Letnie niedziele - Angielskie lato

Nie jestem specjalną fanką polskiego morza, czy też generalnie mórz północnych. Owszem, jest coś romantycznego w piaszczystych szerokich plażach, orzeźwiających kąpielach w wodzie znacznie chłodniejszej, niż temperatura powietrza, zbieraniu muszelek i spacerach nad brzegiem morza, kiedy pogoda nie pozwala na kąpiele, ale jednak wolę atmosferę południowych krajów. Obecne upały bardzo zachęcają, by nad to morze - nawet polskie się udać - stąd pewnie nad Bałtykiem sytuacja powoli zaczyna być dramatyczna. Nasze parawany podobno widać już nawet z kosmosu... Przebywanie w takim tłumie jest dla mnie też przeciwieństwem odpoczynku. Natomiast na pewno nie byłoby nim takie wakacje, jak to opisuje Małgorzata Mroczkowska: słońce i upał jak na południu, ale do tego puste angielskie plaże, białe klify, błękit morza, żagle w oddali... Cisza i spokój - wakacje w urokliwej małej miejscowości niezalanej turystami. Nic dziwnego, że bohaterka Angielskiego lata jest tą atmosferą również zachwycona. Łapie dzień, biega po plaży dniami i nocami, przesiaduje w przydomowym ogródku, podglądając kosy i racząc się owocami i warzywami z pobliskiej ekologicznej farmy. Powrót do Londynu, do kochającego męża ani jej w głowie, tym bardziej, że za towarzystwo ma młodego przystojnego chłopaka... 

Żarty na bok, Angielskie lato nie jest wersją woodyallenowskiej komedii, ale raczej melancholijnym romansem. Pobyt w owej sielskiej miejscowości nie miał wcale służyć podziwianiu zachodów słońca, gdyż jego celem miał być remont rodzinnego domu męża Anny. Mężczyzna na złe wspomnienia z dzieciństwa i nie chce słyszeć o powrocie do starego domu, chce się go jak najszybciej pozbyć, ale Anna nalega na odnowienie domu przed sprzedażą - jej się tam po prostu podoba, zatem męża zostawia w Londynie, a sama postanawia spędzić lato na nadzorowaniu prac. Do remontu zatrudnia młodego Polaka, syna jej przyjaciółki, który przyjeżdża do Anglii szukając pracy. Autorka skupia się na pokazaniu relacji, jakie nawiązują się między młodymi ludźmi (Wojtkiem i jego dziewczyną) i Anną, na przyjemnościach, czerpaniu pełnymi garściami z uroków angielskiego lata. Całkiem rozumiem Annę, która skusiła się na romans z dużo młodszym od niej mężczyzną, jej wątpliwości, które zapewne miałaby każda kobieta w jej sytuacji (choć teksty 40-latki "jestem stara"  lub "na stare lata powinnam..." - mocno mnie irytowały) - mocno standardowe, powodowane wtłoczonym do naszych głów przekonaniem, że związek młodszego mężczyzny ze starszą od niego kobietą jest niewłaściwy, podczas gdy sytuacja odwrotna nikogo nie dziwi. Smutne to, ale prawdziwe. Znacznie mniej Annę zajmuje dylemat zdrady małżeńskiej... najwyraźniej kobieta od samego początku zakłada, że jej związek z Wojtkiem jest tylko wakacyjną przygodą, co również podobno jest typowe dla kobiet. Otóż to niby kobiety są bardziej "racjonalne" i nie wierzą w to, że wakacyjne znajomości mogą przetrwać. Może gdyby bardziej wierzyły i dawały im większą szansę, byłoby inaczej... Mogłabym się z bohaterką utożsamić, gdyby nie jej hipokryzja: Anna, która od początku deklarowała, że kocha swojego męża i jest z nim szczęśliwa, kiedy tylko "doszło co do czego" zmienia śpiewkę i stwierdza, że jej małżeństwo to "układ" i że dotąd nie wiedziała, co to miłość. Nagle się okazuje, że czegoś w dotychczasowym życiu jej brakowało, choć wcześniej nic na to nie wskazywało. Może bohaterka sama o tym nie wiedziała. Mimo tego oczywiście nie ma zamiaru z tego wygodnego układu wychodzić, ani wykorzystywać drugiej szansy od losu. Niby daje się ponieść emocjom ale jednak nie do końca. Jakże typowe. Dlatego bohaterka przez cały czas niby bijąca się z myślami wzbudziła we mnie raczej niechęć. Nie podobało mi się to, jak kobieta podeszła do tego wszystkiego i jak potraktowała swojego kochanka, bo okazało się, że tak naprawdę wątpliwości żadnych nie ma, jeśli już to tylko takie, żeby mąż się o niczym nie dowiedział. Jakiś kulawy ten romans i mało realny. Prawdę mówiąc Wojtek też mnie do siebie nie przekonał - postać to dziwna, zbyt tajemnicza, słabo nakreślona; wiemy o nim niewiele więcej ponad to, że jest młody i przystojny i niekoniecznie jakoś szczególnie wrażliwy; trudno mi było ocenić, na ile jego uczucia do Anny były prawdziwe, gdyż całą sytuację poznajemy tylko z jej perspektywy. Głosem rozsądku jest w powieści nowa przyjaciółka Anny, Margaret, żyjąca samotnie i zadająca dające wiele do myślenia pytanie: czy zawsze trzeba kogoś kochać? Nawykliśmy uważać, że ktoś, kto jest sam, jest nieszczęśliwy i zawsze marzy o odnalezieniu swojej drugiej połówki (choć z drugiej strony niektórym osobom, np. w starszym wieku - tego prawa odmawiamy...) - czy na pewno?

Jako romans Angielskie lato jest dosyć sztampowe, z kolei zakończenie książki było dla mnie zbyt melodramatyczne. Ale w sumie takich historii nigdy zbyt wiele - w końcu każda historia miłosna jest zarówno na swój sposób i niepowtarzalna, i banalna, jak wiele innych romansów. Natomiast jest to książka ładnie napisana, z dbałością o szczegóły, mogąca chwycić za serce osoby co bardziej emocjonalne. Mnie znacznie bardziej od losów głównych bohaterów ujęła sceneria: peany nad urokami angielskich plaż i cichych nadmorskich miejscowości przemówiły do mojej wyobraźni.

Gatunek: romans
Główny bohater: Anna
Miejsce akcji: Wielka Brytania
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 357
Moja ocena: 4,5/6

Małgorzata Mroczkowska, Angielskie lato, Wyd. Czwarta Strona, 2015

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później