W krainie obfitości mango

Kanadyjczycy Anna i Steve mieszkają w Toronto. Pracują w branży wydawniczej. Kanada jest jednym z krajów, gdzie żyje się najlepiej - nie tylko pod względem zamożności, ale i poziomu szczęścia - zaś o pracy związanej z książkami marzy niejedna z nas. Ale Anna i Steve są zmęczeni. Terminami, uporządkowanym życiem (w którym mają wszystko), karierą, pracą na własny rachunek. Postanawiają rzucić wszystko i udać się w roczny rejs na Karaiby... 

Karaiby to przeciwieństwo Kanady. Raj dla leniuchów. Kraje, gdzie pieczone gołąbki same spadają do gąbki. Kokosy, mango, banany, papaje można zrywać prosto z drzewa. Turkusowe wody omywają plaże z bielutkim piaskiem, na których powiewają palmy. Jedyny strój to krótkie spodenki i kostium kąpielowy. Ah, ta atmosfera wiecznych wakacji, w dodatku spędzanych pod własnymi żaglami. Wolność i swoboda, niebo z miliardem błyszczących gwiazd nad głową, szum oceanu, mohito w ręce, a każdy dzień jest przygodą, nawet jeśli jedynym wydarzeniem jest złapanie ryby albo kąpiel w morzu... Przyznacie sami, cóż może być lepszego? Niestety książka Ann Vanderhoof ma w sobie niewiele z tej atmosfery. Autorka koncentruje się na dwóch rzeczach. Pierwszą z nich jest opis rejsu, w ramach którego dostajemy sporo praktycznych informacji o tym, jak wygląda żeglowanie po Morzu Karaibskim. Prognozy pogody, pływy, od czasu do czasu jakiś sztorm. Dowiadujemy się też o życiu na jachcie, które w praktyce wcale nie jest takie romantyczne, jak mogliby sobie to wyobrażać laicy: brak ciepłej wody, ciasnota, konieczność czyszczenia łódki z różnych żyjątek, awarie. O tym autorka pisze z dużą drobiazgowością. Z jeszcze większą opisuje różne karaibskie potrawy oraz ich przyrządzanie - co stanowi drugi dominujący motyw książki. Autorka uwielbia gotować - i to w książce widać - zamieszczone są tutaj nawet przepisy na różne egzotyczne dania, szkoda tylko że przepisy te raczej nie nadają się do wykorzystania w naszych warunkach, bo zawierają trudno dostępne (lub nawet niedostępne) składniki, takie jak warzywa, o których pierwszy raz w życiu słyszałam, kraby, homary i ogólnie owoce morza. Wszystko pięknie, tylko co za dużo to niezdrowo...książka szybko zaczęła mnie nudzić, bo brak w niej urozmaicenia, jest zbyt monotonna, brak w niej życia. Bohaterowie po prostu płyną i jedzą... Bardzo niewiele znajdziemy w niej relacji z tego, co Anna i Steve zobaczyli na wyspach, jak rzeczywiście wygląda tamtejsze życie, jakie są zwyczaje, czy nawet kogo spotkali. Do takich nielicznych ciekawych fragmentów zaliczam na przykład spotkanie z Ministrem Rumu, które zaowocowało informacjami o tym typowo karaibskim trunku... To jednak za mało, by mnie zachwycić. Brak informacji topograficzno-geograficznych, brak jakiegokolwiek tła historycznego - tego, co uzupełnia opowieści podróżnicze. Bardzo skąpe są informacje o samych bohaterach - autorka praktycznie w ogóle nie pisze o sobie i o swoim mężu, o przeszłości, motywach, marzeniach, pasjach, cechach charakteru - o tym wszystkim, co pozwoliłoby po prostu czytelnikowi zbudować sobie obraz bohaterów, wyobrazić sobie kim są. Pod koniec książki nie wiemy o nich wiele więcej, niż na początku. Poza tym brak w książce refleksji nad podróżą, nad tym do czego doprowadził bohaterów tej rejs, czy ich zmienił, jak zmieniło się ich życie po powrocie - to, co znalazłam to jedna strona komunałów brzmiących tak sztucznie, jakby były wyjęte z jakiegoś poradnika. Zwłaszcza że autorka nie grzeszy poczuciem humoru, wszystko jest tu opisywane na poważnie. Wreszcie brakuje zdecydowanie przypisów, zwłaszcza dotyczących terminologii żeglarskiej, ale także niektórych pojęć kulturowych, które wydają się dobrze znane autorce, natomiast dla czytelnika z innego kręgu kulturowego są niezrozumiałe.

