Jakże powszechnie traktujemy ciało jako balast - żyć bez niego się nie da, ale z nim też nie bardzo, bo ciągle przysparza nam kłopotów: a to woła o zaspokojenie jakichś potrzeb, a to boli i choruje, a to jest niedoskonałe i staje się przyczyną kompleksów. Rzadko kiedy ciało traktujemy jako źródło przyjemności (chyba, że chodzi o seks, ale seks równie dobrze może być źródłem wielu negatywnych odczuć) - z reguły jest to ból, wstyd, samoumartwianie się. Nasza uwaga skupia się na tym, czym ciało karmić, jak pielęgnować, na jakie przygnębiające sposoby może nie spełniać oczekiwań.


Kojarzy się to bardzo z manifestem ruchu bodyposityve, ale nie o tym jest Republika ciał. Eseje Olivii Laing nawołują do cielesnej wolności, rozumianej nie tylko jako wyzwolenie się od społecznych konwenansów, stereotypów, typu co wypada, a co nie, co jest uważane, za “normalne”, a co nie, co jest się podoba, a co nie, itd. ale przede wszystkim opresyjnych norm narzucanym nam przez system. Patriarchat od momentu narodzin wtłacza człowieka w sztywny, paraliżujący, tłumiący seksualność, autorytarny model relacji międzyludzkich, zależny od tego, jakiej płci się urodziliśmy (czy też jaką płeć nam nadano po urodzeniu).

Każdy z nas tkwi w swoim ciele, to znaczy w siatce sprzecznych koncepcji na temat tego, co to ciało znaczy, do czego jest zdolne i co mu wolno, a czego nie. Jesteśmy nie tylko jednostkami, głodnymi i śmiertelnymi, ale także przedstawicielami kategorii, podlegającymi oczekiwaniom, żądaniom, zakazom i karom, które bardzo się różnią w zależności od tego, jakie ciało zamieszkujemy.
Manifest Laing jest bardziej polityczny, ideologiczny, niż indywidualny - wszak ciała, zwłaszcza ciała kobiet są upolitycznione, a problemy dotykające nas z tego tytułu to problemy systemowe, ustanowione kulturowo, których żadna ciałopozytywność, czy akceptacja siebie nie zwalczy. Władze od zawsze wtrącają się w kwestie ludzkiej cielesności, mając różne pomysły na jej kontrolowanie, głównie w aspekcie seksualności i płodności.

Swoboda seksualna jest niebezpieczna, niezdyscyplinowana. Nieprzypadkowo reżimy autorytarne, ówczesne i obecne, zwalczają homoseksualizm i aborcję, na powrót kierując obie płcie ku sztywnym, narzuconym z góry obowiązkom prokreacyjnym.
Nie jest to także książka poświęcona tylko seksualności, czy prawom kobiet. Laing owszem, pisze o przemocy wobec kobiet, uprzedmiotawianiu ich, także o innych orientacjach seksualnych, niż hetero, ale też o eugenice, rasizmie, o postrzeganiu swojego ciała w sytuacji choroby czy o uwięzieniu. Swoje przemyślenia autorka osadza w kontekście życia i twórczości wielu ciekawych osób: artystek, pisarek i pisarzy, działaczy i działaczek. Szczególne miejsce zajmuje tu Wilhelm Reich - głoszący kontrowersyjne tezy [skompromitowany] psychoanalityk, uczeń Freuda. Republika ciał to również swego rodzaju rajd po historii i zmieniającej się obyczajowości - jak, przygnębiająco konstatuje autorka, ostatnie lata pokazują, że prawo do samostanowienia o swoim ciele, o które tak długo walczyły kobiety, czy osoby LGBT, znowu jest nam odbierane. Tak, jak Berlin w latach 20-tych XX wieku był symbolem seksualnej wolności, bo po dojściu do władzy faszystów stać się miejscem represji i palenia postępowych książek. Wystarczyło kilka lat. Te obrazy z przedwojennej III Rzeszy są tym bardziej niepokojące, że w Europie znowu zaczyna rządzić skrajna prawica, by nie powiedzieć faszyzm… Zresztą nagonka na homoseksualistów trwała jeszcze długo - np. ze wspomnień autorki z lat 80-tych w Wielkiej Brytanii rozpoznajemy to, co jeszcze do niedawna widzieliśmy i słyszeliśmy z ust naszych rządzących. A wyrugowanie tego typu uprzedzeń z mentalności zwykłych ludzi zajmuje dużo dłużej, niż zmiana władzy.

