Wszystko w porządku
Duet Marcin Prokop – Szymon Hołownia
uwielbiam – uważam, że Panowie powinni założyć kabaret i byłby
to jedyny kabaret przeze mnie oglądany, a gdyby jeszcze uzupełniony
przez Agnieszkę Chylińską... Przy czytaniu najnowszej książki
dziennikarzy również bawiłam się znakomicie, nawet ze
świadomością, że została ona wydana w celach czysto
komercyjnych, bazując na popularności autorów. Cóż bowiem jest
oryginalnego w skompilowaniu tomu ze skrawków wspomnień, opinii i
prywatnych rankingów dziennikarzy? Trochę książka o
niczym. Dla fanów autorów jest to jednak smakowity kąsek i trudno
mi wobec swoich ulubieńców pozostać krytyczną. Dość wspomnieć,
że już po przeczytaniu kilku pierwszych stron, pomyślałam, że
muszę mieć własny egzemplarz, a przecież tym razem się przed tym
broniłam. Już dawno się tak nie uśmiałam, jak czytając o
sprzeczce Szymona Hołowni z Wojciechem Cejrowskim, na antenie
Religii TV, albo o tym, co Marcin Prokop sądzi o wizytach w
siłowni... Pozwolę sobie zacytować tu dwa fragmenty z naszego
podwórka, bliskie moim poglądom. A propos niedawnej dyskusji o
jałowości w blogosferze książkowej, o tym, że jesteśmy mało
oryginalni:
Wszyscy wklejają, lajkują i komentują właściwie
to samo, więc oryginalne wybory są w cenie. Czyli
jeśli podoba ci się to, co wszystkim i co jest popularne, to jesteś
be. Lepiej się nie przyznawać, trzeba być oryginalnym na siłę.
Ale też nie za bardzo i najlepiej w ogólnie przyjętych ramach, bo
jeśli ktoś za bardzo odbiega od ogólnych trendów, np. nie używa
fejsbuka, twittera, nie interesuje się nowościami – może zyskać
status dziwaka. Nie czarujmy się, ilu z nas tak naprawdę może być
oryginalnymi?
O recenzowaniu książek natomiast pisze Szymon Hołownia:
O recenzowaniu książek natomiast pisze Szymon Hołownia:
Tja,
może sobie pan Krzysztof Varga biadolić, że czytelnicy zamiast
wzniosłych recenzji krytyków literackich (z których mało co można
zrozumieć, podobnie jak i z recenzowanych przez nich dzieł) wolą
amatorskie opinie entuzjastek grasujących w internecie.
Ja akurat się nie dziwię. Nie miałam pojęcia, że Szymon parał
się recenzjami literackimi (proszę – i jaką karierę zrobił),
ale ja doświadczam czasem dokładnie tego, o czym pisze. Zwłaszcza
z zetknięciu z taką literaturą jak Morfina
Szczepana Twardocha.
Szczerze jednak napiszę, że znacznie
ciekawsze były dla mnie teksty Marcina Prokopa i jak dla mnie to
nawet części Hołowni mogłoby nie być (sorry Szymon). Obaj
panowie poruszają się bowiem nadal w sferze swoich zainteresowań,
tj. Prokop pisze głównie o popkulturze, a Hołownia o... no
właśnie: o religii. Głównie. Myślałam, że tym razem
dziennikarz odejdzie jednak od tego tematu, o którym napisał już
przecież kilka książek – i odsłoni jakieś inne swoje oblicze.
Nic z tego. Miałam poczucie, że poruszanie przez Hołownię w
kolejnej publikacji tematów religijnych jest jak buksowanie koła w
tej samej utartej koleinie. Zapomniani święci, nieistniejące już
zakony, modlitwy o cud... to może zainteresować tylko niektórych
i nie o tym chciałam czytać w publikacji pod hasłem „domowe
porządki”. Autor zdał mi się zbyt monotematyczny, a to, o czym
pisze zbyt abstrakcyjne (dla kogoś, kto nie jest religijnym
fanatykiem). Poza tym informacje, którymi raczy czytelnika Szymon
Hołownia (często w formie kolejnych prywatnych rankingów), mają w
większości rzeczywiście charakter trivii – do niczego
nieprzydatnych ciekawostek. Co gorsza,
gdzieś tam, między wersami, gubi się jego poczucie humoru. Jedyne
czym mnie Szymon zaskoczył to poradnik dla podróżujących
samolotami (zupełnie nie związany z tematami religijnymi) – nie
sądziłam, że z niego taki obieżyświat, tylko jak to się ma do
zmniejszania naszego śladu ekologicznego?