W krainie obfitości mango ma spory potencjał w gatunku książek podróżniczych, ale potencjał niewykorzystany. Na pewno nie jest to książka przygodowa. To książka o dwójce osób w średnim wieku, które powodowane kryzysem wieku średniego zapragnęły przeżyć przygodę swojego życia - zanim będzie za późno. Być może autorka faktycznie przeżyła niezapomniany czas, przygodę życia, tego, co czytamy w opisie książki: 
Patrzę na zdjęcie roześmianej kobiety zdejmującej kombinezon nurka na złotej plaży. Ma jasne włosy i szerokie ramiona. Te muskularne barki przy jej szczupłej sylwetce wyglądają, jakby wiedziały, co znaczy ciężka praca. Plaża na zdjęciu jest pusta — czysta, dziewicza, nie widać nikogo i niczego poza sprzętem do nurkowania leżącym na piasku u stóp kobiety. Morze za jej plecami to turkusowa tafla, na której unosi się samotna łódka z białym kadłubem i wysokim masztem. 
W książce tego nie czuć, nie czuć tego szczęścia, o którym wspomina Vanderhoof, chyba że pod koniec gdy pisze o niechęci do powrotu do starego życia. Lecz powrót z wakacji do szarej codzienności, tym bardziej wakacji 2-letnich, zawsze jest traumą... Okazuje się, że nawet dostatnie życie, o jakim wielu z nas marzy, może się znudzić i nie przynosić szczęścia. Ot, taka natura ludzka - zawsze szukamy czegoś innego, niż to, co mamy, zawsze trawa po drugiej stronie płotu jest bardziej zielona.  

Gatunek: literatura podróżnicza
Główny bohater: Ann i Steve Vanderhoof
Miejsce akcji: Karaiby
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 444
Cytat: Życie na Karaibach to nie tylko mango i rum 
Moja ocena: 3,5/6

Ann Vanderhoof, W krainie obfitości mango, Wyd. Literackie, 2014

Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska oraz Grunt to okładka

Inna książka, z mango w tytule przenosi nas z kolei na drugą półkulę, do Indii. Autorka, Madhur Jaffrey wspomina w niej swoje sielskie dzieciństwo. Indie z jej wspomnień to nie jest bynajmniej kraj biedy, ale kolorów i smaków. Wychowała się bowiem w bogatej rodzinie, dysponującej kilkoma posiadłościami, żyjącej w na poły kolonialny sposób, pomiędzy kulturą hinduską a brytyjską. I to w tej książce czuć. Urocze są opisy tego, jak cała liczna rodzina w upalne dni śpi na werandzie, lub wręcz pod gołym niebem, w swoich ogrodach. Można sobie wyobrazić śpiew cykad, zapach jaśminu, powiew letniego nocnego wietrzyku... Robią również wrażenie fragmenty dotyczące strojów, i tych typowo hinduskich - jak mama autorki je dobierała i składała - jak i brytyjskich. Z W krainie obfitości mango łączy Wśród mangowych drzew nie tylko tropikalny owoc w tytule, ale i zamiłowanie do gotowania - Madhur Jaffrey, nieznana wprawdzie Polakom, lecz pewnie bardziej znana w Wielkiej Brytanii aktorka i pisarka - jest autorką 30 książek kulinarnych. We Wśród mangowych drzew znajdują się również przepisy na dania indyjskiej kuchni. Ciepła i egzotyczna to lektura, której warto poświęcić chwilkę.

Gatunek: literatura biograficzna
Główny bohater: Madhur Jaffrey
Miejsce akcji: Indie
Czas akcji: lata 30-te i 40-te XX wieku
Ilość stron: 311
Moja ocena: 4,5/6

Madhur Jaffrey, Wśród mangowych drzew. Wspomnienia z dzieciństwa w Indiach, Wyd. Czarne, 2013

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później