Odpady nie są najatrakcyjniejszym tematem na książkę - jak stwierdza Oliver Franklin-Wallis (brytyjski dziennikarz, piszący m.in. dla Conde Nast). Owszem, nie są i pewnie dlatego tak mało książek na ten temat. Ale za to są ogromnym problemem naszej cywilizacji i czymś, do czego przykłada się każdy z nas, czy tego chce, czy nie chce. Trudno nawet wyobrazić sobie ilość odpadów, jakie w tej chwili produkuje ludzkość, a także ich wpływ na środowisko. Nie tylko degradują je one, ale są kolejnym źródłem emisji gazów cieplarnianych - większym, niż żegluga i lotnictwo razem wzięte. Czy muszę dodawać, że gros problemów związana jest z odpadami nieorganicznymi, tymi wszystkimi rzeczami, które produkują ludzie, a które same się nie rozkładają? Gdybyż dało się machnąć różdżką i po prostu je zniknąć…

Co znajdziemy w tym reportażu? Podróż przez świat śladem śmieci: wysypiska w Indiach i Wielkiej Brytanii, tajniki recycklingu plastiku, greenwashing największych światowych koncernów - producentów i przerzucanie odpowiedzialności na konsumentów (sprawdzaliście kiedyś kody na plastikowych opakowaniach?), międzynarodowy handel odpadami, migrowanie śmieci i eksport śmieci do krajów Globalnego Południa (toksyczny kolonializm), związki mafii ze śmieciami, spalarnie, secondhandy i recycling ubrań, ścieki i kanalizacja, elektrośmieci…. Mamy też trochę historii z dziedziny gospodarowania odpadami. Brud, smród i toksyny. Ilość rodzajów śmieci przyprawia o ból głowy - ja do tej litanii dorzuciłabym jeszcze złom i złomowiska samochodów oraz odchody zwierząt hodowlanych. Ostatnio zetknęłam się nawet z pojęciem odpadu termicznego:

Nadmiar temperatury w budynku, emitowany na zewnątrz przez uchylone okno, klimatyzator albo przegrzaną ścianę. Odpady termiczne mogą sumować się w SZTUCZNY UPAŁ. Można porównać je do zanieczyszczenia światłem lub smogiem.*

Jako że zawsze najbardziej interesujące są te aspekty, do których nam najbliżej, to dla mnie to był to rozdział o ciuchach, o marnowaniu jedzenia i o … ściekach. Po kolei.

branża modowa jest branżą odpadową - w samo jej istnienie wpisana jest przejściowość
Branża modowa jest wręcz symbolem nadprodukcji i nadkonsumpcji + ubrania z poliestru też przyczyniają się do pogłębienia problemu z wszechobecnym plastikiem. Mało tego, ubrania też mogą być toksyczne - dziś czytam o tym, co wykryto w ubraniach Shein… Oczywiście, że oddawanie ubrań jest sposobem przeniesienia naszego własnego problemu z nadmiarem rzeczy na kogoś innego (a jest to trudne, skoro większość ludzi ma ten sam problem) - dlatego też nie jestem entuzjastką przerzucania się na minimalizm z jego wyrzucaniem rzeczy na śmietnik. I co dalej? O tym już nie myślimy, problem z głowy. Ostatnio pojawiła się informacja, że od 2025 roku tekstylia będą kolejną oficjalną frakcją odpadową, podlegającą sortowaniu i recyklingowi. Tyle, że to teoria, w praktyce zaś o recykling ubrań jest trudno (autor pisze, iż w skali całego świata recyklingowi poddawany jest tylko 1% ubrań). Sama od kilku lat jestem fanką kupowania ubrań z drugiej ręki (co, okazuje się, ma również swoje konsekwencje na drugim końcu świata).

