada Dzień Ziemi, więc pokontynuuję sobie moje rozważania o zwierzętach, a dokładniej o kotach. Jako posiadaczka przedstawicielki tego uroczego gatunku jakiś czas temu zainteresowałam się książką Johna Bradshawa Zrozumieć kota. Tytuł wskazywał na to, że zawierać ona będzie wyjaśnienia kocich zachowań, pozwalające nam, ludziom, zrozumieć naszych pupili, bo zwierzęta te mimo tego, że żyją obok nas stanowią faktycznie często miauczącą zagadkę. Ja wprawdzie nie mam szczególnych trudności ze zrozumieniem własnego kota, choć opieram się głównie na intuicji. Co więcej, moja Milka to kot prawie idealny, bo bardzo, bardzo dobrze wychowany, więc nie narażający mnie na ataki apopleksji wskutek ewentualnych zniszczeń i agresywnych zachowań. Ale i tak miałam nadzieję dowiedzieć się czegoś więcej, niż to, co już wiem. Czy kot trzymany w domu jest szczęśliwy (i co zrobić, żeby był szczęśliwy)? Czy to dobrze gdy bierzemy do domu drugiego kota, gdy mamy już jednego? Dlaczego koty ugniatają właścicieli łapkami? Jak należy bawić się z kotem? Co zrobić, żeby kota czegoś nauczyć? Akurat na te pytania w książce Bradshawa znalazłam odpowiedź, ale ogólnie rzecz biorąc autor nie rozpieszcza czytelnika jeśli chodzi o praktyczne wskazówki dotyczące życia z kotem. Książkę wypadałoby bardziej nazwać pozycją popularnonaukową, niż poradnikową, gdyż dostarcza ona wiedzy natury ogólnej o kotach. To znaczy autor pisze o pochodzeniu i ewolucji kotów, o ich budowie, fizjologii, instynktach, o tym jak rozmnażają się koty i jak przebiega proces ich udomowienia i uspołeczniania, czyli dostosowywania się do życia z człowiekiem lub - czasami - z innymi kotami. Koty bowiem są z natury samotnikami, ale czasem tworzą kolonie z innymi współbratymcami. Oczywiście samotniczy tryb życia uwarunkował takie cechy jak potrzeba posiadania własnego terytorium oraz nieufność w stosunku do innych kotów (rywali), czy ludzi. Z tego wynika też względny "chłód emocjonalny" tych zwierząt - tzn. nie okazują one swoich uczuć, a na pewno nie tak ekspresyjnie jak psy. Choć koty żyją obok ludzi już kilka tysięcy lat, okazuje się, że jeszcze nie do końca się uspołeczniły, a pierwotne instynkty, jak instynkt łowiecki, są w nich bardzo silne.
Psy mają właściciela, a koty personel
Psy mają właściciela, a koty personel
Szczerze mówiąc trochę mnie jednak te rozważania Bradshawa rozczarowały, bo nie tego oczekiwałam. Bardziej adekwatny do tej książki byłby tytuł Poznać kota, niż Zrozumieć kota. Jak zwykle w takich przypadkach zajrzałam do tytułu oryginalnego - okazuje się, że jest on dużo bardziej rozbudowany, aczkolwiek też wskazuje na aspekty współżycia człowieka z kotem, które w tej książce są podejmowane w dosyć marginalny i zbyt naukowy sposób. Nawet w rozdziale Kot i jego człowiek autor pisze głównie o interakcjach kotów z innymi kotami, a nie z człowiekiem. Zbędne moim zdaniem jest rozpisywanie się o pochodzeniu kotów - owszem, należałoby o tym wspomnieć, ale niepotrzebnie autor poświęca temu tematowi prawie sto stron (czyli prawie 1/3 książki). Deliberuje nad kocim DNA, z czego niewiele wynika, bo jedyną informacją, którą zapamiętałam z tego jest ta, że koty pochodzą od żbików, a ich ojczyzną jest północna Afryka. Bradshaw zresztą w całej książce z lubością rozpisuje się o genetyce, właściwie słowa gen/genetyka pojawiają się na każdej chyba stronie, co oczywiście nadaje książce poważny, naukowy rys, jednak zarazem mocno usypia. Bradshaw zastanawia się na przykład wpływ mają geny na umaszczenie kotów, na ich rasy, a nawet na ich osobowość. Informacje te były dla mnie średnio interesujące, bo zbyt ogólne i dlatego nieprzydatne. Wolałabym dowiedzieć się, jakie cechy charakteru przejawiają np. ragdole, a jakie koty syjamskie, zamiast czytać dywagacje, zakończone stwierdzeniem, że tak naprawdę nie ma żadnych wiarygodnych badań, potwierdzających taki, a nie inny wpływ genetyki na kocią różnorodność. Takie stwierdzenie przewija się przez całą książkę. Bradshaw przyjmuje pozycję naukowca, ze szkiełkiem i okiem obserwującego obiekt swoich zainteresowań, ale wzdragającego się przed formułowaniem jakichkolwiek konkretnych wniosków. Dlatego o psychice kotów niewiele się od niego dowiemy, podobnie jak o znaczeniu sygnałów werbalnych i niewerbalnych dawanych przez koty. Wszystko to mętne przypuszczenia. Poza tym w książce bardzo wiele w niej jest powtórzeń - autor wielokrotnie podaje te same informacje, przez co miałam wrażenie, że w kółko czytam to samo (lub, że już to czytałam).
