Rzeki Londynu
Historyczne miasta niewątpliwie mają w sobie jakąś magię. Zabytkowe ulice, budynki, mosty i parki, pamiętające kilka - a nawet kilkanaście wieków wstecz. Może przetrwały w nich duchy milionów ludzkich żywotów, które się przez nie przewijały. Zwłaszcza tych, którzy nie zakończyli swojego istnienia na tym padole w spokojny sposób, we własnym łóżku. Wikingów, zaginionych książąt z Tower, Anny Boleyn, Thomasa Moore, Marlowe'a i Szekspira, Kuby Rozpruwacza, Księżnej Diany. To właśnie Londyn. Dziś jedna ze stolic świata, ultranowoczesne, wielokulturowe metropolis, w którym zawsze się dzieje coś interesującego. Peter Grant czuje się powołany do pilnowania w nim porządku. Jest młodym posterunkowym, u progu swojej kariery zawodowej. W głowie mu poza tym głównie spódniczki - jak to młodemu człowiekowi - ma tendencję do rozpraszania swojej uwagi i wcale nie jest kimś wybitnym, czy wyjątkowym. Chłopak poważnie się obawia, że nie okazał się dotychczas w swojej pracy na tyle dobry, by zaproponowano mu jakiś ciekawy przydział i zamiast tego wyląduje przy papierkowej robocie. Wszystko się jednak zmienia, gdy pewnej styczniowej nocy, po zagadkowym i brutalnym morderstwie, Grant spotyka... ducha. To zwraca uwagę nadinspektora Nightingale'a, który proponuje Grantowi przejście pod swoje skrzydła i naukę... magii. Jednocześnie zaczyna się szalone śledztwo tropem groźnego poltergeista (czy też bardziej właściwie rewenanta), zatruwającego życie londyńczykom - najwyraźniej będącego powodem powtarzających się krwawych zbrodni. Okazuje się, że Londyn pełen jest postaci rodem z bajek i horrorów: duchy, elfy, wampiry, trolle to tylko wierzchołek góry lodowej.
Jak pewnie już doskonale się orientujecie, Rzeki Londynu nie są książką poświęconą geografii ;) To lekko szalony, fantastyczny kryminał (określenie urban fantasy po przeczytaniu Zimowej opowieści niezbyt dobrze mi się kojarzy), czerpiący pełnymi garściami nie tylko z historii, ale i literatury oraz filmu. W trakcie czytania Aaronovitcha co chwilę zapalała mi się lampka i nachodziły mnie skojarzenia z innymi książkami. Najbardziej oczywistym i narzucającym się, jest rzecz jasna Harry Potter - tu również mamy bohatera, będącego młodym adeptem magii, w londyńskiej policji istnieje [tajny] wydział zajmujący się magią, pojawia się nawet koncepcja Ministerstwa Magii. Następnie Sherlock Holmes - Rzeki Londynu w istocie są jakimś skrzyżowaniem Harry Pottera i Sherlocka. Ale także Alicja w Krainie Czarów, Opowieści z Narnii, Doctor Who, twórczość Neila Gaimana. Oraz np. powieści Zadie Smith czy Moniki Ali, z ich opowieściami o społecznościach imigrantów, do których zalicza się także Grant. W kinie także było trochę filmów w nurcie urban fantasy, w których współczesny
detektyw rzucany jest nagle w świat nadprzyrodzony, by walczyć z
wampirami, duchami i innym złem. Możecie powiedzieć, że w takim razie przygody Petera Granta są wtórne: i tak, i nie. Fajne jest to, że Aaronovitch już znane wątki wymieszał, zmodyfikował i stworzył z nich coś zupełnie nowego. Całkiem udanego, lekkiego i dowcipnego - bo powieść jest przesycona typowym brytyjskim humorem, dystansem do siebie, dzięki czemu bohater wydaje się nam bardzo naturalny i oczywiście budzi naszą sympatię.