80% lasów wycina się pod uprawy rolne, na których z kolei produkuje się żywność, której nie zjadamy
To boli. Jeśli chodzi o marnowanie żywności, to tu akurat gros winy jest po stronie konsumentów, a nie producentów, czy sprzedawców - jednak autor pisze głównie o tym drugim aspekcie. Stykamy się tu z niewydolnością systemu produkcji żywności oraz jego absurdami. Z jednej strony mamy wielu ludzi, którzy cierpią głód, lub ubóstwo żywnościowe, ceny produktów szybują i mówi się nam, że to z powodu ich braków, po czym okazuje się, że to nie jest prawda. Wysokie ceny mogą wynikać z manipulacji/spekulacji rynkowych, a zbiory są wyrzucane, bo nie opłaca się ich sprzedawać. A co z zasobami zużytymi na ich produkcję? zasoby zużyte na produkcję zmarnowanego jedzenia są często cenniejsze od niego samego.

w pałacu króla Minosa w Knossos na Krecie spłukiwana toaleta działała już 1500 lat p.n.e. Była ona zasilana deszczówką, a jej zawartość spływała do sieci podziemnych kanałów tak rozległej, że być może zainspirowała mit o labiryncie Minotaura.
Rozdział o kanalizacji to w ogóle jest perełka, bo dowiadujemy się tu dużo z historii i okazuje się, że kanalizacja to jeden z najdonioślejszych ludzkich wynalazków - uważa się, że budowa kanałów w XIX wieku zwiększyła średnią długość życia człowieka o 20 lat. Dziś, w związku ze zwiększająca się liczbą ludności te stare systemy staja się jednak niewydolne. Autor opisuje, jak w XIX wieku Tamizę zamieniono w ściek (i jak zwykle dopiero wtedy ludzie zabrali się za działanie), ale w sumie, czy daleko od tego odbiegliśmy?  Ten sam problem ma dziś Paryż - dopiero co świat obiegła informacja o Sekwanie, na której oczyszczenie przez olimpiadą wydano miliony, po czym i tak się okazało, że wpuszczenie na nią zawodników stoi pod znakiem zapytania. Artykuł o tym TU.  

Przeciętny człowiek nie ma pojęcia co znajduje się w naszych śmieciach. Cała tablica Mendelejewa, a do tego milion związków chemicznych o długich nazwach, stworzonych na bazie tej tablicy. Toksycznych rzecz jasna. W Zasypanych możemy “spotkać” wiele z nich. Wiele z tych substancji jest groźnych dla naszego zdrowia i życia, a nie możemy nijak uniknąć styczności z nimi. Nie znamy tak naprawdę jeszcze skutków ich działania; dowiedziono już np. że te, które zakłócają gospodarkę hormonalną, przyczyniają się do otyłości. Tymczasem my nadal za wiele schorzeń tego typu - jak otyłość albo zaburzenia psychiczne - obciążamy odpowiedzialnością samych chorych.

