Czarny Lampart, Czerwony Wilk

Ile to ja się naczytałam o tym, że ta książka to wyzwanie, że nie da się czytać, że trudna, że przemoc. Skutecznie mnie to zniechęciło, bo po co się męczyć, skoro jest tyle innych fajnych książek. A przypomniało mi się o Lamparcie, gdyż naszła mnie ochota na książki z motywem Afryki. Pomyślałam sobie, że będzie do zdjęcia, a najwyżej nie przeczytam. Zaczęłam czytać i poszło…

Mamy do czynienia z długą opowieścią, której narratorem jest tytułowy Czerwony Wilk, nazywający sam siebie Tropicielem, a wątkiem przewodnim jest poszukiwanie pewnego porwanego chłopca. Supermocą Tropiciela jest “nos” i dlatego też został wynajęty do tego zadania, wraz z grupką innych istot (bo trudno nazwać je osobami). Podróżujemy z nimi po dziwnym, magicznym uniwersum, poznając ich historię i przeżywając różne niebezpieczeństwa. Cały ten świat oparty jest o afrykański folklor, zatem sceneria przypomina Afrykę: sawannę, dżunglę, afrykańskie wioski albo miasta wykreowane na wzór starożytnych miast na tym kontynencie. Bardzo żywe, bogate są opisy tych miejsc. Do tego egzotyczna fauna oraz zbiór dziwnych stworzeń o ponadnaturalnych zdolnościach, takich jak zmiennokształtni, czarownicy i wiedźmy, duchy, demony i potwory. Nie wygląda to więc na jakieś szczególnie udziwnione fantasy - fabuła trochę przypomina grę komputerową ze zdobywaniem kolejnych poziomów i zabijaniem kolejnych potworów; motyw drogi i drużyny też jest dość popularny. Dziwność leży w mało nam znanych motywach z mitologii Czarnego Kontynentu.

Powieść jednak faktycznie stawia opór. Czarny Lampart nie jest page-turnerem, nie czyta się go łatwo, nie czyta się go szybko. Problem polega na tym, iż Marlon James dosyć skomplikował sposób narracji, upodabniając go - tak mi się wydaje - do opowieści snutej we własnym rytmie przez jakiegoś egzotycznego bajarza, którego świat nie za bardzo przystaje do naszego świata. Można się od tego odbić. I tak: mamy tu długi wstęp, opowieści w opowieści, dygresje, przypowieści, zagadki, aluzje i metafory, jakimi posługują się protagoniści. Dialogi trzeba czytać uważnie, by zorientować się kto wypowiada jaką kwestię. Nie wszystko jest tu zrozumiałe i oczywiste, wielu rzeczy trzeba się domyślić. Biegu zdarzeń nie da się nijak przewidzieć. Długo nie wiadomo kim jest poszukiwany chłopiec i dlaczego jest on taki ważny. Także bohaterowie przedstawieni są w dość enigmatyczny sposób - nie do końca wiadomo kim oni są, a ich intencje są okryte tajemnicą. Tak naprawdę nie jest nawet jasne, czy są to postaci realnie istniejące, czy może są to jakieś istoty duchowe, pojawiające się w jakimś innym wymiarze lub w umyśle bohaterów. Można się w tym dość łatwo pogubić. Mnie najbardziej zastanawiała pewna postać, która pojawia się gdzieś w połowie książki i pełni potem dość istotną rolę antagonisty, tym niemniej nigdzie nie znalazłam wyjaśnienia kto to jest i skąd się wziął i czego w zasadzie on chce. Jeszcze dziwniej robi się pod koniec, kiedy ta postać, uprzednio zabita przecież, znowu się pojawia jak gdyby nigdy nic i autor w ogóle nie odnosi się do tego “zmartwychwstania”. Podsumowując: nie jest to na pewno pozycja dla osób przyzwyczajonych do klasycznych liniowych fabuł i prostego języka. Wydaje mi się, że klucz do czytania Czarnego Lamparta tkwi w tym, żeby nie starać się za wszelką cenę wszystkiego zrozumieć, poukładać w logiczny ciąg. Trzeba trochę odpuścić, dać się ponieść nurtowi opowieści, pogodzić się z tym, że pewne pytania pozostaną bez odpowiedzi. Choć tak naprawdę większość z nich wyjaśnia się z biegiem akcji - tylko, że może nie w tym momencie, kiedy byśmy tego oczekiwali.