A jeśli mowa była o geografii, to z drugiej strony jest jej w Rzekach Londynu całkiem sporo. Autor oprowadza nas bowiem po londyńskich ulicach i tylko mapy trochę brakuje,
by czytelnik, który nie zna doskonale topografii tego miasta, mógł
lepiej orientować się w przebiegu akcji. Geografia, a zarazem magia jest
również personifikowana w powieści Aaronovitcha przez bóstwa i duchy
opiekuńcze londyńskich rzek - Tamizy oraz jej dopływów, łącznie z tymi,
które zniknęły gdzieś pod ziemią w wyniku rozrastania się i
przekształcania miasta. Niezgoda pomiędzy Matką, a Ojcem Tamizą (i ich
dziećmi) to wątek drugoplanowy, coś, co dodaje Rzekom Londynu świeżości i oryginalności.
Mam jednak do Aaronovitcha kilka zastrzeżeń: wydawało mi się, że powieść
jest trochę chaotyczna, a momentami nie do końca rozumiałam, co autor
chciał powiedzieć. W szczególności dotyczyło to wątków magicznych,
niezbyt dobrze objaśnionych. Coś tutaj umyka - zwłaszcza gdy magia
porównywana jest do nauki. Co może być również kwestią tłumaczenia,
niekoniecznie samego Aaronovitcha. Podobnież kilka postaci - w tym
Nightingale - jest stanowczo za mało opisanych, stanowią intrygującą
zagadkę; być może autor nadrobi ich charakterystyki w kolejnych tomach
cyklu. Sam Grant, poza tym, że jest sympatyczny i dowcipny, nie robi
niestety wrażenia zbyt inteligentnego (i można się zastanawiać, co
takiego zobaczył w nim czarodziej Nightingale). Poza tym Aaronovitch ma
tendencje do rozgadywania się i niepotrzebnych opisów, stanowiących nie
uzupełnienie, a raczej zakłócenie fabuły.
Generalnie do Harry'ego Pottera Aaronovitchowi daleko, choć stworzył całkiem przyjemną rozrywkową powiastkę. Może nie zapałałam do Rzek Londynu taką miłością, jak Grendella i Milvanna, czy Padma, ale sprawa jest rozwojowa.
Ben Aaronovitch, Rzeki Londynu, Wyd. MAG, 2014
Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska (361 str.) oraz Grunt to okładka
Źródło |
Generalnie do Harry'ego Pottera Aaronovitchowi daleko, choć stworzył całkiem przyjemną rozrywkową powiastkę. Może nie zapałałam do Rzek Londynu taką miłością, jak Grendella i Milvanna, czy Padma, ale sprawa jest rozwojowa.
Metryczka:
Gatunek: fantastyka
Główny bohater: Peter GrantGatunek: fantastyka
Miejsce akcji: Londyn
Czas akcji: współcześnie
Ilość stron: 361
Cytat: (...) sekret szczęśliwego życia polega na tym, by nigdy nie zaczynać z dziewczyną, jeżeli nie jest się gotowym pójść na całość (...)
Moja ocena: 4,5/6Ilość stron: 361
Cytat: (...) sekret szczęśliwego życia polega na tym, by nigdy nie zaczynać z dziewczyną, jeżeli nie jest się gotowym pójść na całość (...)
Ben Aaronovitch, Rzeki Londynu, Wyd. MAG, 2014
Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska (361 str.) oraz Grunt to okładka
Czytałam i podzielam Twoje zdanie. "Rzeki Londynu" to powieść dobra, ale nie zachwyciła mnie, tak jak np. Padmę. Kolejny tom zamierzam przeczytać, ale jakoś specjalnie się do tego nie palę. Szkoda, że polska okładka nie jest choć w połowie tak ładna, jak brytyjska...
OdpowiedzUsuńJa tez sie z Toba w pelni zgadzam - jest lekko, dowcipnie, ale chaotycznie. W swiecie magii wg Aaronovitcha brakuje jakichkolwiek regul, przez co ja przynajmniej czulam sie zagubiona. Bylo troche nudnawo... i jakos nie pale sie do kolejnych czesci.
OdpowiedzUsuńLondyn to wspaniałe miejsce na osadzenie historii kryminalnych. Bardzo bym chciała przeczytać tę książkę, a te fantastyczne elementy, o dziwo, dodatkowo mnie intrygują.