Weźmy np. związki per- i polifluoroalkilowe (PFAS), rozległą klasę używanych w przemyśle substancji słynących ze swoich nieprzywierających właściwości. Można je znaleźć w szokująco wielu przedmiotach używanych w gospodarstwach domowych: patelniach, płaszczach, pudełkach do pizzy, farbach, kosmetykach. Tzw. wieczne chemikalia. kontakt z PFAS wiąże się z zachorowaniami na nowotwory, uszkodzeniami, wątroby, astmą i zaburzeniami tarczycy, a także szeregiem innych komplikacji zdrowotnych. Z badań wynika, że związki te wykryto we krwi 99% ludzi, a nawet w ciałach nienarodzonych dzieci.
A wysypiska nieuchronnie przeciekają… Inaczej oczywiście wygląda to w krajach bogatych, a inaczej biednych. W tych pierwszych dobrze zorganizowane, stosujące zasady sanitarne, oparte na nowoczesnych technologiach zakłady (w zachodnich zakładach pracuje tak wielu Polaków, że, jak pisze autor, oznakowania są wykonane w języku polskim), w drugich grzebiący w śmieciach społeczni pariasi. Zarządzanie nowoczesnymi zakładami w Europie, a zostawianie gór śmieci w Indiach to jednak dwie strony tego samego medalu. Przerzucanie się tym gorącym kartoflem w niczym nie pomaga, bo przecież planeta jest jedna i wcześniej, czy później toksyny dostają się do wspólnego obiegu. Co będzie, jak wszystkie biedniejsze kraje zaczną odmawiać przyjmowania śmieci, co już zrobiły Chiny i wiele innych krajów azjatyckich? A Polska też jest na liście krajów, do których trafiają takie transporty śmieci z Zachodu… (tu autor wrzuca pojęcie kolonializmu odpadowego). Autor zwraca uwagę, że to nie do końca jest “przerzucanie”, czyli pozbywanie się czegoś, gdyż jest to również biznes, kiedy ze śmieci odzyskiwane są surowce wtórne - jest na to zapotrzebowanie, a wysypiska śmieci źródłem zarobku dla wielu ludzi. To, co dla nas jest odpadem, dla kogoś innego może być cennym surowcem. Zniechęcanie więc czy pozbywanie się tych firm też nie jest dobrą opcją, bo tak czy siak zostaniemy z górą odpadów, w którą stopniowo zamieniają się nasze surowce naturalne. Tylko skala odzysku jest ciągle za mała, a firmy zajmujące się tym także zanieczyszczają środowisko. Potrzebny jest globalny system, a rozwiązania powinny być dostosowane do wszystkich krajów, a nie tylko do tych, które na to stać. 

Moje refleksje? Myślę, że nasza niechęć do mówienia o śmieciach, spychania tematu na margines, pod osłonę nocy, do lasu, do rzeki, pod ziemię, na biedne kontynenty jest też częścią tego problemu - tego, że nie przywiązujemy doń należytej wagi, nie segregujemy (od tego trzeba zacząć, że nie mamy wiedzy jak to robić przy takiej ilości rodzajów odpadów), oraz nadmiernie zużywamy. Co z oczu, to z serca… Więc wysypiska rosną, woda, powietrze i ziemia są coraz bardziej zatrute, a ewentualne rozwiązania są wdrażane w żółwim tempie. Jak zwraca uwagę Franklin-Wallis - przede wszystkim musimy zacząć otwarcie o tym mówić, zamiast ukrywać brudną prawdę. Czyli - jak ze wszystkim. Dlaczego wiele firm z tej branży odmówiło autorowi wstępu (jednocześnie twierdząc, że są bezpieczne i nieszkodliwe)? Zgadzam się, że sytuacja jest trudna i jedną drogą jest ograniczenie naszej rozbuchanej konsumpcji. Gdyż owa nadprodukcja śmieci jest związana wprost z naszą konsumpcyjną kulturą i trwa od ledwie kilkudziesięciu lat. I to wystarczyło, by doprowadzić Ziemię do tragicznego stanu, a nawet zaśmiecić kosmos. Mało tego, ta machina kręci się coraz szybciej i szybciej. Jak zauważa Andri Magnason, obecnie nasze nawyki konsumpcyjne bardziej wpływają na środowisko, niż ruchy lądów czy mórz: Nasze nawyki konsumpcyjne to wybuchy wulkanów, a nasze pragnienia to trzęsienia ziemi. Trendy modowe wywierają większy wpływ na środowisko niż ruchy płyt tektonicznych.** A przecież tu jeszcze wchodzi cała ogromna masa odpadów przemysłowych, czyli tzw. koszt środowiskowy wszystkiego, co produkujemy - każdy z nas jest obciążony odpadami, zanim jeszcze dotrze do nas jakiś produkt. Tych kosztów nie ponoszą producenci, tylko są one zrzucane na lokalne społeczności. Na nas wszystkich. Tyle, że o ograniczeniu konsumpcji też mało kto mówi. Bo jak by się to odbiło na gospodarce, w której forsowany jest ciągły wzrost? Moim zdaniem ludzkość znalazła się tu w sytuacji kwadratury koła.