Nigdy nie ufaj człowiekowi, który nie lubi kotów
Nigdy nie ufaj człowiekowi, który nie lubi kotów
Źródło |
Co jak co, ale wydawałoby się, że przynajmniej książka o kotach będzie okazją do miłego spędzenia czasu, bez denerwowania się. Niestety nic z tego. Autor porusza bowiem dwie sprawy, które mnie zbulwersowały. Po pierwsze - w zasadzie już we wstępie książki - pada zdanie iż koty powinny dostosować się do wymogów współczesnego społeczeństwa, a zmiany w tym kierunku muszą opierać się na badaniach naukowych. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, gdy zobaczyłam ten tekst, bo brzmi on jak z jakiegoś naukowego raportu dotyczącego np. ekonomii, a nie z książki o zwierzętach. Matko Boska, to już nie tylko ludzie - pomyślałam sobie - muszą się dostosowywać do "wymogów społeczeństwa", ale zwierzęta też?? Według autora ludzie powinni wyhodować sobie kota, który zadowoli nas wszystkich, bo teraz na przykład nie wszystkim się podoba, że koty polują, czy że nie są w stosunku do ludzi tak wylewne, jak psy. Tak, zmajstrujmy sobie kota doskonałego. Czy nie jest to przejaw ekstremalnej pychy w wydaniu człowieka? Zwierzęta to nie są zabawki i nie istnieją po to, by zadowalać człowieka! Druga sprawa, to oskarżanie kotów o to, że "niszczą dziką naturę" i głosy, by w związku z tym koty tępić lub nakładać na nie jakieś ograniczenia. Niektórym wydaje się, że koty są okrutnymi mordercami (jak pisze np. Karen Duve) i że polują na biedne myszki i ptaszki dla zabawy. Najwyraźniej ten pogląd jest rozpowszechniony w krajach anglosaskich, bo autor podejmuje temat całkiem poważnie. No bo dla mnie poważnie to nie brzmi. Kot to drapieżnik i mięsożerca. W związku z tym w jego naturze leży polowanie. Kot raczej nie ma innego wyjścia, jeśli chce przeżyć (mowa tu oczywiście o kotach na wolności) i nie poluje dlatego, że ma taki kaprys. Podobnie zresztą jak cała fura innych drapieżników. Jak można zarzucać zwierzętom, że mają taką, a nie inną naturę? Przecież to absurdalne. Poza tym koty są częścią tej natury, a ta ma zwyczaj regulować się sama - o ile mi wiadomo wszelkie ingerencje człowieka w tą kwestię, źle się kończą. No i, hej, czy to przypadkiem człowiek nie jest winien temu, że gatunki flory i fauny wymierają na całym świecie? Przyznajcie, że w sytuacji, gdy człowiek na skalę masową degraduje środowisko i codziennie bezdusznie zabija miliony zwierząt dla swojego widzimisię, oskarżanie przez niego kotów o to, że "niszczą faunę", brzmią groteskowo i żenująco. To tak, jakby seryjny morderca zżymał się, że zabiłam muchę. I fajnie, że Bradshaw tłumaczy przyczyny takiego zachowania kotów, jakie może na niektórych robić wrażenie "celowego okrucieństwa". Przypisywanie kotom takich motywów jest takim samym antropomorfizowaniem, jak oskarżanie kotów, że są "fałszywe", albo "złośliwe". Więc może dajmy zwierzętom żyć i zajmijmy się tym, byśmy to my mniej zaśmiecali i niszczyli planetę?