OdpowiedzUsuńCzytałam w ubiegłym roku "Rzeki Londynu" i "Księżyc nad Soho" i stwierdzam, że może źle się tego nie czytało, ale bez przesady. Wątek magiczny wypadł, moim zdaniem, bardzo blado, powierzchownie (w drugim tomie też) - jeśli jako czytelnik nie poznaję (nawet w zarysie) reguł czarodziejskiego świata, to nie wiem, czego się mogę spodziewać, ani jak traktować działania bohaterów - jako spektakularne sukcesy, czy tylko cień tego, co być mogło. Lepiej wypadły fragmenty dotyczące policyjnego światka i rodziny głównego bohatera.
OdpowiedzUsuńDwa tomy przeczytałam, ale trzeci chyba mnie nie skusi.
Cieszę się, że "Rzeki Londynu" Ci się podobały, chociaż nie wywołały tego "wow" co u mnie i siostry. W kolejnych tomach nadal trochę za mało Nightingale'a (niestety), ale z drobnych elementów możemy sobie powoli budować szerszy obraz. Ja z kolei postać Petera Granta bardzo lubię, to taki londyński chłopak, dla którego magia jest tylko jednym z dodatków do i tak skomplikowanej tożsamości etnicznej. I podoba mi się to, że magia Londynu jest jakby rozszerzeniem londyńskiej wielokulturowości. Tak sobie dumam o tej książce, i o tym, że wielu ludziom się w sumie podoba, chociaż ich nie zachwyca, a inni zostają "psychofanami", jak ja. I myślę, że tu właśnie chodzi o Londyn - i to nie tyle o jego topografię (chociaż to na pewno też dużo daje) ale o atmosferę oddaną w powieści w sposób bezpretensjonalny: o rodzinę ze Sierra Leone, immigrantów, mieszankę kultur, którą tętni Londyn. Nieustająco bawi mnie też język powieści i to akurat mogło umknąć w tłumaczeniu, chociaż siostra, która czytała również po polsku twierdzi, że nie jest źle.
OdpowiedzUsuńJak widać, jest kilka osób, które też ma zastrzeżenia do Aaronovitcha, z którymi się zgadzam. Na pewno pomysł jest fajny, rzeczywiście ten Londyn zachwyca - w kolejnej już literackiej odsłonie (choć ja wolę bardziej tradycyjną brytyjskość, niż tę dzisiejszą mieszankę etniczną). I myślę też, że dobrze to wypadnie w filmie (słyszałam że są przymiarki), a kandydat do głównej roli przychodzi mi do głowy tylko jeden...
UsuńMam wrażenie, że tych osób z zastrzeżeniami jest więcej niż psychofanów, a kto Ci przychodzi do głowy jako Peter Grant?
UsuńJessie Williams
UsuńDowiedziałam się ostatnio, że ta książka została niesamowicie skrzywdzona polskim tłumaczeniem. Podobno w oryginale jest napisana przepięknym jezykiem, a opisy Londynu są w niej wręcz zachwycające. Te wszystkie wykrzykniki wyszły z ust osoby, która nie tylko kocha dobre książki, ale przede wszystkim uwielbia Londyn, więc wie co mówi. I chyba z tego powodu porwę się na przeczytanie oryginału.
OdpowiedzUsuńNie sposób nie wspomnieć o polskiej okładce - na dobrą sprawę kompletnie nic nie mówi o treści, przywodzi na myśl kolejny sztampowy kryminał. A tu takie bogactwo tematów, motywów, gatunków, itd.
Wydaje się, że w Rzekach Londynu jest wszystko to, co w ksiązkach uwielbiam. Począwszy od Londynu, skończywszy na magii. Muszę tylko kupić sobie wydanie brytyjskie, koniecznie.
Czytałam oryginał i bardzo przypadł mi do gustu.
OdpowiedzUsuńTłumaczenie jest złe?
Ja nie jestem w stanie tego ocenić, bo nie czytałam oryginału.
Usuń