Kiedy żar leje się z nieba, letnie miesiące pobijają kolejne rekordy temperatury, pomyślałam sobie, że to jest dobry czas, by wrócić do Błękitu. Z trzech książek Kwartetu klimatycznego, które do tej pory czytałam, to właśnie Błękit najbardziej mi się podobał. Choć „podobał” to chyba złe słowo. Ta książka mocno utkwiła mi w pamięci. Pewnie dlatego, że kryzys wodny to jeden z moich najgorszych koszmarów. Od czasu pierwszej lektury Błękitu, kiedy w długie wiosenne, letnie (i wczesnojesienne też) dni, budzę się i spoglądam po raz kolejny w błękitne niebo, myślę sobie: o nie, znowu. Kolejny upalny dzień. Myślę dokładnie tak, jak bohater Błękitu:

Niebo nad nami rozpościerało się błękitne, bez najmniejszej chmurki. Błękit, wciąż ten błękit. Zacząłem nienawidzić błękitnego koloru.

W dzisiejszych czasach powinniśmy cieszyć się za każdym razem, gdy pada, a nie biadolić na „złą pogodę”. Bo wizja Mai Lunde, rodem z moich koszmarów, najwyraźniej się spełnia. Wczoraj szłam przez park i chciało mi się płakać, obserwując jak jest sucho i jak rośliny schną z braku wody. Przeczytałam teraz też O czasie i wodzie, która jest opowieścią o katastrofie klimatycznej oczami Islandczyka – i uderzyło mnie, jak te dwie książki ze sobą rezonują. W obydwu mamy zadumę m.in. nad topniejącymi lodowcami, galopujących w czasie antropocenu zmianach i pozostawiającą wiele do życzenia kondycją ludzkości. Magnason również pisze o tym, jak na Islandii zdewastowano przyrodę po to, by wybudować elektrownię i produkować aluminium - zupełnie jak w powieści Mai Lunde. Błękit też jest w gruncie rzeczy opowieścią o czasie i wodzie.

Lunde, jak zwykle operuje na dwóch planach czasowych. Współcześnie (a w tej chwili tak naprawdę już w przeszłości) bohaterką czyni norweską ekolożkę, walczącą do ostatka sił o resztki przyrody w swoim kraju. Ludzie chcą ją ujarzmić, zmonetyzować, jak zawsze. Rzeki skanalizować, zaprząc do produkcji energii, lodowiec pokawałkować i wypić w drinkach. Po tych czasach i po Signe zostaje tylko łódź…. Bohaterem przyszłości w Błękicie jest młody mężczyzna, przemierzający wraz ze swoją córeczką ogarniętą suszą Francję, szukając lepszego miejsca do życia. Rzeczywistość jest brutalna. Upadająca gospodarka, brak podstawowych rzeczy, nie tylko cywilizacyjnych wygód, tłumy uchodźców klimatycznych. A upał dręczy i wzmaga agresję. To nie jest opowieść z cyklu „ludzie się zjednoczyli, by wspólnie uratować świat”. Nie, tu każdy ma tylko siebie. Są pytania, które należy tu sobie zadać. David ma córkę, ok, ale czy to nie bardziej obciążenie? Bo jak masz kogoś pod opieką, to nie możesz się położyć, machnąć ręką, poddać się. Musisz walczyć, bo jesteś za kogoś odpowiedzialny. Do czego się posuniesz w tej walce o przetrwanie? A nawet jeśli przetrwasz, to co zostanie z twojego człowieczeństwa? I jak będzie wyglądać dalsze życie?

To jest tylko woda

Woda to życie. „Zabawne” jest to, że coś, co jest nam niezbędne do życia, jest tak tanie, a coś, co jest bezużyteczne (jak złoto, diamenty), tak wartościowe. Kiedy jednak wody zacznie brakować, to kosztowności staną się bezwartościowe, a „tylkowoda” bezcenna. Pieniędzmi się nie najemy. My tymczasem traktujemy przyrodę jako zasób, który można bez szacunku eksploatować i jako coś oczywistego, niewyczerpanego. Lunde i Magnason mówią jednym głosem o żarłocznym kapitalizmie i konsumpcjonizmie. Jest on niczym rak - rozrasta się on tak samo w niekontrolowany sposób i nie odróżnia tego, co dobre od tego, co złe - ważne, żeby rosło. A my, jako ten pacjent z rakiem mówimy a nie, nie będę się na razie leczył, pożyjemy zobaczymy, zgłoszę się na leczenie, jak będę w stanie krytycznym.

Wygląda na to, że ci, którzy definiują świat poprzez pieniądze, biznes i potencjał produkcyjny, uodpornili się na wiedzę z dziedziny biologii, geologii czy ekologii. (...) To, co jest zgubne dla Ziemi i niepewne w przyszłości, kryje się pod słowami “optymistyczne sygnały w gospodarce”.

U Lunde:  

My, którzy przeżywaliśmy tylko wzrost, nigdy nie natrafiając na opór.