Zachodzi obawa, że oczekujemy od naszych kotów więcej, niż są w stanie dać. Chcielibyśmy, by zwierzę, które przez tysiące lat pomagało nam w zwalczaniu szkodników, nagle porzuciło ten sposób życia, ponieważ konsekwencje tego zwalczania zaczęliśmy uważać za nieapetyczne i trudne do zaakceptowania. Chcielibyśmy także bez skrępowania wybierać naszemu kotu towarzystwo nie biorąc pod uwagę jego pochodzenia od zwierząt samotniczych i terytorialnych. Najwyraźniej sądzimy, że koty, wzorem psów (...) powinny wykazywać się tolerancją w relacjach, które narzucamy im jedynie dla własnej wygody.
Podsumowując, choć Zrozumieć kota zawiera wiedzę na temat kotów i można z tej pozycji wyłuskać ciekawe informacje, to tekst Bradshawa co do zasady jest zbyt ogólny, a w dodatku podany w zbyt suchy sposób. Autor miauczącej zagadki raczej nie rozszyfrował, być może dlatego, że podchodzi do niej zbyt instrumentalnie. Poleciłabym pozycję tę bardziej nie miłośnikom kotów (bo tu jest duże prawdopodobieństwo, że nie dowiedzą się niczego nowego), ale tym, którzy kotów nie znają i może nawet mają w stosunku do nich uprzedzenia. Pozwoli to im wyprostować fałszywe wyobrażenia i niesprawiedliwe stereotypy na temat tych zwierząt. Nawiasem mówiąc, Bradshaw stwierdza, że nie spotkał ani jednej kobiety, która powiedziałaby, że nie znosi kotów...
A propos Dnia Ziemi, proponuję, żebyście zajrzeli na stronę WWF i zmierzyli sobie swój ślad ekologiczny. Ja jakiś czas temu to zrobiłam i wyszło mi, że zużywam zbyt wiele zasobów (prawie dwa razy tyle, ile powinnam), mimo tego, że oszczędzam wodę i światło, segreguję śmieci, jeżdżę transportem publicznym i robię, co mogę by być ekologiczną. Wykres dotyczący śladu ekologicznego poszczególnych krajów pokazywałam już kiedyś TU.
Metryczka:
Gatunek: książka popularnonaukowa
Główny bohater: kot Gatunek: książka popularnonaukowa
Miejsce akcji: cały świat
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 375
Moja ocena: 4/6Ilość stron: 375
John Bradshaw, Zrozumieć kota. Na tropie miauczącej zagadki, Wyd. Czarna Owca, 2014
Książka przeczytana w ramach wyzwania Grunt to okładka
Czytałam tylko darmowy fragment książki, ale nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Może gdybym nic nie wiedziała o kotach, wydałaby mi się interesująca. Tak zawierała w sobie oczywistości albo cokolwiek kontrowersyjne porady.
OdpowiedzUsuńTak, sporo tu oczywistości, np. takich że koty łowią myszy, a kontrowersyjne porady tyczą się właśnie hodowania kotów pod ludzkie wymagania. Ale ciekawe jest spostrzeżenie autora, że skoro sterylizujemy koty najlepsze z naszego punktu widzenia, tzn. najbardziej udomowione i przyjacielskie, to może się okazać, że ewolucja tego gatunku wcale nie pójdzie w tym kierunku, w jakim chce człowiek. Faktycznie, po raz pierwszy pożałowałam, że moja kotka jest wysterylizowana, bo ma taki fajny charakter.
UsuńTu się akurat mogę zgodzić z Autorem. Chociaż uważam, że sterylizacja/kastracja kotów wolnożyjących to akurat bardzo dobry pomysł.
UsuńOd razu przyleciałam czytać :) I rzeczywiście autor jedzie po bandzie mówiąc, że kot ma się dostosować do społeczeństwa. Idąc jego tokiem rozumowania, najlepiej kupić sobie furby zamiast zwierzęcia - jak się nie chce dostosować, można mu wyjąć baterię ;)
OdpowiedzUsuńWierzę,że autor chciał dobrze, ale takimi stwierdzeniami to może tylko zniechęcić wielbicieli kotów...
UsuńHm, skoro autor jest doktorem, zooantropologii (antrozoologii) to i nie dziwota, iż w książce z lubością rozprawia się z kocią genetyką. ;) Fajna książka, sporo ciekawostek o kotach z pozoru nikomu niepotrzebnych.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem, że kociaki jako zwierzaki są bardzo przyjazne. Tym bardziej, że ja również mam u siebie ciekawego kociaka. Wielce podoba mi się to co napisano w https://kotymainecoon.pl/maine-coon-najwiekszy-i-najbardziej-przyjazny-kot-domowy/ i jestem zdania, faktycznie tak jest często. Tym bardziej, że kotki są dość popularnym zwierzakiem domowym.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń