Raj
Gurnah opisuje czasy, kiedy Afryka dopiero poznawała, czym jest europejski kolonializm. Pojawiający się tu i ówdzie Niemcy czy Anglicy od razu wyrabiają sobie odpowiednią reputację, napawając tubylców lękiem. Wszyscy czują, że choć chodzi o to samo, co zawsze, czyli o pieniądze, to nadchodzi kres starego świata:
Kupcy opowiadali o Europejczykach ze zdumieniem, podziwiając ich srogość i bezwzględność. Biorą sobie najlepszą ziemię i nie płacą za to nawet paciorkami. Używają najróżniejszych sztuczek, żeby ludzie dla nich pracowali, jedzą wszystko, dosłownie (...). nie mają umiaru ani przyzwoitości, jak szarańcza. Podatek od tego, podatek od tamtego, a jak nie to więzienie, rzemień albo i szubienica. Pierwszy stawiają areszt, w następnej kolejności kościół, potem wiatę nad targowiskiem, żeby mieć na oku handel i wszystko opodatkować.
Pisarz, urodzony na Zanzibarze, oferuje zatem zachodniocentrycznemu światu inną perspektywę - takie spojrzenie na nas, białych ludzi i kolonializm, wreszcie z tej "drugiej strony". Jednak czy Afrykańczycy tak bardzo się od białych różnili? Na czarnym kontynencie cały czas toczyła się walka o władzę i pieniądze, sami zaś Arfykańczycy nie traktowali swoich współbraci wiele lepiej, niż przybysze. Wraz z przybyciem Europejczyków ta walka weszła na wyższy level…
Podobała mi się ta powieść noblisty - autor pięknie operuje słowem, ta proza jest dosyć subtelna, nawet elegancka powiedziałabym. Doskonale odtworzony jest klimat tamtego miejsca i tamtych czasów, z ich obyczajowością, będącą połączeniem różnych kultur. Lekko rozleniwioną, pełną rytuałów, bliską natury. Z chęcią sięgnę po więcej.
Gatunek: powieść
Abdulrazak Gurnah, Raj, Wydawnictwo Poznańskie, 2023
Komentarze
Prześlij komentarz