Mam do Pana kilka pytań
Po wielu opiniach o tej powieści, że “taka se”, że coś w niej nie gra, ja będę znowu w opozycji, gdyż mnie ona się szalenie podobała, natomiast nie jestem fanką poprzedniej powieści Makkai Wierzyliśmy jak nikt. Tutaj mamy zupełnie inną książkę - skoncentrowaną na jednym wątku, a zarazem pełną niuansów i smaczków. Jej konstrukcja przypominała mi drzewo, od którego odchodzi wiele gałęzi, gałązek i liści. Pniem jest oczywiście śmierć Thalii i ponowna próba jej wyjaśnienia, w świetle tego, iż śledztwo sprzed lat pozostawiało wiele do życzenia, a skazany za tę zbrodnię wydaje się być wygodnym kozłem ofiarnym. Tłem tego jest znowu (eh) traktowanie kobiet - jako ciał, które można dotykać, podporządkowywać męskim żądzom, a po wszystkim wyrzucić, a których głosu i podmiotowości nie bierze się pod uwagę. Mężczyźni zaś chronią siebie nawzajem, udatnie obwiniając ofiary… Gdyby były jakieś realne statystyki dotyczące tego, ile kobiet doświadczyło w swoim życiu jakiejś formy molestowania seksualnego, niekoniecznie tak ewidentnej jak gwałt, ale nawet jakichś obleśnych komentarzy, czy zaczepiania, to moim zdaniem zbliżałoby się to do 100%. Tego typu sprawy zaczęły wypływać z ruchem #metoo, a Makkai podąża jego tropem. Tyle kobiet, ale w gruncie rzeczy schemat działań ten sam: mężczyzna to drapieżnik, dominator, często manipulujący kobietą, zwłaszcza kiedy ta jest dużo młodsza od niego. Czy to właśnie był przypadek Thalii?
Jeśli myślelibyście, że to będzie kolejne, proste oskarżenie mężczyzn to się mylicie. Bo czy kobiecie zawsze można wierzyć, a mężczyzna zawsze jest winny? Kiedy to wszystko idzie za daleko? Jaka jest obecnie definicja konsensualnego seksu i granica, poza którą należy mówić o przemocy - to sprawa rozważana przez współczesny feminizm i przed którą zostaje postawiona sama narratorka w odniesieniu do swojego prywatnego życia. Czy jest hipokrytką? A granica między opiekuńczością, a podporządkowaniem? Wydaje się to być coraz bardziej skomplikowane. Seksualność to bardzo delikatna sfera, o nadużycia czy błędne interpretacje bardzo łatwo, zwłaszcza jak ktoś nie wychodzi poza swoje własne potrzeby. Autorka rozważa te kwestie, nawiązując do bardzo popapranych czasów, w których żyjemy, czasach panoptykonu mediów społecznościowych i internetowych trybunałów sprawiedliwości, wydających wyroki na podstawie jednego zdania, czy fotki, i bez żadnych okoliczności łagodzących. Jak już raz się coś chlapnie, to nie ma zmiłuj, internety nie przyjmują do wiadomości, że coś mogło nie być intencjonalne lub nieprzemyślane, lub że zwyczajnie było inaczej, niż to, co ktoś twierdzi. Przeprosiny to pułapka: nie istniały takie przeprosiny, które by zaakceptowali. Próba obrony byłaby jeszcze gorsza.
Kolejny ważny wątek, podjęty w tej powieści to rasizm i klasizm, jako że skazanym na podstawie wątłych dowodów jest czarnoskóry. Młody mężczyzna, pracujący w szkole, który wydawał się sympatyczny i bardzo w porządku, dopóki nie pojawiła się potrzeba obwinienia kogoś o śmierć uczennicy (i tym samym zapobieżenie szukania winnego wśród uczniów czy nauczycieli). Jego życie zostało uznane za mniej wartościowe, niż życie młodych, uprzywilejowanych ludzi, uczących się w szkole… Niektórych nadal nie to nie obchodzi, a nawet gdyby Omara po latach uniewinniono, to i tak przecież sprawiedliwości nie stanie się zadość - bo znowuż: kto odda mu wszystkie lata życia, stracone w więzieniu? Poza tym wszystkim nie da się zadośćuczynić, zawsze ktoś będzie niezadowolony.
Nigdy nie poczujemy, że sprawiedliwości stało się zadość (...). jednego wypuścimy z więzienia, innego w nim zamkniemy. Czy to jest sprawiedliwość? Nigdy się tego nie dowiemy. Nigdy nie uznamy, że to w porządku. Jeśli ktoś wierzy w Boga być może zmienia mu to punkt widzenia. Ale skoro nie można cofnąć się w czasie, żeby to sprawdzić… nigdy nie będzie wiadomo.
Wszystko to Makkai ujęła w konwencję kryminału, który jednak jest tu tylko ramą, służącą do pokazania o wiele, wiele więcej. I to, jak autorka wrzuca to do treści - to tu, to tam, niby tkając gobelin, dodając kolejne nitki i kolory, co chwilę coś, w cudownym lekkim stylu, by w końcu stworzyć wielowymiarowy obraz całej sytuacji. Przyznaję, ze to docierało do mnie stopniowo - im bliżej byłam końca lektury, tym powieść mi się bardziej podobała. Jej przesłanie jest dla mnie bardzo czytelne. To prawda, co mówi blurb: to opowieść o sytuacji kobiet i ich systemowej dyskryminacji od lat, stawiająca wiele pytań.
Czy dobrze pan sypia?
Czy miewa pan sny?
Czy jest w tych snach przebaczenie?
Powtórzę się, ale to znowu jest powieść, która uświadamia, że życie jest pełne odcieni, a ludzie o wiele bardziej skomplikowani, niż się wydaje, nikt nie jest idealny - a ja kocham takie narracje. Czy uwielbiany przez nas nauczyciel może być seksualnym drapieżnikiem, a jeśli tak, to co zrobić? Jak rozważyć nasze własne sympatie do niego? A co, jeśli przystojniak, w którym się kochamy (i nad którego głową widzimy aureolę) jest częścią tej opresyjnej kultury? Należy do owych drapieżników, którym nie można zaufać? To, że nie umiemy sobie wyobrazić, że ktoś mógłby coś zrobić, wcale nie oznacza, że nie jest do tego zdolny. Nie wiem czemu tak wielu osobom ta powieść "nie podeszła", mogę jedynie dywagować, że to właśnie przez tą niejednoznaczność, zwłaszcza jeśli ktoś oczekiwał klasycznej intrygi kryminalnej. A może dlatego, że prowokuje do pytań, których nie chcemy sobie zadawać, a odpowiedzi na te pytania nie znajdziemy w książce.
Gatunek: powieść współczesna
Komentarze
Prześlij komentarz