mimo wszystkich haseł mówiących o gospodarce o obiegu zamkniętym recycling opiera się na naszej niezaspokojonej potrzebie konsumowania nowych produktów
I wiecie co, irytuje mnie w tym ludzka hipokryzja. To, że co chwilę widzę/słyszę/czytam, jak ktoś oburza się, że a to w wodzie jest mikroplastik i hormony, a to w jedzeniu pestycydy, itp. Że od tego chorujemy. Domorośli eksperci dzielą się poradami na to co i jak jeść, filtrować wodę, “oczyszczać” organizm, etc. Jasne, że jest to znowu przejaw zrzucania odpowiedzialności na zwykłych ludzi, ale też w tym wszystkim nie widzę refleksji owych zwykłych ludzi, że sami sobie to robimy. Nie jacyś “oni”, ale każdy z nas dokłada swoją cegiełkę swoimi wyborami. Może najpierw trzeba zastanowić się, jak być bardziej eko, zamiast pić spirulinę i jakieś cud herbatki a do tego wodę w butelkach (bo woda z kranu jest be). I kupować ciuchy z Sheina. To jest błędne koło. Warto wziąć sobie do serca iż "każda świadoma decyzja jest drobnym przejawem troski o świat" - i tak też odpowiadać na wymówki tych, którym się robić na rzecz klimatu nic nie chce.

Reportaż Olivera Franklina-Wallisa to nie jest poradnik (choć sporo praktycznych informacji też można z niego wyłuskać); raczej nie pomoże wam rozróżniać ekościemy od działań prawdziwie ekologicznych, ani też żyć bardziej w duchu zero-waste. Zero-waste to w naszej cywilizacji w ogóle utopia, gdyż każde nasze działanie zostawia jakiś ślad. Nie zachodzi przypadek odwrotnego perpetum mobile: energia nie bierze się znikąd, a materia wytworzona za pomocą tej energii też nie znika. Więc książka ta przyprawia bardziej o bezradność i bezsilność (jak zresztą wszystkie książki o ekologii), kiedy dociera do nas, że zaśmieciliśmy i zatruliśmy już w zasadzie wszystko na tej planecie, a wiele z tych odpadów zostanie jeszcze na Ziemi długo po tym, jak my z niej znikniemy. Odpady są przede wszystkim wyrazem naszego braku szacunku do Ziemi, pokazują, jak bardzo odłączyliśmy się od obiegu materii - pisze znowu Magnason. Ludzie są jedynym gatunkiem, który pozostawia po sobie trujące resztki, szkodliwe dla przyrody**. W kolonializmie odpadowym mieści się również zrzucanie problemu na kolejne pokolenia.

Szacunek dla autora, że z masy informacji i zagadnień, jaką obfituje branża śmieciowa, zdołał skroić spójną książkę, a do tego przeciekawie to opisać. Niektóre fragmenty są dosyć specjalistyczne, omawiające np. technologie albo zagadnienia z dziedziny chemii, ale większość to wciągający reportaż.  Pierwsza część Zasypanych wydała mi się trochę chaotyczna, ale potem jest dużo lepiej. Uważam, że jest to ważna pozycja na poletku budowania świadomości ekologicznej,  a dla osoby interesującej się ekologią lektura tego reportażu jest wręcz obowiązkowa. Dla mnie tym bardziej, że może przydać mi się w pracy - ruszają teraz dofinansowania dla tzw. “zielonej gospodarki”; powinno nam zależeć, żeby była ona faktycznie zielona, a nie żeby finansować greenwashing.

Z innych książek na ten temat polecam Nie śmieci Julii Wizowskiej - pozycję, która pokazuje, jak wygląda gospodarka odpadami na naszym polskim podwórku.

Metryczka:
Gatunek: reportaż
Główny bohater: śmieci
Miejsce akcji: cały świat
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 420
Moja ocena: 5/6
 
Oliver Franklin-Wallis, Zasypani. Sekretne życie śmieci, Wydawnictwo Poznańskie, 2024

*Michał Książek, Atlas dziur i szczelin

**Andri Snaer Magnason, O czasie i wodzie 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później