Błahostka
To nie jest taka powieść.
Ja wiem, że tak często wyglądają realia. Żyjemy w męskim świecie, gdzie mężczyznom ciągle wolno więcej i ciągle czują się oni lepsi od kobiet, mimo, że coraz częściej nie mają oni kobietom nic do zaoferowania. Przy czym pierwszą i podstawową sprawą winien być szacunek. Wiadomo też, że jadąc na wakacje nie bierzemy urlopu nie tylko od siebie i swoich problemów, ale też od problemów innych ludzi, co widać w tej powieści, tak że czytając to myślałam sobie, że naprawdę czasem lepiej jechać na wakacje samemu i mieć spokój od żądań krewnych i znajomych. Wiem też, że te motywy są bardzo modne we współczesnej literaturze, a kiedy tak się dzieje, to niestety mamy tego nadmiar i przesyt. I staje się to banalne. Jak powiedział inny polski pisarz pokolenia milenialsów, Maciej Marcisz:
Myślę, że wszyscy żyjemy w kapitalizmie tożsamości, czyli w sytuacji, gdzie tożsamości są intensywnie przetwarzane przez rynek. Panuje głód nowych historii – takich opowieści, jakich jeszcze nie było, takich osób, jakich jeszcze nie mieliśmy na swojej kanapie w telewizji śniadaniowej. Gdy się pojawiają, eksploatujemy je dotąd, aż rynek się nasyci.
Takie mam odczucia po przeczytaniu Błahostki. Powieść powielająca hulające po współczesnym rynku literackim schematy, którymi rynek jest już dość nasycony. Autorka, konstruując fabułę, idzie po linii najmniejszego oporu, nie ma tu nic w zasadzie, co by od schematu odbiegało, co czyni Błahostkę mocno przewidywalną. Sprawę ratuje fakt, że Tereszczuk na przyjemny styl: prosty, bez udziwnień, a zarazem dobrze oddający emocje bohaterki. Podobało mi się też jak autorka wykreowała atmosferę śródziemnomorskich wakacji (kolejny schemat) - wyszło to znacznie lepiej, niż w Znakach zodiaku. Jednocześnie jest zbyt płasko - postaci są dość kartonowe, ledwo naszkicowane; ci nieszczęśni antypatyczni panowie, o których nic nie wiadomo w zasadzie (poza może kilkoma intymnymi szczegółami). Nawet o samej bohaterce, przemawiającej we własnym imieniu, dowiadujemy się jedynie takich ogólników. Np. że pracuje w branży wydawniczej (no znowu klisza - nie ma innych zawodów?), ale już co konkretnie tam robi, czy to lubi, to już nic nie wiemy. Albo w pewnym momencie pojawia się informacja, że Klara została de facto “zmuszona” do swojego małżeństwa (w którym teraz oczywiście tkwi, mimo że do męża nie czuje nic pozytywnego) - zapewne na zasadzie “bo tak robią wszyscy”, "bo już czas" - ale autorka tematu nie rozwija. Postać młodego i całkowicie nieskrępowanego konwenansami mężczyzny, przeważnie artysty, też jest zbudowana na archetypie, jednak relacja Nico i Klary jest mało wiarygodna. W ogóle bohaterka z początku zachowuje się jak gimnazjalistka, która wyobraża sobie nie wiadomo co, podczas gdy ją nic z tym młodym mężczyzną nie łączy. Refleksji nad tym, co ją spotyka i co się z nią dzieje, jest bardzo mało, więc uzasadnione jest zarzucenie powieści powierzchowności w potraktowaniu niebłahych przecież tematów. Paradoksalnie uważam, że akurat to jest autentyczne, bo odzwierciedla to zachowania większości ludzi.
Jak już mamy romans, to ja bym tę powieść podkręciła: dodała zmysłowości, pikanterii, poszła właśnie w jakieś niesztampowe rejony. Brakowało mi tego, jakiegoś elementu zaskoczenia, czegoś, co by tę powieść wyróżniało spośród wielu innych. Świeżości. Z przeglądu innych opinii wynika, że moje odczucia pokrywają się tu z odczuciami innych czytelniczek. Bardzo dobrym przykładem takiej powieści, która realizuje te moje “postulaty” jest Papierowy pałac. W sumie Błahostka jest to dobra lektura na letnie popołudnie, taka lektura “środka”, z cieszącą oko okładką. Było miło, nie mam poczucia zmarnowanego czasu, ale też do topki tegorocznych lektur Błahostka na pewno się nie dostanie.
Gatunek: powieść współczesna
Komentarze
Prześlij komentarz