Fasolka z kalabaru
Czy Napoleon rzeczywiście został otruty? Kto otruł słynnego australijskiego konia wyścigowego Phar Lap? Czy tapety mogą spowodować śmierć? Czy Czarna Śmierć, jaka wybiła 1/3 Europy w średniowieczu, to faktycznie była dżuma? I co to jest fasolka z kalabaru?
Historia tej książeczki jest dosyć niezwykła, bo kupiłam ją dokładnie 10 lat temu...w Zakopanym. Pamiętam nawet w której księgarni. Doczytałam jednak tylko do połowy, a książka przestała te lata u mnie na półce, choć przecież dotyczy wcale fascynującego zagadnienia. Trucizny są bowiem na pewno czymś, co fascynuje ludzkość. Kiedyś w ogóle uważano, że to właśnie one są przyczyną wszystkich chorób, w szczególności nagłych zgonów. Nie brakowało w historii ludzkości trucicieli słynnych i mniej słynnych. Autor książki zresztą stwierdza, że ci, którzy są słynni, w rzeczywistości byli nieudacznikami, bo dali się złapać. A to było sztuką w czasach gdy wiedza o toksynach była w powijakach, a nauka nie potrafiła wykrywać trucizn w organizmach żywych. W szczególności wiek XIX wydaje się wiekiem, gdy trucicielstwo stało się popularnym sposobem pozbywania się bliźniego, który zawadzał: żony, męża, sąsiada... Znano już wtedy bowiem wiele toksycznych substancji i trwał wyścig tych, którzy truli z tymi, którzy usiłowali te zbrodnie wykryć. Jak było to trudne opisuje zresztą obszernie Jurgen Thorwald w Stuleciu detektywów.
Nie spodziewajcie się jednak po Fasolce z kalabaru przepisu na
to, jak skutecznie i bez śladów się kogoś pozbyć. Praca Macinnisa ma
wymiar bardziej teoretyczny, niż praktyczny ;) Zresztą z truciznami ludzie mieli styczność nieświadomie, niekoniecznie czy tego chcieli, czy nie i nie tylko w celach kryminalnych. Na przykład musieli z nimi pracować artyści-malarze (wiele farb zawierało toksyczne składniki), Szalony Kapelusznik też się nie wziął znikąd. W różnych dziedzinach stosowany był ołów - znajdował się on zwłaszcza w rurach i farbach; zresztą większość metali, zwłaszcza metali ciężkich jest szkodliwych dla zdrowia. Gwałtowny rozwój przemysłu w XIX wieku sprawił, że powstało i rozpowszechniło się wiele toksycznych substancji chemicznych. A arszenikiem, czy rtęcią ludzie kiedyś się...leczyli. Dziś przecież też na półkach w naszych domach stoi wiele trujących preparatów, takich jak środki do udrażniania rur, czyszczenia toalety, środki owadobójcze, płyn przeciwko zamarzaniu, itd. Nie wspominając już o tym, że chemia zawarta w pożywieniu sprawia, że staje się ono coraz bardziej toksyczne: te wszystkie polepszacze, konserwanty, barwniki, te E coś tam, benzoesan sodu, są pewnie współczesnym arszenikiem.
Macinnis opowiada nie tylko o morderstwach przy użyciu trucizny, ale też o zastosowaniu wielu toksyn i chemikaliów w czasach w miarę współczesnych. O trującej żywności, jadzie zwierzęcym, botoksie, bakteriach, wykorzystywaniu trucizn na wojnie i w miejscach pracy. Za mało! Wszystko to było ciekawe, ale wydawało mi się potraktowane po łebkach i dosyć chaotycznie. Autor ledwie liznął temat. Na wiele z poruszonych przez Macinnisa tematów z pewnością dałoby się powiedzieć znacznie więcej, np. brakowało mi szerszego omówienia tak powszechnych trucizn jak alkohol, nikotyna, czy wszelakiego rodzaju narkotyki. I wielu innych. Czy wiedzieliście, że nikotyna to substancja bardzo niebezpieczna i to nie tylko dlatego, że znajduje się w papierosach, gdzie zresztą jej działanie jest stosunkowo łagodne? Autor zagłębia się też niepotrzebnie w przedstawianie działania danych toksyn z czysto chemicznego punktu widzenia, co jest trudne do strawienia - zamiast opowiedzieć po prostu o ich działaniu. Czasem zaś zaczyna opowiadać coś bardzo ciekawego, po czym urywa temat i do niego nie wraca, np. historię o van Goghu, który oprócz toksycznego absyntu podobno pił terpentynę, a na temat jego śmierci istnieje hipoteza o zatruciu naparstnicą...
W miarę rozwoju przemysłu i nauki trujących substancji wokół nas jest coraz więcej:
Na całym świecie zgromadzone są tak wielkie zapasy trucizn, że w każdej chwili może dojść do groźnego kataklizmu, a ludzie w ogóle się tym nie przejmują.
Tak, to wydaje się być refrenem wielu książek czytanych przeze mnie ostatnio...
Metryczka:
Gatunek: literatura popularnonaukowa
Główny bohater: trucizna Gatunek: literatura popularnonaukowa
Miejsce akcji: cały świat
Czas akcji: od starożytności po czasy współczesne
Ilość stron: 231
Moja ocena: 4/6Ilość stron: 231
Peter Macinnis, Fasolka z kalabaru: o truciznach i trucicielach prawie wszystko, Wyd. Twój Styl, 2005
Książka bierze udział w wyzwaniu Grunt to okładka
Komentarze
Prześlij komentarz