W cudzym domu
Nigdy wcześniej nie czytałam żadnej
książki Hanny Cygler i tej pewnie też bym nie przeczytała, gdyby
nie fakt, że wygrałam ją kiedyś w konkursie od wydawnictwa Rebis.
Opis na okładce zapowiada spiski, konspiracje, namiętności,
połączenie romansu z powieścią historyczną, sensacyjną i
obyczajową – trochę tego dużo, jak na nie taką grubą (bo
350-stronicową) powieść. Rzeczywiście, dzieje się tu sporo: jest
koniec XIX wieku, dwójkę głównych bohaterów, Joachima i Luizę
spotykamy kiedy stoją na progu dorosłości i muszą zdecydować,
czy dostosują się do planów, jakie ma wobec nich rodzina, czy też
pójdą własną drogą. Joachim jest synem zamożnego przemysłowca,
Luiza jedyną córką paryskiej mieszczki. W kolejnych rozdziałach
widzimy bohaterów już kilka lat później, gdy ich drogi zbiegają
się w Warszawie, a akcja zmienia się jak w kalejdoskopie. Pojawia
się wiele dodatkowych postaci, jest zsyłka na Sybir, niedobrane
małżeństwa, kłamstwa i niechciane dzieci.
Przeczytałam W cudzym domu w
błyskawicznym tempie, bo odpowiada ona chyba określeniu „dobra
książka”, jeśli definiować takową jako „książkę, od
której trudno jest się oderwać”. Taka definicja jednak nie
wyczerpuje znamion tego, co nazywamy dobrą literaturą, bo gdyby tak
było, to cenilibyśmy głównie powieści sensacyjne i kryminalne.
Dlatego po przeczytaniu W cudzym domu odczuwam niedosyt
związany z tym, że wszystko poza burzliwymi wydarzeniami, jakie
spotykają bohaterów jest tu słabo nakreślone. Chodzi mi o tło
historyczno-obyczajowe, jak i sylwetki bohaterów. Moja obawa co do W
cudzym domu okazała się słuszna, bo autorka tak wiele treści
zawarła na stosunkowo niewielu stronach i rzecz jasna odbyło się
to kosztem całej warstwy opisowej. Skaczemy z miejsca na miejsce,
postaci i wątki się mnożą, autorka skubie wszystkiego po trochu,
tu zabory, tam życie w zakłamaniu i konwenansach, lecz trudno
uchwycić, co stanowi jądro tej opowieści. Trochę za dużo grzybów w tym barszczu. Co więcej, niektóre
ważne zdarzenia – mogące wręcz odgrywać kluczową rolę w
dalszym życiu Luizy, Joachima i innych postaci – są potraktowane
hasłowo, retrospektywnie. Bardzo przeszkadza mi takie ucinanie
wątków, jakby autorka nie miała pomysłu jak je rozwinąć –
może w takim razie niepotrzebnie było je wprowadzać? Widać to
zwłaszcza w końcówce, zdominowanej przez motyw sensacyjny, który
pojawił się tak naprawdę znikąd i donikąd prowadzi. Kiedy
książka napisana jest w taki sposób odnosi się wrażenie, że to
okoliczności kierują bohaterami, a nie na odwrót. Albo, że – co
gorsza – bohaterowie są pozbawieni rozsądku i życia
wewnętrznego.
Hanna Cygler ma bardzo dobre pióro,
podobało mi się też to, w jaki sposób język powieści
dostosowany był do czasów, o jakich opowiada. W gruncie rzeczy to
jest całkiem niezła książka i na pewno spodoba się wielu osobom,
oczekującym od lektury przede wszystkim rozrywki. Ja po prostu przyzwyczaiłam się już
do książek, które oferują coś więcej: w których fabuła jest
podbudowana dokładną charakterystyką bohaterów, a każdy ich krok
jest umotywowany. Nie zadowalają mnie już takie nieskomplikowane
powieści, w których akcja goni, a nie ma miejsca na namysł
i refleksję.
Jestem tego samego zdania, jest to całkiem dobra pozycja, autorka ma sprawne pióro, jednak spotkałam się z opiniami że jest chaotyczna. Jak sama wspomniałaś autorka skacze po różnych wątkach, przez co cierpi warstwa opisowa powieści. Jest tu tak dużo akcji, że książka powinna mieć co najmniej dwa razy większą objętość. Mnie książka również się podobała, jednak kilka rzeczy bym w niej zmieniła. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJak ja się z Tobą zgadzam!
OdpowiedzUsuńWyrazy poparcia mile widziane :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale wolę, gdy akcja dzieje się we współczesnych czasach. A poza tym, ta książka chyba mnie nie zainteresowałaby. :)
OdpowiedzUsuńshelf-of-books.blogspot.com
Bardzo intryguje mnie twórczość Hanny Cygler, ale na pierwszy raz chcę sięgnąć po serię o Zosi Knyszewskiej. :)
OdpowiedzUsuń