Babetta
Wszystko to widzimy oczyma owej „gorszej” przyjaciółki, Katji – dużo tu nie tylko jej obserwacji dotyczących pobytu w willi, tego, co się wokół niej dzieje, ale także refleksji na temat jej mało satysfakcjonującego życia w Sztokholmie, relacji z Lou, wspomnień z początków ich znajomości. Katja oczywiście nieustannie porównuje się w Lou. Ta ostatnia z kolei odniosła sukces – stała się gwiazdą filmową - ma dużo pieniędzy, stać ją na piękne stroje, kosmetyki, wszystkie te symbole statusu materialnego. Emocje, jakie się pojawiają są klasyczne w przypadku takich wątków: z jednej strony podziw, a nawet uwielbienie, kultywowanie starych więzi (dla Katji Lou jest po prostu starą przyjaciółką, a nie gwiazdą filmową), z drugiej zazdrość, jakieś zadawnione pretensje i pragnienie odebrania czegoś tej drugiej osobie. Niby przyjaźń, a tak naprawdę rywalizacja.
Nie przekonała mnie ta powieść. Bardzo lubię ten motyw z luksusowymi wakacjami, ale chyba ów skandynawski vibe, ujawniający się w sposobie narracji niezbyt pasował do tła. Nie chodzi nawet o kontrast typu: Szwedka na Lazurowym Wybrzeżu, tylko nie było tu napięcia, o jakim chciałabym czytać w tego typu powieści. Brak silniejszych emocji, pobudzenia fantazji, jak to powinno mieć miejsce podczas wakacji. Niewiele się dzieje i brak tu zarówno ciekawej akcji, angażującej czytelnika, jak i ciekawych relacji między bohaterami. Trudno powiedzieć nawet, by oni mieli jakieś relacje, bo egzystują jakby obok siebie, mało jest opisów wspólnego spędzania czasu, mało rozmów… każdy funkcjonuje tu osobno. Te postaci są nijakie – nie sposób opisać, jakimi ludźmi naprawdę są. Przyjaźń między Lou a Katją poznajemy tylko z perspektywy tej ostatniej i poprzez jej reminiscencje. Wewnętrzne monologi bohaterki też nie wciągają, za dużo w nich użalania się Katji nad sobą, biadolenia nad biedną egzystencją w Szwecji. Potem pojawiło się trochę więcej takiego wakacyjnego klimatu, oczywiście obowiązkowo jakieś przyjęcie, nawet zaczęło się to rozkręcać i mi się podobać, ale wszystko to szybko umarło… Wszystko to jest za bardzo stonowane, wyblakłe powiedziałabym, gdybym była synestetyczką.
Niespecjalnie poruszył mnie nawet klasyczny już motyw krytyki patriarchatu. Pomyślałam sobie, że jak kiedyś w ogóle nie widziało się w literaturze tego problemu gorszego, przedmiotowego traktowania kobiet - tak teraz obowiązkowo motyw ten pojawia się w każdej powieści (zwłaszcza pisanych przez kobiety). Oczywiście tu jest to jak najbardziej uzasadnione, gdyż branża filmowa jest branżą, w której ten problem jest bardzo dotkliwy – seksualizacja kobiet, male gaze, mało ciekawych ról dla kobiet, niższe gaże, ograniczony „termin przydatności” aktorek, no i oczywiście wszechobecne molestowanie seksualne. Autorka analizuje to na przykładzie filmu, będącego największym przebojem Lou i są to ciekawe fragmenty, jeśli nie najciekawsze w Babetcie.
Jeśli zaś chodzi o wątek przyjaciółek, to jest on również bardzo ograny i Nina Waho niestety nie popisała się tu oryginalnością. Lou nie wypada zbyt sympatycznie, bo nie lubimy ideałów oraz przeważnie okazuje się, że to całe cudowne życie to tylko fasada, a przyjaźń łącząca kobiety jest toksyczna. Cóż, skoro mamy relację tylko jednej strony… Chciałabym raz poczytać o takiej relacji nie z perspektywy tej „gorszej” przyjaciółki, ale tej „lepszej”, która zawsze jest postrzegana jako ideał z życiem usłanym różami.
Wreszcie – obawiam się, że nie zrozumiałam zakończenia i to w gruncie rzeczy zaważyło na tym, że w mojej ocenie Babetty negatywne wrażenia przeważyły nad tymi pozytywnymi.
Gatunek: powieść współczesna
Komentarze
Prześlij komentarz