Wyrok
Mariusz Zielkie w Wyroku kreśli ponury obraz
polskiej rzeczywistości przeżartej korupcją i machlojkami na
szeroką skalę. Główny bohater, dziennikarz Jakub Zimny odkrywa
aferę gospodarczą związaną z przekrętami na giełdzie, która
zatacza - w miarę rozwoju książki - coraz szersze kręgi.
Szczegółów nie ma co przytaczać, ponieważ rzecz jest dosyć
skomplikowana: w treści książki pojawiają się takie słowa jak
emisja papierów wartościowych, redukcja, oferta pierwotna, itp. Sęk
w tym, że w procederze uczestniczą najważniejsze osoby w kraju:
urzędnicy kierujący urzędami, domy maklerskie, najbogatsi
biznesmeni, policja, osoby rządzące. Sprawcy tego zamieszania,
zarząd jednego z domów maklerskich wydaje się więc nietykalny,
mimo tego, że popełnia poważne przestępstwa. Media nie chcą
sprawy nagłaśniać, policja ścigać, a prokuratura boi się
wszczynać postępowanie. To świat, w którym dochodzi do coraz
większego rozwarstwienia i pogłębiania się różnic w
społeczeństwie: bogaci bogacą się coraz bardziej, a biedni coraz
bardziej tracą.
Do sięgnięcia po Wyrok skłonił mnie
wywiad z autorem książki. Były dziennikarz
śledczy napisał tę powieść na podstawie własnych doświadczeń
zawodowych, a główny bohater książki jest najwyraźniej alter ego
Zielkie. To swoisty literacki kamuflaż autora. W rozmowie
dziennikarz opowiada m.in. o tym, jak funkcjonują media, nie chcące
narażać się bogatym reklamodawcom i wyciszające tego typu sprawy.
Wydawałoby się, że czwarta władza jest jedyną
szansą na odsłonięcie spraw, których nie chcą tykać się – ze
względu na wzajemne powiązania – odpowiednie służby – ale i
ona zawodzi. Problem leży również w tym, że społeczeństwo nie
rozumie gospodarczych zawirowań i woli czytać o personalnych
problemach celebrytów, niż o skandalach finansowych. Bardzo podobne
wątki podejmuje teraz kolejny dziennikarz – Tomasz Sekielski.
Co więc można zrobić w TEORETYCZNIE
cywilizowanym kraju, by ukarać przestępców? Wyrok wydaje się taką książką napisaną z poczucia bezsilności. W powieści autor
przekazuje wiele ze swoich poglądów na funkcjonowanie rynku i
prawidłowości, które nim rządzą. Pojawiają się w niej nazwy
prawdziwych instytucji i autentyczne nazwiska. Zapewne historia
opowiadana przez autora jest prawdziwa. Książki nie chciało
opublikować mu żadne wydawnictwo, odmowy tłumacząc względami
prawnymi. Kiedy wreszcie powieść została wydana... nie stało się
nic. Nie wzburzyła rynku mediów, ani polityków, ani finansistów.
Dlaczego? W słowach Zielkie wyraźnie czuć rozgoryczenie. Nikt się
tym nie zainteresował. Doskonale znam to
uczucie – też miałam takie sytuacje w życiu, że coś mnie
bardzo oburzało. Myślałam: tak przecież nie może być, trzeba
coś z tym zrobić, nie można się na to godzić. Ale ku mojemu
zdumieniu nikt inny specjalnie się tym nie przejmował, nie
protestował, nie chciał walczyć. Ludziom było wszystko jedno.
Ludziom JEST wszystko jedno. Najczęściej. Takie mamy społeczeństwo.
Woli się nie interesować. Tym, którzy głośno
krzyczą, że im się nie podoba to, co się dzieje – przypina się
łatkę oszołomów. Czasami zdarzy się jakiś zryw – np. w
sprawie ACTA, ale takie sytuacje bardzo trudno wyczuć. Te: „nie
znam się na finansach”, „polityka mnie nie interesuje” -
pojawiające się m.in. w opiniach o książce są właśnie
przejawem takiego marazmu obywatelskiego. O tym też pisze Zielkie w Wyroku. Rozumiem
rozgoryczenie autora i poczucie bezsilności. Niestety prawda często
przegrywa z wielkimi pieniędzmi, czy wygodnictwem, a zwyciężają
nie dobrzy i sprawiedliwi, ale ci, którzy są silniejsi lub mają
więcej pieniędzy. Taki jest świat i Wyrok odkrywa tę bolesną
prawdę. Jedyne co pozostaje komuś, kto ma jakieś ideały – by
nie zwariować – to nie myśleć o tym i robić swoje. Inna przyczyna, tego, że Wyrok nie wzbudził
takiego odzewu, jakiego spodziewał się dziennikarz może leżeć w tym, że jest to powieść. Przeciętny człowiek – nie siedzący w temacie –
nie potrafi zidentyfikować wszystkich aktorów tego dramatu i
domyślić się, co wydarzyło się naprawdę. A zatem przechodzi się
nad treścią książki do porządku dziennego, jak nad kolejną
zmyśloną opowieścią. Sam zresztą autor napisał we wstępie, że
„wszelkie podobieństwa....” Poza tym thriller finansowy nie kojarzy się (mimo
pierwszego członu tej nazwy) ze zbyt przystępną lekturą, zatem
wielu czytelników mogło się już na wstępie zniechęcić.
Mnie Wyrok nie poruszył nawet mimo
tego, że wiedziałam, iż książka nie do końca jest tylko fikcją
literacką. Początkowo pomyślałam sobie, że
widać bardzo, że jest to powieść pisana przez dziennikarza.
Przypomina – zwłaszcza na początku – artykuł w prasie, a nie beletrystykę. Autor
nie traci bowiem czasu na zbędne opisy, bawienie się z bohaterami
powieści, czy wątki poboczne. Wyrok ma mało w sobie z powieści, a więcej
z reportażu na tematy – najwyraźniej dobrze znane autorowi.
Giełda, akcje, inwestorzy, wielkie transakcje. Zielkie zarzuca
czytelnika faktami, a ponieważ te fakty dotyczą dziedzin dosyć
specyficznych – trudno było mi się w fabułę wciągnąć. Widać też wyraźne inspirowanie się
autora Stiegiem Larssonem i jego Mikaelem Bloomkvistem, choć osią
akcji są przestępstwa ekonomiczne, a nie morderstwo. Gdzieś w
połowie książki jednak jej akcja naprawdę się rozkręca. Pojawia
się i zbrodnia, mnożą się kolejne fakty i hipotezy. Czytelnik nie
ma ani chwilę na oddech, śledząc grę pomiędzy dziennikarzem,
maklerami, prokuraturą, policją, hakerami, a nawet płatnym
zabójcą. Książka broni się jako sprawnie napisany kryminał,
szkoda jednak, że zawiodła jako diagnoza patologii panujących w
Polsce bo nikt nie chciał ją analizować pod tym kątem. Trzeba
było napisać reportaż!
Mariusz Zielkie, Wyrok, Wyd. Czarna Owca, 2012
Książka zgłoszona do wyzwania Czytam opasłe tomiska (528 str.) oraz Grunt to okładka
Mariusz Zielkie, Wyrok, Wyd. Czarna Owca, 2012
Książka zgłoszona do wyzwania Czytam opasłe tomiska (528 str.) oraz Grunt to okładka
Komentarze
Prześlij komentarz