Zwykli ludzie, zwykłe szwedzkie małżeństwo z długoletnim stażem, z klasy średniej, w średnim wieku. Bez większych kłopotów czy to osobistych, czy materialnych, tudzież bez wielkich wzlotów i upadków, tragedii i zwrotów akcji (do momentu kiedy Nicklas postanawia „przemyśleć swoje życie”). Ona jest przekonana, że ich życie jest stabilne, mąż jest jej najlepszym przyjacielem i że do końca świata i o jeden dzień dłużej będą spędzać wakacje i święta u rodziny męża na Gotlandii.

Wychodzimy od spojrzenia Bei. Między Niklasem a Beą nagle wyrasta mur, zachowanie mężczyzny jest dziwne. Dlaczego ktoś, kogo się kocha i uważa za przyjaciela może z dnia na dzień uciąć relację, bez wyraźnego powodu i bez słowa wyjaśnienia? Tego typu sytuacje mają miejsce raczej w świeżych związkach (i są domeną mężczyzn właśnie). Facet nagle przestaje się odzywać, bo mu się znudziło i uważa, że brak kontaktu załatwia sprawę. A dziewczyna zastanawia się, co zrobiła nie tak. Ludzie w długoletnich związkach natomiast mogą przestać ze sobą rozmawiać, no bo… wyczerpują się tematy. Wkrada się w nuda, rutyna, zmęczenie materiału, do tego często kryzys wieku średniego. Ale jeśli jesteś z drugą osobą tyle lat – to chyba trzeba jakoś ze sobą porozmawiać na ten temat, a nie znikać z dnia na dzień? Zapala się więc lampka: co się wydarzyło i czemu Bea jest tego najwyraźniej nieświadoma? Rzecz jasna rozjaśnia nam w głowie część, w której narratorem jest Nicklas. Nicklas jest niezadowolony ze swojego życia, wypalony zawodowo, wpada w kryzys życiowy – ale nie mówi tego żonie. Żonie, z którą teoretycznie się „przyjaźni”.

Niby każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój własny sposób, ale tak naprawdę przeważnie wzór jest taki sam, a różnią się tylko szczegóły. Czyli: oddalenie od siebie, bo jesteśmy zbyt zaabsorbowani codziennością, wychowaniem dzieci, pracą. Każdy dzień wydaje się taki sam, wkrada się marazm życiowy, a im człowiek jest starszy, tym trudniej coś zmienić. Jeśli nasze życie nie wygląda tak, jak sobie wymarzyliśmy, zaczynamy się czuć jak w pułapce. I zawsze, ale to zawsze u źródeł problemów jest brak komunikacji z partnerem/ką. Pomysł na przedstawienie obu punktów widzenia jest zatem bardzo dobry – wiadomo, że jeśli rozpada się związek, to wina zawsze leży po obydwu stronach (z wyjątkiem sytuacji, kiedy jest przemoc), a punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. I tu miałam poczucie, że autorka wykorzystuje dość dobrze znane schematy. Swoim bohaterom Moa Herngren przydzieliła konwencjonalne role w klasycznym scenariuszu: Bea to zrzędliwa, wiecznie niezadowolona żona, lubiąca robić z siebie ofiarę, interesująca się tylko własną rodziną i traktująca swojego męża jak dziecko (i jako oczywistość). Im bardziej ją poznajemy, tym bardziej nas ona irytuje. Wydaje się, że bardziej zależy jej na mieszkaniu (i na wygodnym życiu), niż na mężu… Niklas wydaje się być całkowicie przez nią stłamszony, przez co mu współczujemy. W tym związku ona nie słucha, on nie mówi. To klasyczne studium psychologiczne dla terapeuty par. Autorka przedstawia ich relację tak, że czytelnik zadaje sobie pytanie, nie dlaczego się rozstają, ale jak to się stało, że tych dwoje wytrzymało ze sobą tak długo. Można domyślać się, że mężczyzna miał dość bycia pantoflarzem, jednak też nie był taki bez „winy”, jeśli winą można nazwać brak asertywności, brak otwartości – mówienia, że coś nam się nie podoba, lub jasnego wyrażania swoich potrzeb. Nie można cały czas rezygnować z siebie, godzić się na wszystko, czego chce partner/ka, bo potem się właśnie tak kończy – frustracja się kumuluje i wybucha. A druga osoba bądź osoby, są zdziwione i uważają, że coś nam odbiło (bo nie zachowujemy się tak, jak zawsze). Moim zdaniem strasznie smutne to jest, jeśli w wieku 50 lat ktoś czuje nadal czuje, że musi spełniać oczekiwania innych, żyć według schematów i społecznych konwencji, a nie według tego, co jemu samemu odpowiada. Zyskanie tej świadomości życiowej powinno przyjść znacznie wcześniej. Jakby nie było, to zachowanie Nicklasa typu: brak jakichkolwiek wyjaśnień, brak kontaktu z byłą partnerką - jest naganne. Dorośli ludzie się tak nie zachowują. To traumatyczne przeżycie, bo pozbawia człowieka tzw. domknięcia – i nikt na to nie zasługuje. Jeśli się kogoś szanuje, to nie robi się czegoś takiego. Późniejsze zachowanie Bei wynika właśnie z tego, że nie rozumie ona, co się dzieje, czuje się odtrącona, a nie wie czemu. Poza tym kobieta jest za bardzo uzależniona od Nicklasa i jego rodziny, co [znów] jest typowe dla kobiet niestety, zaniedbujących własne relacje i własne życie. Znamiennie jest przezwisko Bei…

