Malibu płonie
W Malibu płonie poznajemy historię czwórki rodzeństwa surferów - dzieci słynnego piosenkarza. Są to bardzo młodzi ludzie, ale już zdołali się wybić i zarobić pieniądze - mimo bardzo trudnego startu. Zrobili więc błyskawiczną karierę (nad czym autorka się nie zatrzymuje - w jej relacji po prostu wystarczy być piękną/pięknym i pokazać się tu i ówdzie). I to w zasadzie tyle. Powieść nie stawia żadnego oporu w czytaniu, tym bardziej, że styl pani Reid jest prosty jak konstrukcja cepa, jest tu bardzo dużo dialogów, i to bardzo prostych, bez żadnej treści, a rozdziały króciutkie (co, jak wiadomo sprzyja szybkiemu czytaniu). Niestety ta szybkość czytania wcale nie jest tu zaletą - przez kolejne zdania się przelatuje i … no właśnie, miałam wrażenie, że ta treść przeze mnie przelatuje i nie zostawia żadnego śladu. Gdyby to był audiobook, to powiedziałabym: jednym uchem wpadło, drugim wypadło. Zupełnie się nie angażowałam w tę opowieść, banalne problemy bogatych i uprzywilejowanych mnie nie obchodziły, nawet biorąc pod uwagę, że ci młodzi ludzie byli w gruncie rzeczy bardzo normalni - jeszcze im woda sodowa do głowy nie uderzyła. Trochę ciekawsza była dla mnie część retrospekcyjna, o rodzicach i dzieciństwie Rivów, ale nawet tu, kiedy autorka stara się poruszyć jakieś trudniejsze tematy, typu trudne dzieciństwo - wywoływało to we mnie niewiele emocji. Nie czułam nawet klimatu słonecznej Kalifornii… Po prostu było w tym bardzo mało głębi, autorka bazuje na schematach fabularnych, główni bohaterowie też są przedstawieni w bardzo powierzchowny, mało ciekawy sposób. Najwięcej miejsca poświęcono tu najstarszej z rodzeństwa Ninie i o ile jej historia jeszcze jakoś się broni, o tyle o pozostałej trójce dostajemy tyle, co kot napłakał. Myślę poza tym, że pomysł, by o trudnych relacjach rodzinnych opowiedzieć poprzez pryzmat celebryckiego przyjęcia, jest zupełnie nietrafiony - tego typu zabawy co do zasady są przeciwieństwem głębi, służą zagłuszaniu emocji i problemów, a nie ich rozwiązywaniu - choć jasne, że jeśli już, to następuje to na zasadzie pokazówki, wielkiego “bum”. Czy tu nastąpiło tu takie bum?
Malibu płonie jest wg mnie pozbawione czaru, uroku osobistego i takiej iskry, która sprawia, że zapala się świat wyobraźni czytelnika. Można by było z tego ukręcić fajną obyczajową historię, gdyby nad tym
trochę popracować, dodać niuansów, stylu, a nie tylko bazować na tym, że
opowiada się o pięknych ludziach, celebrytach, włącznie z podawaniem nazw marek (ale Shalimar nie wiedzieć
czemu małą literą). Paradoksalnie, mimo wszelkich starań autorki, to wcale nie była książka, której nie potrafiłabym odłożyć - a książka, do której lektury się zmuszałam (zwłaszcza ostatnie 100 stron, rozgrywające się w trakcie szumnie zapowiadanej imprezy). Jej lektura nie sprawiła mi żadnej przyjemności, o pożytku nie wspominając. To jest taki książkowy fast food moim zdaniem - instagramowa lektura do sfocenia, bo okładka piękna.
Gatunek: powieść obyczajowa
Taylor Jenkins Reid, Malibu płonie, Wydawnictwo Czwarta Strona, 2022
Komentarze
Prześlij komentarz