Magnason zastanawia się czemu w epoce obfitości, a nawet nadmiaru nadal nie stać nas na to, żeby poczuć, że mamy dość. Przeciwnie: chcemy ciągle więcej i wszystko obsesyjnie przeliczamy na pieniądze? Nawet drzewa, plaże, jeziora… Ostatnio usłyszałam, że “drzewa w mieście to koszt”. Ciekawe, co by na to powiedziały - że nagle są jakimś kosztem, choć rosną sobie od milionów lat, nie wadząc nikomu (poza człowiekiem rzecz jasna). Nie ma miejsca na sentymenty, jeśli coś nie jest użyteczne, to jest bezwartościowe. Przyroda nie ma żadnych praw (bo człowiek jej ich nie przyznał), a ani piękno, ani „usługi” oddawane na rzecz innych gatunków nie mają dla nas wartości (a przecież doceniamy i wyceniamy piękno, jeśli jest ono dziełem ludzkich rąk…). Nie cenimy przyrody samej w sobie i jednocześnie nie potrafimy zostawić jej w spokoju. W swojej chciwości i egoizmie zabijamy po prostu kurę znoszącą złote jajka - po kawałku, ale systematycznie.

Dlaczego moje pokolenie nie miałoby mówić swobodnie (...) i być przywiązane do wszechobecnej retoryki ekonomii i racjonalności? Nie powinniśmy być gotowi przestać wpatrywać się w koniuszek własnego nosa i dostrzec wreszcie szerszy kontekst? Wygląda to tak, jakby sprawujący władzę na tyle omamili społeczeństwo, że zdołali wmówić ludziom, by nigdy nie czuli się bezpieczni, zawsze odczuwali głód i strach i byli skłonni bez mrugnięcia okiem poświecić kolejną dolinę, czy wodospad.
Norweska pisarka celnie ripostuje te obsesyjne dążenia człowieka do „obejmowania świata w posiadanie”. Te mniemanie, iż jesteśmy gatunkiem lepszym od innych, bo rozumnym i potrafiącym planować. Tym karmimy swoje ego. Tak naprawdę jesteśmy tylko zwierzętami, troszczącymi się o własny gatunek. Lepszy świat i lepsza przyszłość dla nas oznacza gorszą (lub jej brak) dla innych gatunków; nikogo nie obchodzi, że przy regulowaniu rzeki wyginą ptaki, czy małże. Mało tego, niewiele troszczymy się nawet o naszych potomków, a nasze „planowanie” wybiega niewiele w przyszłość. Lunde potrafi przedstawić to w zwięzłych słowach, jej styl jest oszczędny i prosty – taki „skandynawski” możnaby powiedzieć. Ale niewiele trzeba, by wrażliwy człowiek dopowiedział sobie resztę.

Troska o przyrodę wywołuje niezrozumienie, w przeciwieństwie do jej niszczenia. Zauważmy, jaką agresję wzbudzają ekolodzy i jak ludzie potrafią walczyć przeciwko przyrodzie: wysyłają buldożery, piły, ludzi z karabinami, szarpią, plują, prześladują, są gotowi nawet zabijać. Skąd to się bierze? Z przerażeniem czytałam niedawno relację o agresji polskich kierowców skierowanej do protestujących aktywistów ekologicznych z Ostatniego pokolenia. Policja oczywiście nie reagowała, a wręcz stała po stronie agresywnego tłumu. Dlaczego? Dlaczego w dobie galopujących upałów i anomalii pogodowych, mimo szumnych haseł o realizacji jakiejś “polityki klimatycznej” władze cały czas postrzegają ochronę przyrody w kategorii jakiejś rebelii, sprzecznej z polityką państwa? 

Sama myśl, że natura może stać wyżej, być czymś ważniejszym i wymykającym się definicjom, a nawet ‘Świętym”, nie jest w naszych czasach uznawana za rozumną.
Niszczymy własny dom, co nie jest zbyt mądre, i jeszcze uważamy, że to ci, którzy dbają o przyrodę są „nierozsądni”, „niedojrzali”. To jest odwrotność bajki o mrówce i pasikoniku, w której pasikoniki całego świata, żyjące na ekologiczny kredyt, przejadające zapasy na przyszłość, zarzucają niedojrzałość mrówkom, bo te myślą perspektywicznie i nie tylko o sobie. Signe konfrontuje się z takim właśnie podejściem w osobach swoich bliskich i za wierność swoim wartościom płaci wysoką cenę.

I ta łódź, wydająca się tak bezużyteczna, kiedy stoi pośród wysychającego kraju. Ale gdyby znalazła się na morzu, można by na niej podbić świat. Oceany przecież rosną w siłę, kiedy ludzie umierają z pragnienia… Ta łódź, jako symbol nie tylko wolności, ale czegoś, co ludzkość utraciła.