Które z tej dwójki zyska waszą sympatię? Po czyjej stronie się opowiecie? Prawda jest taka, że jak się jest z kimś, to zawsze trzeba spotkać się z nim w pół drogi, przynajmniej spróbować go zrozumieć – czy się tego chce, czy nie. Forsowanie swoich racji, zatrzymywanie kogoś na siłę, czy bycie uwieszonym na nim nigdy nie osiąga rezultatu. Jeśli musimy to robić, to znaczy, że coś zawaliliśmy - o związek trzeba dbać, zawsze. Rozmawiać. Jeśli uważamy, że jest on dany raz na zawsze, że już nie musimy się starać, bo partner/ka jest naszą własnością, to kończy się to łzami.

Było w tej książce dla mnie kilka niezrozumiałych kwestii. Po pierwsze śmierć brata Bei, którą kobieta przeżywała ciągle tak, jakby wydarzyło się to przed chwilą, a nie 30 lat wstecz. Kto tyle czasu przeżywa żałobę i co jest tego powodem? Ten wątek nie został wystarczająco rozwinięty, na tyle, by odpowiedzieć sobie na to pytanie, podobnie jak bardzo pobieżnie potraktowane niezbyt dobre rodzinne relacje Bei. W ogóle, co się podziało, że Bea i Niklas zostali parą, bo tu też można się doszukiwać źródeł problemów, ale autorka tego nie wyjaśnia. A dlaczego rodzina Niklasa pod koniec książki zachowała się tak, jak się zachowała? Zastanawiające są kłopoty finansowe bohaterów, o których autorka wielokrotnie wspomina – a przecież rzecz dotyczy względnie zamożnych ludzi w bogatym europejskim kraju. Nicklas jest lekarzem, ma dobrą pracę, a mimo to czytamy o tym, jak wpada w długi i z trudem sobie radzi z utrzymaniem rodziny… Dziwna była też dla mnie sytuacja wykorzystywania go do udzielania darmowych porad lekarskich dla lokalnej społeczności podczas wakacji – czy w Szwecji nie mają podstawowej opieki lekarskiej i ludzie nie są w stanie sami zadbać o takie banalne rzeczy, jak zmierzenie sobie ciśnienia, czy założenie opatrunku? Ledwo zarysowane kwestie równouprawnienia w związku…

Rozwód to powieść niezbyt oryginalna, ale za to życiowa i uniwersalna, napisana prostym językiem. Pewnie wiele osób się z nią zidentyfikuje. I w tym sensie pożyteczna: nie chodzi w niej o dramatyzm, tylko o to, by czytelniczki i czytelnicy (no dobra, dodaję czytelników, ale nie łudźmy się, że mężczyźni czytają takie powieści) mogły się w niej zobaczyć, jak w lustrze. Oby skłoniło ich to do zastanowienia się nad swoimi związkami i nad tym, że rzeczywistość nie jest zero-jedynkowa. Nie widziałam w niej natomiast niczego szczególnie humorystycznego – bohaterowie doświadczają dramatu i widzą swoje życie raczej jako tragedię, a nie komedię. Niezbyt podobało mi się zakończenie, bo autorka zanadto zboczyła w stronę ckliwych obyczajówek.

Metryczka:
Gatunek: powieść współczesna
Główni bohaterowie: Bea i Nicklas
Miejsce akcji: Szwecja
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 416
Moja ocena: 4,5/6
 
Moa Herngren, Rozwód, Wydawnictwo Albatros, 2024

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później