więzienie to nie tylko instytucja, ale też betonowe ucieleśnienie zbioru postaw, które ograniczają ludzkie zachowanie również na zewnątrz.

Dziś prawicowa narracja znowu żeruje na lęku ludzi przez zmianą, podsycając go nienawistnymi hasłami skierowanymi przeciwko obcym, innym, wszystkim tym, którzy nie mieszczą się w wąskim definicji statystycznej normalności: feministki, geje i lesbijki, ekolodzy zwani ekoterrorystami, imigranci, osoby o innym kolorze skóry, wytatuowani, czytający książki, etc. Make America Great Again i Polska dla Polaków. I tu jedni - jak Zygmunt Freud - uważają, że ograniczenie indywidualnych praw to cena za utrzymanie cywilizacji, powstrzymanie chaosu, gdyż w przeciwnym razie ludzie pozabijaliby się nawzajem. Inni z kolei wskazują, że to owe ograniczenia i sztywne schematy, w jakie wpychamy ludzi są źródłem problemu.  Agresja budzi agresję, przemoc rodzi przemoc, podtrzymując cykl odwetu. Laing na to zauważa przytomnie:

Nie wiem na ile sensowne jest dociekanie sedna ludzkiej natury, ale moim zdaniem cywilizacja nie zapewnia jak dotąd jednakowego bezpieczeństwa wszystkim ludziom i podobnie w niejednakowym stopniu ogranicza ich swobody. Pesymizm Freuda wydaje się bardziej realistyczną postawą, nie zapomnijmy jednak, że cena, jaką był gotów zapłacić za stabilność, obejmowała uległość wobec nazistów. Reich natomiast dzięki swojej wierze w lepszy świat zrozumiał, że faszyzmowi należy się sprzeciwiać.
Bowiem u podstaw tych nienawistnych haseł zawsze jest dehumanizacja: odbieranie człowieczeństwa owym innym (mówienie o nich jak o insektach, szczurach, pasożytach, bydle itp.), ale też dehumanizacja oprawców: uczynienie z nich anonimowych i zunifikowanych członków większej masy (partii, wojska, organizacji), trybików w maszynie. Zawieszenie w ten sposób ich człowieczeństwa: danie poczucia bezkarności, braku odpowiedzialności, braku konieczności traktowania drugiego człowieka jak człowieka właśnie: Gdy człowiek wkłada takie szaty, na jakiś czas umiera jako jednostka, wyrzeka się tożsamości istoty posiadającej twarz, zdolnej do empatii i wysłuchania innych, na rzecz roli narzędzia w nieludzkiej armii.* Ile jeszcze razy musimy to przerabiać, by dotarło, że faszystowskie hasła to droga donikąd? Że znowu po tym pozostanie tylko niesmak** i poczucie winy, a nasi potomkowie będą na nas patrzeć jak na barbarzyńców?

Tematów, które można by tu jeszcze omówić jest całkiem sporo. Na przykład, że piętnujemy związek dwóch kochających się mężczyzn, ale związek w którym mężczyzna znęca się nad kobietą jest najzupełniej akceptowalny. Co z prawem do decydowania o tym, czy chce się żyć, czy umrzeć (samobójstwo też kiedyś było przestępstwem), prawem do leczenia albo upiększania swoich ciał (lub często nawet przymusem, niż prawem). Wtrącaniem się obcych osób w naszą intymność? To jest książka z rodzaju tych, którymi lubię się “podpierać”: zawiera dużo informacji tzw.  intersekcjonalnych. Do przemyśleń, do poszerzenia horyzontów. Punktem wyjścia jest ciało i to, jak je traktujemy w naszej kulturze, ale kończymy na refleksjach dotyczących zmiany rzeczywistości. Laing zwraca uwagę, że nasza rzeczywistość nie jest dana raz na zawsze, na zasadzie “tak to już jest”, tylko jest czymś, co możemy kształtować.

