Pamiętniki Jane Austen

Nie jestem fanką Jane Austen. A raczej nie jestem fanką czasów, w których przyszło jej żyć, a czasy te zdeterminowały styl jej pisarstwa. Austen pisała o tym, co znała, czyli o perypetiach młodych kobiet, których jedynym życiowym celem było wyjść za mąż. Brak męża oznaczał ubóstwo i bycie skazanym na korzystanie z pomocy krewnych i znajomych, co też doskonale opisane jest w powieściach Jane Austen. Czy w takich okolicznościach czekanie na wielką miłość nie stanowi nadmiernego luksusu? Z drugiej strony wcale przyjemne życie mogła wieść sobie taka kobietka, której udało się „ustatkować”: mogła spędzać czas głównie na haftowaniu, pisaniu listów, czytaniu, spacerach, odwiedzinach u znajomych. Żadnych większych zmartwień egzystencjalnych, w porównaniu do dzisiejszych czasów, kiedy to podobno jest lepiej, wygodniej i kobietom wolno PRAWIE wszystko. 

Oczywiście książka Syrie James to nie autentyczne pamiętniki Austen. To powieść, w której autorka próbuje odpowiedzieć na pytanie – jak Austen, stara panna, która nigdy nie zaznała miłości – mogła tak wspaniale o niej pisać. W pytaniu tym jednak czai się błędne założenie, że miłość musi się wiązać z małżeństwem, co jak wiadomo niekoniecznie jest prawdą. Zwłaszcza w dawnych czasach, kiedy małżeństwa były aranżowane i większość kobiet wychodziło za mąż z rozsądku. Fakt, że Jane Austen nigdy nie wyszła za mąż, nie znaczy, że nie doświadczyła uniesień miłości. I tego właśnie chce dowieść Syrie James: Austen kochała i była kochana. W Pamiętnikach opisana została historia nieszczęśliwej miłości pisarki, która zainspirowała (rzekomo) Austen do napisania Rozważnej i romantycznej oraz Dumy i uprzedzenia. Historia przedstawiona przez James nie jest specjalnie oryginalna, w dużej mierze rzeczywiście bazuje na Rozważnej i romantycznej. Pamiętniki napisane są w typowo XIX- wiecznej konwencji, stylem rzeczywiście godnym samym Jane Austen. Mogłam do woli rozkoszować się opisami angielskich krajobrazów oraz rozmowami o pogodzie. Po wrażeniach związanych z czytaniem Gry o tron, działało to na mnie iście kojąco. Nic jednak nie poradzę na to, że ta XIX-wieczna maniera zawsze w końcu mnie irytuje: te konwenanse, te małe problemy, które urastają wśród znudzonych kobiet do rangi wydarzenia, skandalu, sensacji. Ta egzaltacja panien, które zakochują się po jednej rozmowie, rozdmuchują każde słowo, gest, spojrzenie, by potem rwać sobie włosy z głowy, kiedy okazuje się, że nie jest tak, jak to sobie przedstawiły. I oczywiście wtedy nie pozwalają nieszczęsnemu kandydatowi do ręki się nawet wytłumaczyć, od razu zrywają wszelkie kontakty. Tak właśnie czyni panna Eleanora Dashwood i tak zachowuje się Jane Austen, w historii wykreowanej przez James. Zdecydowanie ludziom w XIX wieku brakowało umiejętności skutecznego komunikowania się – gdyby to potrafili, iluż problemów, nieporozumień i nieszczęść dałoby się uniknąć. Cóż, takie to były czasy i nie jest to winą ani Jane Austen, ani Syrie James.

Powieść uważam za całkiem przyjemną, choć zdecydowanie dla fanów epoki. Zastanawiam się tylko, czy imputowanie Austen jakiegoś tajemniczego romansu nie jest deprecjonowaniem jej talentu. To dosyć prymitywne stawianie sprawy - o ile miłość może przydarzyć się każdemu, to nie każdy może być pisarzem. Ostatecznie, na tym właśnie polega pisarstwo, że nie trzeba wszystkiego przeżyć na własnej skórze.  

Syrie James, Pamiętniki Jane Austen, Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2009

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później