Światu potrzebny jest Sherlock Holmes
Jako świeżo upieczona fanka Sherlocka
Holmesa, z gorliwością neofity rzuciłam się na książki o tej postaci. Kolejność może nie ta, ale najpierw z mojej biblioteczki wygrzebałam wydanego kilka lat temu Sherlockistę Grahama Moore'a. Powieść ta eksploruje
znany wątek śmierci Sherlocka Holmesa, a następnie „wskrzeszenia”
go przez sir Arthura Conan Doyle'a. Każdy, kto oglądał serial
pamięta, jakim wstrząsem był ostatni odcinek drugiej serii i te wszystkie teorie „jak Sherlock to zrobił”. Ponoć wyjaśnienie nie tyle tego JAK, ale DLACZEGO pisarz zdecydował się na taki zwrot akcji w przygodach detektywa, znajdować się
miało w dziennikach Conan Doyle'a, tyle tylko, że ten konkretny
dziennik, z tego właśnie okresu – zaginął. Jeden z badaczy,
zajmujących się postacią Sherlocka Holmesa (a badaczy takich,
zwących siebie sherlockistami, mającymi obsesję na punkcie postaci
XIX-wiecznego detektywa, podobno jest wielu) ów dziennik odnalazł w
2004 roku, ale zanim zdążył go ujawnić – zginął gwałtowną
śmiercią, jakby wyjętą z opowieści o Sherlocku. Historia tak
sensacyjna, że aż dziwne, że nikt poza Grahamem Moore'm się nie
podjął tego tematu, by napisać książkę. Fakt, że było to
jeszcze przed wielkim boomem na Sherlocka, wywołanym przez kolejne
ekranizacje dzieł Conan Doyle'a.
Moore stworzył powieść, w której
bawi się wydarzeniami z początków XXI wieku, jak i tymi, sprzed ponad 100 lat, z życia Arthura Conan Doyle'a. I teraz: gdyby to była
tylko zwykła kryminalna powiastka, w której współczesny
sherlockista usiłuje, na wzór Holmesa, odkryć co stoi za śmiercią
swojego kolegi i co się stało z dziennikiem pisarza – moja ocena
tej książki byłaby słaba. Ta część książki jest słaba. Coś,
co jest przecież oparte o autentyczne wydarzenia – sprawia
wrażenie tylko i wyłącznie fikcji literackiej. Kiepskiego
kryminału. Akcja jest pośpieszna i bez klimatu, główny bohater
jest zbyt słabo nakreślony, przez co jest tylko papierową postacią
(by nie wspomnieć o jego towarzyszce), a wyniki jego amatorskiego
„śledztwa” - mało wiarygodne, mające charakter zgadywania, a
nie dedukcji.
W Sherlockiście mamy jednak
poza tym wątek życia Conan Doyle'a, który sprawia, że miłośnikowi
literatury i miłośnikowi Sherlocka Holmesa przyspiesza puls.
Odnajdujemy w nim mnóstwo intertekstualnych nawiązań, w tym
cytatów z Doyle'a, smaczków z życiorysu pisarza, a także
prawdziwych perełek dotyczących postaci słynnego detektywa. To
właściwie wejście za kulisy postaci, która jest kultowa i żyje
dziś właściwie już własnym życiem - wbrew woli swojego twórcy. Moore tak np. ciekawie interpretuje
postać Watsona:
[Watson] jest Holmesowi potrzebny do wyjaśniania przestępstw nie bardziej, niż 60-ciokilowy ciężar u nogi. To publiczności potrzebny jest Watson, żeby myśli Holmesa mogły pozostać zawsze poza jej zasięgiem. Gdybyś opowiadał te historie z perspektywy Holmesa, każdy by wiedział, co ten cholerny geniusz myśli przez cały czas. (…) Ale jeśli opowiadasz je z perspektywy Watsona, pozwalasz czytelnikowi gonić w ciemności razem z tym niewydarzonym niedołęgą. Watson jest komiczną ozdobą. Żartem.
A. Conan Doyle - źr. Tumblr |
Może dla osób zaznajomionych z
dziełami Conan Doyle'a, nie ma w Sherlockiście nic nowego -
dla mnie, jako kompletnego laika, odkryciem było chociażby to,
jakie ciekawe fakty kryje w sobie biografia samego pisarza.
Dowiadujemy się, że Conan Doyle nie znosił Sherlocka Holmesa -
pisarz powiedział nawet podobno, że
jeśli za 100 lat będzie pamiętany tylko jako autor opowieści o
Sherlocku Holmesie, jego życie okaże się porażką (oops). Stąd,
chcąc zacząć pisać o czymś innym, uśmiercił Sherlocka, na co w
Wielkiej Brytanii zapanowała żałoba, a Doyle był oskarżany o
„zabójstwo” bohatera, tak jakby Sherlock był prawdziwym
człowiekiem, a nie tylko postacią z kart książki.