Dla odmiany Marcin Prokop porusza się
po owym domu wspomnień z o wiele większym wdziękiem, wybierając
tematy interesujące dla większości z nas. Nowoczesne technologie,
kryzys męskości, internet, legendy współczesnej muzyki, kino i
telewizja, a nawet miniporadnik jak być bardziej kreatywnym. W tych
felietonach odnajdowałam bardzo trafne spostrzeżenia odnośnie
otaczającej nas rzeczywistości, z którymi w 100% się zgadzałam.
Miałam wrażenie spotkania z jakąś pokrewną duszą, a dodatkowym
atutem była nostalgia, jaką wzbudzało u mnie wiele tekstów
Prokopa - jesteśmy przecież z tego samego pokolenia. Ostatniego,
które przyszło na ten świat jeszcze bez modułu wi-fi
wszczepionego pod czaszką, zatem poruszającego się po realnym
świecie, a nie dorastającego w rzeczywistości portali
społecznościowych. Przesiadującego na podwórkach, a nie na
internetowych czatach. Beztrosko zagubionego w supermarkecie
możliwości i względnego dobrobytu, nieskażonego kryzysowym
strachem o przyszłość, przekonanego o własnej wyjątkowości,
wykorzystującego swoją młodość jako alibi do robienia
nieodpowiedzialnych głupot. Tęsknię dziś za nim.
Dla każdego coś miłego, do mnie
bardziej trafił Marcin Prokop, innych bardziej zainspiruje Szymon
Hołownia, bo ten ostatni może porywać swoim misjonarskim
zacięciem, pokazywanym nawet w publikacji, mającej być z założenia
lekką, łatwą i przyjemną. Nie chciałam za bardzo „recenzować”
tej książki (skoro zrobił to już nawet Kominek), miało być
kilka zdań, a wyszedł długaśny wpis... Zamiast podsumowania i z
czystej złośliwości nadmienię, że przenigdy nie wyszłoby z
moich ust powszechne – jak się okazuje – stwierdzenie dotyczące
Szymona Hołowni „ale pan jest wysoki, w telewizji to pan się taki
niski wydaje przy tym Prokopie”. Za każdym razem bowiem, widząc
panów razem, myślę sobie: ależ ten Hołownia jest wysoki, skoro
Prokop ma prawie 2 metry wzrostu, a Szymon jest tylko trochę od
niego niższy. Logiczne, prawda?
Szymon Hołownia, Marcin Prokop, Wszystko w porządku. Układamy sobie życie, Wyd. Znak, 2013
Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska (512 str)
Szymon Hołownia, Marcin Prokop, Wszystko w porządku. Układamy sobie życie, Wyd. Znak, 2013
Książka bierze udział w wyzwaniu Czytam opasłe tomiska (512 str)
Świetna recenzja. Również uwielbiam ten duet i z tego względu zaopatrzyłam się nawet w tego e-booka. Pewnie niebawem zabiorę się za niego.
OdpowiedzUsuńA ja w ogóle nie wiem, kim są ci panowie. Niezla ze mnie dziwaczka, prawda?
OdpowiedzUsuńW każdym razie są autorami kilku książek ;)
UsuńZachęciłaś mnie do szukania tej lektury na bibliotecznych półkach :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię czytać książki Hołowni, nie przeczytałam jednak tych, które napisał wspólnie z Prokopem, więc nie mogę wypowiedzieć się o jego stylu. Zaufam Ci jednak i uwierzę, że Prokop jest całkiem niezłym gawędziarzem:)
OdpowiedzUsuńJakoś z dystansem podchodzę do książek tych panów, choć tyle osób się nimi zachwyca... Może gdybym wreszcie po ten tytuł sięgnęła, to wyrobiłabym sobie zdanie.
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu pisałam o "książkowych uprzedzeniach" ;)
UsuńLubię obu, toteż miło wiedzieć, że lektura tej książki (kiedyś!) nie będzie rozczarowaniem.
OdpowiedzUsuń