(...) niesprawiedliwości, których doświadczała to nie rzeczywistość jako taka, naturalny i niezmienny porządek rzeczy, tylko celowy system zbudowany na wykluczeniu i supremacji, układ, któremu można stawiać opór.

Koniec książki jednak trąci pesymizmem, zwłaszcza że autorka nawiązuje do nadchodzących ciężkich czasów, związanych ze zmianami klimatycznymi. Olivia Laing sama jest aktywistką i angażowała się w protesty także na rzecz ochrony klimatu już w latach 90-tych, w czasach kiedy ja (i pewnie większość ludzi) nie miałam jeszcze o tym bladego pojęcia: Zdumiewa mnie teraz, na jaką skalę ludzie potrafili zaangażować się w próby ratowania Ziemi w okresie, kiedy korzystanie z internetu jeszcze nie było powszechne, a badania klimatologów były znacznie słabiej znane albo traktowane mało poważnie. Laing opisuje represyjne prawa ustalane w owym czasie w Wielkiej Brytanii, mające na celu poskromienie wszelkiego rodzaju ww. aktywistów, buntowników, bojowników o prawa obywatelskie. Dziś wcale nie dzieje się lepiej, skoro znowu kryminalizuje się akty obywatelskiego nieposłuszeństwa, np. ruch Just Stop Oil, związane z katastrofą klimatyczną (za to okupujący ulice rolnicy są bezkarni - tak u nas, jak w reszcie Europy).

Tyle osób marzy o zmienianiu świata, a człowiek już nie raz pokazał, że potrafi, więc czemu jednocześnie tyle osób uważa, że to mrzonki? Czemu nie walczymy? Robią to tylko idealiści, odklejeni od rzeczywistości, i to ci najwytrwalsi, najbardziej odważni, ci którzy potrafią dźwignąć to, że inni się z nich śmieją, szydzą, albo prześladują. Pozostali tylko kiwają smutno głową, że przecież z czegoś żyć trzeba, nie będziemy kopać się z koniem. Ale potem z wywalczonych dobrodziejstw korzystają, a jakże. Skutek jest taki, że każda zmiana na lepsze trwa boleśnie długo i że nadal nie mamy świata, w którym moglibyśmy żyć tak, jak chcemy, mieszkać i pracować gdzie się chce, jeść i spacerować tam, gdzie ma się ochotę i z kim ma się ochotę. Puentą niech będzie następujący fragment, tłumaczący i pogodzenie się z rzeczywistością, i aktywizm:

Jego największy błąd polegał na przeświadczeniu, że można się odseparować od świata zewnętrznego. Nie można. Przeszłość jest zawsze z nami, wpisana w nasze ciała, i czy tego chcemy, czy nie, żyjemy w świecie obiektów, dzieląc zasoby rzeczywistości z miliardami innych istot. Nie istnieje wyłożona stalą kabina, która uchroniłaby nas przed siatką sił na różne namacalne, uciążliwe sposoby ograniczającą naszą swobodę. Nie ma przed tym ucieczki, nie ma przed tym gdzie się schować. Albo poddajesz się światu, albo go zmieniasz.

Metryczka:
Gatunek: eseje
Główne tematy: ciało, polityka, aktywizm
Miejsce akcji: -
Czas akcji: -
Ilość stron: 344
Moja ocena: 5/6
 
Olivia Laing, Republika ciał. Eseje o wyzwoleniu, Wydawnictwo Czarne, 2024
 
*ciekawe, że to zjawisko niestety ma też zastosowanie do zachowań ludzi w internecie.
**o ile niesmakiem można nazwać pamięć o kolonializmie albo Holokauście

 

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później