Syn zarządcy sierocińca
Pisałam o tym, że latem zdecydowanie wolę wybierać lekkie lektury, więc Syn zarządcy sierocińca
raczej nie był dobrym pomysłem do czytania w ostatnie upalne dni. Z
drugiej jednak strony może i dobrze, że za oknem świeci słońce, bo
gdybym miała czytać tę książkę jakąś bardziej ponurą porą roku, trudno
byłoby mi się pozbierać. Dawno nie czytałam czegoś tak posępnego,
mrocznego – od czasu chyba Drogi Cormaca McCarthy'ego.
Trudno byłoby mi określić Syna zarządcy sierocińca
mianem thrillera, czy romansu, jak to głosi opis na okładce, choć
oczywiście te elementy – w zniekształconej, groteskowej postaci tam są.
Najbliżej tej powieści rzeczywiście do Orwella, lecz strach pomyśleć, że
to, co Orwell wymyślił, ktoś mógł wcielić w życie... Głównego bohatera
istotnie poznajemy w sierocińcu, choć sam sierotą nie jest. To pierwsza
krzywda, która go spotkała w życiu, ze strony – jak by się wydawało
matki, która zostawiła swoje dziecko. Wkrótce chłopiec zostaje
„wyłowiony” przez system i zaprzęgnięty do różnych zadań, które są nie
tylko przestępcze, ale i absurdalne, niczym dwanaście prac Herkulesa.
Chun To przyjmuje na siebie wiele ról, wchodzi w nie ze zwinnością węża.
Nie wiadomo, czy go potępiać, czy podziwiać. Czy jest przestępcą, czy
bohaterem. On po prostu spełnia oczekiwania władz... Spryt, odwaga i
wytrwałość naszego bohatera doprowadza go do samego Ukochanego
Przywódcy, choć Chun To zdaje sobie doskonale sprawę, iż jego życie,
zbudowane na oszustwie wisi na włosku...
Adam
Johnson pokazuje kraj, w którym każdy zdany jest na samego siebie, w
którym nie można nikomu zaufać, nawet najbliższym ludziom, w którym
każdy może w dowolnej chwili zniknąć, zdeptany przez system, bez żadnej
logicznej przyczyny. Brak tu miejsca na wolność, na jakiekolwiek
marzenia, o uczuciach nie wspominając. Podstawą przetrwania jest
bezwzględna lojalność w stosunku do Ukochanego Przywódcy – w powieści
Johnsona nawet nie ma postaci, które kwestionowałyby państwową
propagandę. Nawet jeśli ktoś wyczuwa, że coś jest nie tak, nie ośmiela
się tego mówić głośno. Życie ludzi zbudowane jest na wielokrotnym
zaprzeczaniu, na kłamstwie, udawaniu nawet przed samym sobą. To kraj, w
którym rzeczywiście kłamstwo wielokrotnie powtórzone staje się prawdą...
Syn zarządcy sierocińca
przepełniony jest scenami, od których skóra cierpnie. Scenami
niewyobrażalnego, bezsensownego okrucieństwa ludzi w stosunku do ludzi.
Najstraszliwsze jest to, że wcale nie miałam poczucia, że to, co opisał
Adam Johnson jest fikcją literacką. W Korei Północnej to rzeczywiście
MOŻE mieć miejsce. Przekonałam się o tym, czytając wstrząsające
reportaże Barbary Demick Światu nie mamy czego zazdrościć. O
wszechobecnym głodzie, obozach pracy, praniu ludziom mózgu. Pojawiają
się też inne świadectwa, Adam Johnson również odwiedził Koreę, a jego
powieść jest kolejnym krokiem, odkrywającym tajemnice tego państwa.
Przyznaję,
że po książce tej spodziewałam się jednak lektury lżejszej, jakiejś
groteski, obśmiania znienawidzonego systemu i wystrychnięcia go na
dudka. Tymczasem Syn zarządcy sierocińca przepełnił mnie grozą.
Jeśli miałabym wyobrażać sobie piekło – to właśnie tak, jak wygląda
życie w Korei. Dlatego też czytanie tej książki – nawet w tych fragmentach, kiedy pozornie mówi ona o zwykłym życiu – nie sprawiło mi żadnej
przyjemności. Z każdą kolejną stroną popadałam w coraz większe przerażenie. Kilka miesięcy temu,
nowy przywódca Korei Pn. groził światu wojną, co było i groźne, i
groteskowe. Ja byłam wkurzona i miałam ochotę na to, żeby wreszcie ktoś
zrównał to państewko z ziemią, razem z jego ukochanymi przywódcami,
terroryzującymi miliony ogłupiałych ludzi. To się kiedyś musi zawalić,
jak wszystkie totalitarne systemy i myślę, że takie książki, jak Syn zarządcy sierocińca,
świadczące o tym, że informacje o tym, co tam się dzieje wyciekają – to
pierwsze światełko w tunelu. Niestety mam wrażenie, iż może to potrwać
jeszcze bardzo długo, skoro brak w Korei Północnej ludzi, którzy
dostrzegli by to całe zło i byliby zdolni mu się przeciwstawić. Póki co
mieszkańcom tego kraju zostaje tylko walka o każdy kolejny oddech –
pytanie po co. I taki jest niestety wydźwięk Syna zarządcy sierocińca: totalne zło i brak nadziei.
Komentarze
Prześlij komentarz