Przemoc? Nadmiar przemocy - i to drastycznej i bezinteresownej - jest w Grze o tron. Czy ktoś się na to skarży (poza mną)? Tutaj ta przemoc występuje głównie w postaci różnych walk, opisanych w dość obrazowy, filmowy sposób. Lampart jest w gruncie rzeczy powieścią mocno atawistyczną, kręcącą się wokół brutalnej walki o przetrwanie i zdobywania przewagi jednych nad drugimi. To jest świat instynktów, a nie konwenansów. Trudno u bohaterów doszukać się wyższych uczuć, przemoc natomiast jest w takim świecie czymś “normalnym”. Nawet członkowie jednej “drużyny” wcale nie są dla siebie przyjaciółmi. Poza tym to, co opisał James faktycznie dzieje się w realnym świecie, nawet dziś (niewolnictwo, obrzezania kobiet, przemoc wobec kobiet i dzieci), więc krzyczenie o tym, że jest to ohydne, nienaturalne, kiedy czytamy o tym w książce (fantastycznej), cóż, zakrawa na hipokryzję. Zabijanie dzieci, które w jakiś sposób odbiegają od normy - albinosów, z jakimiś deformacjami ciała, albo chorobami.jest typowo afrykańskim zwyczajem. Poczucie przemocy jest spotęgowane przez mroczny klimat powieści - i to, że zło ma tu wymiar ponadnaturalny. Spada z sufitu lub wyłania się z bagien. Zły Król, wywołujący wojnę jest na trzecim planie, bo bardziej należy się bać potworów z piekła rodem - po nich na pewno nie możemy spodziewać się ludzkich odruchów. Mamy tu także daleką od tradycyjnej seksualność, co też może uwierać. Wrażliwa czytelniczka zwróci na pewno uwagę na dosadny język powieści, w którym na porządku dziennym są odniesienia do wszelkich możliwych czynności fizjologicznych i płynów ustrojowych. Autor zagłębił się tu w skatologii, co skądinąd może mieć logiczne wytłumaczenie, jako, że słynny “nos” Tropiciela wyczuwa wszystkie brudy. Trzeba to przyjąć na klatę i już.

Tak, faktycznie powieść wydaje się trochę za długa - protagoniści pokonują kolejne przeszkody, przechodzą długą i zawiłą drogę, zawierającą magiczne przenosiny w czasie i przestrzeni. W pewnym momencie odnosimy wrażenie, że trochę kręcimy się w kółko i zjadamy własny ogon. Moment odkrycia głębszego sensu, rozwiązania zagadki chłopca jakoś długo nie nadchodzi. Marlon James odkrywa nam go z oporami, ale dosyć mnie to rozbawiło, kiedy wyszło na jaw, iż w tej wydawałoby się dość archetypowej historii z krwawymi jatkami na pierwszym planie, jest drugie, bardzo nowoczesne dno. Całą tą przemoc, zło, czary w złej wierze, James kontrapunktuje motywem feministycznym/równościowym. Krytyka patriarchatu, męskiej przemocy wobec kobiet, a następnie obwiniania kobiet o zło, jakie z tego wynikło: Może raczej nam obu życie zniszczyli mężczyźni tylko po to, by nasze dzieci wyrosły w obwinianiu nas o to. Główny bohater, Tropiciel sam jest przykładem takiej postawy - bynajmniej nie jest on postacią jednoznaczną/jednoznacznie pozytywną. Niesie on w sobie bardzo duży ładunek żalu, poczucia krzywdy, pragnienia zemsty wobec tych, którzy go zdradzili. Dobro walczy w nim ze złem (podobnie zresztą jak w innych postaciach, blisko związanych z Tropicielem, np. Lamparcie albo Nyce), miłość z nienawiścią. Tym, co jest dla niego najważniejsze, to są dzieci - i to te najbardziej bezbronne.

Ciekawa była to dla mnie przeprawa, i z punktu widzenia stworzonego przez Marlona Jamesa fantastycznego uniwersum, i z punktu widzenia sposobu opowiedzenia tego. Pod tym względem można ją porównać do Diuny, też postrzeganej jako książka “trudna” i której narracja też cechuje się podobną nieoczywistością i zupełnie oryginalnym światem. Zadaniem literatury jest przedstawianie także rzeczy trudnych, kontrowersyjnych, wyrywanie nas ze strefy komfortu - i to właśnie ta powieść czyni. Ukończenie Lamparta dało mi poczucie satysfakcji, a nie byłoby tak, gdybym czuła, że jest to zła książka. I na pewno wyzwaniem była ta pozycja dla tłumacza - z czego wywiązał się bardzo dobrze moim zdaniem. Rozumiem jednak, że może się to nie podobać i nie polecałabym jej mniej wyrobionym czytelnikom oraz tym, którzy lubią lektury prostolinijne, lekkie i przyjemne. Czy sięgnęłabym po drugi tom spod znaku ciemnej gwiazdy? Tak, chętnie, zwłaszcza jeśli będzie to opowieść Sogolon, Wiedźmy Księżyca.

Metryczka:
Gatunek: powieść fantastyczna
Główni bohaterowie: Tropiciel i inni
Miejsce akcji: fantastyczne afrykańskie królestwa
Czas akcji: -
Ilość stron: 752
Moja ocena: 5/6
 

Marlon James, Czarny Lampart, Czerwony Wilk, Wydawnictwo Echa, 2021

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później