Postronnemu
czytelnikowi wydaje się dziwne, by zabijać się w imię jakiegoś
dziennika, nawet jeśli jest to dziennik sławnego pisarza. By to
zrozumieć, trzeba po prostu być sherlockistą. Bo kiedy po
kilku latach Doyle – ni z tego, ni z owego – opublikował kolejne
opowiadanie o Sherlocku, tajemnicą było wcale nie to jak detektyw powrócił do życia, ale co się z nim stało. Sherlock
nie był już tym samym człowiekiem:
Holmes powrócił po prostu inny. Bezwzględny, zimny, manipuluje świadkami w celu zdobycia informacji, kłamie, a nawet sam popełnia przestępstwa, jeśli uważa, że to posłuży sprawie. (…) Staje się prawdziwym draniem, jakby stracił wiarę w wymiar sprawiedliwości. (…) A więc pytanie o Wielką Lukę jest w gruncie rzeczy pytaniem o to, co stało się z Holmesem, kiedy go nie było.
I
właśnie w imię znalezienia odpowiedzi na to pytanie niektórzy
gotowi są zabić. Jestem
bliska zrozumienia tego oglądając serial i próbując rozgryźć
osobowość detektywa konsultanta (oraz równie desperacko, co bezskutecznie
usiłując oprzeć się czarowi Benedicta Cumberbatcha)...
Wreszcie Moore w Sherlockiście
wkłada w usta Brama Stokera (tak, tego od Drakuli)
następujące słowa:
Nie wprowadzaj Sherlocka Holmesa w świat elektryczności. Pozostaw go w tajemniczym i romantycznym migotaniu lampy gazowej. On tego nie zniesie, rozumiesz? Ten blask go roztopi. (…) Zostaw go tam, gdzie jego miejsce, w ostatnich dniach minionego stulecia.
Taa, ciekawe. Dzisiejszy Sherlock nie tylko doskonale odnajduje się w świecie elektryczności, tudzież wśród komputerów i telefonów komórkowych – ale wręcz świeci w nim nowym blaskiem i celebruje swoją sławę. Okazuje się, że istotnie światu nie jest
potrzebny Arthur Conan Doyle. Potrzebny mu jest Sherlock Holmes.
Sherlockista jest niezłym kąskiem dla
sherlockistów, definitely worth reading, choć powieść mogłaby być bardziej rozbudowana i
dopracowana. Autor powinien był postawić nie na sensację i
bawienie się w Conan Doyle'a, ale na wyjaśnienie historycznej
zagadki tyczącej przywrócenia przez pisarza Sherlocka Holmesa do
życia. W gruncie rzeczy ta historia jest równie intrygująca, jak
zagadki rozwiązywane przez Sherlocka. Niestety, dziennik do dziś
pozostaje zaginiony... A czy wiecie, że w Polsce nie została
opublikowana do tej pory ani jedna biografia sir Arthura Conan
Doyle'a, w tym ta polecana przez Grahama Moore'a – Teller of
Tales Daniela Stashowera? Może czas to zmienić?
I jeszcze jedno: Sherlockista ma
jedną z moich ulubionych okładek ever
Graham Moore, Sherlockista, Wyd. Prószyński i s-ka, 2011
Inną próbę wskrzeszenia Sherlocka Holmesa podjął Anthony Horowitz w Domu jedwabnym. Dom Jedwabny był pierwszym moim literackim
kontaktem z postacią Sherlocka Holmesa. Kontaktem zupełnie
dziewiczym, nieskażonym wcześniejszą lekturą oryginalnych dzieł
o Holmesie. Autor wprowadza w nim kilka wątków, które początkowo
wydają się nie mieć ze sobą nic wspólnego, a choć potem
zgrabnie rozwiązuje zagadkę, to byłam rozwiązaniem tym lekko
rozczarowana w kontekście zapowiedzi o „wstrząsającej zbrodni”.
Sama intryga kryminalna skrojona jest bowiem na miarę XIX wieku - w
obecnych czasach mało co nas już szokuje, a czytelnicy
przyzwyczajeni do seryjnych morderców w wyrafinowany sposób
znęcających się nad swoimi ofiarami, mogą istotnie – jak ja -
poczuć się zawiedzeni rozwiązaniem zagadki tytułowego „Domu
jedwabnego". Z drugiej strony świadczy ono o dobrym wyczuciu
epoki przez Horowitza i stanowić może ono atut tej powieści.
Największą chyba zaletą książki jest konsekwentnie utrzymany w
niej klimat XIX-wiecznego Londynu - opisy zaułków tego miasta,
domów czy angielskich obyczajów są wprost genialne. Powieść przy
tym ani na chwilę nie nuży, język jest prosty, kolejne strony
umykają w ekspresowym tempie. Z punktu widzenia historii kryminalnej,
naśladowanie ACD zdecydowanie lepiej wyszło zatem Horowitzowi, niż Moore'owi. Samo stwierdzenie, że oto opowiadana jest historia, której do tej pory nie można było ujawnić, jest przecież bardzo często stosowane przez Conan Doyle'a. Dom jedwabny można określić mianem dobrej literatury kryminalnej w konwencji retro.
Miałam dość podobne odczucia przy czytaniu tej książki. I głęboko współczułam Conan Doyle'owi że nie może zabić bohatera, którego szczerze nienawidzi i w spokoju o nim zapomnieć, bo okazuje się to być tragedią narodową i przyczyną jego problemów.
OdpowiedzUsuń