Czas jest elastyczny, czas i wspomnienia, które wiążą go w jedno, są dwiema stronami tej samej rzeczy...
W 2024 roku Błękit przemówił do mnie jeszcze bardziej. To, o czym pisze Lunde zaczyna się materializować. Przyszłość z tej powieści to jest perspektywa ledwie 17 lat! Siedemnastu! Większość z nas spodziewa się, że dożyje tych czasów. A wiecie, jak szybko to minie? Historia Islandii to nieprzerwane dzieje 12 kobiet. Klimatolodzy też już mówią o coraz krótszych odcinkach czasu, kiedy zmiany będą naprawdę dotkliwe. Przyroda niknie na naszych oczach, w tempie “ludzkim”, nie - jak kiedyś - geologicznym, tak jak na oczach Signe topnieje lodowiec. Magnason ukazuje to przywołując rodzinne wspomnienia. Chce w ten sposób ukazać, jak bardzo zmienił się świat w ciągu ostatnich 100 lat, które pamiętają jego dziadkowie. Filmy robione przez dziadka stanowią zapis krajobrazu, którego w dużej mierze już nie ma. Te 100 lat to wcale nie jest tak odległa perspektywa czasowa, jak się nam wydaje [pocieszając się, iż my tego nie dożyjemy] - doczekają ją nasze dzieci i wnuki…  Nasi potomkowie (jeśli jacyś będą) nie zobaczą już cudów natury, jakich resztki my jeszcze możemy oglądać - lodowców, lasów deszczowych, raf koralowych, większości gatunków zwierząt. Istniejących na Ziemi przez miliony lat. I to na nas - ludzi żyjących teraz - spadnie wstyd, że je zniszczyliśmy. Gdyż - jak stwierdza Magnason i co mnie uderzyło -  ludzkość podjęła decyzję, że martwe przedmioty są ważniejsze. U Magnasona znajdziemy m.in. wywiad z Dalajlamą poruszający sprawę topniejących lodowców w Himalajach… A poza tym szereg innych przerażających faktów dotyczących zmian klimatycznych. Jest tu oczywiście też odrobina nadziei, dobrych praktyk, jak w każdej tego typu aktywistycznej książce, po to, żeby na amen się nie zdołować.  

Jesteśmy erupcją, lecz patrząc w lustro, nie dostrzegamy płomieni, wszystko jest doskonale zaprojektowane, niewidoczne.
Magnason dołącza do chóru osób w depresji klimatycznej, zastanawiających się, jak to możliwe, że potencjalna zagłada naszej cywilizacji wywołuje u ludzi wzruszenie ramion. Zbiorowa znieczulica. Ja też tego nie rozumiem. Czy to możliwe, że dzieje się tak, zastanawia się autor, bo nie rozumiemy języka naukowców, mówiących nam o tym, co się dzieje i nie rozumiemy konsekwencji (moim zdaniem nie, skoro nawet naukowcy traktują kk w kategoriach hipotetycznych)? Albo, że te informacje stanowią dla nas biały szum, bo giną w natłoku innych (na ogół negatywnych) faktów? I czy - zapytuje autor - jeśli zagrożone jest życie moje, mojej ziemi i moich potomków, to czy nie mam obowiązku zrozumieć o co chodzi? Słuszne spostrzeżenie - to jest nasz pieprzony obowiązek, w obliczu zagłady wypadałoby się trochę wysilić, żeby się uratować! Powinniśmy rzucić wszystko i wszystkie siły na szalę, skoncentrować się na jednym celu, tymczasem my prowadzimy business as usual. Wygląda na to, że rację miał Sławoj Żiżek, stwierdzając, iż ludziom łatwiej jest wyobrazić sobie koniec świata, niż koniec kapitalizmu. I w takim razie jak o tym mówić, skoro fakty, dane, ostrzeżenia, prośby i groźby, nie działają? Jak to jest, mamy przecież całą machinę marketingową, firmy ciągle nas przekonują do kupienia czegoś, nawet rzeczy nam niepotrzebnych, mamy też sprawdzone metody propagandy, których moglibyśmy raz użyć w słusznej sprawie... czemu tego nie robimy?
Można się nie przejmować i płynąć z prądem. Ale obawiam się, że jeśli bym tak postąpił, przyszłe pokolenia gardziłyby tą postawą.
Obie pozycje są bardzo przejmujące. Dlaczego ciągle wracam do tego typu książek, mimo, że powodują one coraz to większy dyskomfort (eufemistycznie mówiąc)? Nie wiem. Porównać chyba to można z dotykaniem bolącego zęba. Jak radzić sobie z perspektywą rychłego końca świata (a w każdym razie takiego świata, jaki znamy)? Ja nie wiem. I chyba nikt tego nie wie. Nie ma poradników na ten temat, psychologowie się tym nie zajmują.

Metryczka:
Gatunek: powieść
Główni bohaterowie: Signe i David
Miejsce akcji: Europa
Czas akcji: XXI wiek
Ilość stron: 428
Moja ocena: 5/6

Maja Lunde, Błękit, Wydawnictwo Literackie, 2018

Metryczka:
Gatunek: literatura faktu/esej
Główny bohater: zmiany klimatyczne
Miejsce akcji: Islandia i cały świat
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 333
Moja ocena: 6/6

Andri Snaer Magnason, O czasie i wodzie, Wydawnictwo Karakter, 2020

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później