Mistrz i Małgorzata - Przeczytaj to jeszcze raz (3)
Tak sobie wymyśliłam, że raz
w miesiącu będę Wam prezentować książki, które kiedyś mnie zachwyciły, które
zaliczam do swoich ulubionych, ale dziś zostało po nich ledwie mgliste
wspomnienie - więc podejmuje się przeczytać je, po latach, jeszcze raz. Będą to
też książki, które wydają mi się może trochę dziś ogólnie zapomniane - bo dawno
nie były wydawane, a w czasach kiedy najchętniej sięgamy po nowości, odkurzanie
bibliotecznych półek nie nęci. A czasem warto. Po prawdzie napisałam już o
dwóch takich lekturach: w lutym była to norweska powieść A lasy wiecznie śpiewają (akurat niedawno wznowiona), a w marcu Kroniki portowe. Stąd
pozwoliłam sobie nadać temu wpisowi numerek 3.
Mistrz i Małgorzata z
pewnością nie jest książką zapomnianą, więc nie do końca wpisuje się w wyżej wymienione założenia, ale miałam po prostu przeokrutną ochotę ją sobie przypomnieć. To
zdecydowanie mój top of the top: gdy ktoś pyta mnie o najlepszą książkę w życiu,
bez wahania wymieniam powieść Bułhakowa. Czytałam ją kilka razy, ale ostatni
raz dobre kilkanaście lat temu. I zawsze jakoś w okolicach Wielkanocy, więc
voila...
Pewnego wiosennego wieczora na
moskiewskich Patriarszych Prudach pojawia się tajemniczy jegomość.
Po co i w jakim celu rozpoczyna pogawędkę z literatem Michałem
Berliozem i poetą Iwanem Bezdomnym, nie jest pewne, pewne jest
natomiast, iż udaje mu się przepowiedzieć śmierć Berlioza. A
potem zniknąć, by zmaterializować się w mieszkaniu tego
ostatniego oraz na seansie magicznym w teatrze Varietes. Jegomość
zwie się Woland, a towarzyszy mu kraciasty dryblas Korowiow oraz
ogromny czarny kot... Tak oto zawieramy znajomość z samym szatanem
i jego świtą. Rzecz jasna pojawienie się nieczystej siły w
Moskwie wywołuje w mieście tym nieopisany zamęt. Kilka osób
trafia do wariatkowa, płonie kilka budynków, ludzie tracą swoje
oszczędności, są nawet ofiary śmiertelne. Władze prowadzą
śledztwo, nie potrafiąc jednakowoż w żaden sposób wyjaśnić
dziwnych wypadków mnożących się w stolicy.
Czytając Mistrza i Małgorzatę,
nieodmiennie ogarnia mnie zachwyt. Co za polot, co za klimat, co za
język. Przede wszystkim uderza oryginalność fabuły: nie potrafię
skojarzyć sobie żadnej innej powieści, która przypominałaby
Mistrza, chyba że ewentualnie Czarownice z Eastwick, ale jeśli
nawet, to Updike musiał czerpać właśnie z Bułhakowa. Niepowtarzalne postaci szatana i jego towarzyszy, stworzone przez rosyjskiego pisarza, przeszły już do
historii literatury. Jak Bułhakow na to wszystko wpadł? Nie mam
pojęcia. Należy tu zauważyć, że przedstawienie szatana jest u
Bułhakowa z rodzaju tych łagodnych: Woland nie jest czystym złem,
a wręcz przeciwnie – zdarza mu się nawet czynić dobro i jest
raczej ręką sprawiedliwości, karzącą tych, co okazali się
niezbyt moralni. Wszak pofatygował się do Moskwy, aby zadośćuczynić
temu, który wskrzesił w swojej powieści postać Poncjusza Piłata.
Wyczyny Wolanda, a także Korowiowa, Azazella i Behemota budzą nie tyle grozę, co śmieszą, a sami bohaterowie wzbudzają
sympatię. Fascynują na takiej samej zasadzie, jak Drakula w wydaniu
Francisa Forda Coppoli. Wiele scen jest tu komicznych, a sporo
wywołuje wręcz wybuchy śmiechu, jak na przykład ta, kiedy jeden z
bohaterów otrzymuje zaświadczenie, że … uczestniczył w balu u
szatana.
Zaświadcza się niniejszym, że okaziciel niniejszego zaświadczenia, Mikołaj Iwanowicz, spędził wyżej wymienioną noc na balu u szatana, gdzie został zaangażowany jako środek lokomocji... otwórz, Hella, nawias, a w nawiasie napisz "wieprz". Podpisano - Behemot.
Bułhakow podśmiewuje się tu z szarej radzieckiej
rzeczywistości, z hipokryzji, z ustroju sowieckiego, z jego
krętactwami i kombinowaniem, choć oczywiście czyni to w
zawoalowanej formie, przez co jego przekaz staje się uniwersalny.
Tak czy inaczej szatan wydaje się być bardziej przyzwoity, niż
niejeden człowiek. Ludzie u Bułhakowa to w większości postacie
karykaturalne: beztalencia, łajdacy, oszuści i pijacy. Słusznie
dostają za swoje. Drugim dnem tej opowieści są odwołania do
chrześcijaństwa, do męki Jezusa i niezwykłego związku mesjasza z
judejskim prokuratorem. Do wybaczenia oraz prawdy. Zawsze zresztą
uwielbiałam te fragmenty dotyczące właśnie Piłata i Jezusa, w
których przenosimy się z Moskwy do dusznej Jerozolimy, początków
naszej ery... Za swoją powieść tytułowy Mistrz został w
ateistycznym Związku Radzieckim skazany na niebyt, co właśnie
sprowadziło szatana do Moskwy.
Mistrz i Małgorzata to znakomita
mieszanka fantastyki, filozofii i groteski, emanująca niesamowitym
klimatem: zarazem romantyczna, mistyczna, jak i zabawna. Jest
dopracowany w każdym calu, i jeśli chodzi o koncepcję, i o
konstrukcję, opisy, czy dialogi. Stanowi swoisty przewodnik po
stolicy Rosji i opisuje ją z niewątpliwym sentymentem. W dodatku
powieść ta, mimo że zaliczana jest do arcydzieł literatury
światowej (i lektur, przez co niestety spłynęło na nią odium
książki „niezjadliwej”) jest po prostu świetną rozrywką.
Pozwala popuścić wodze wyobraźni i zdystansować się do
rzeczywistości. Napisana językiem lekkim jak puch, czyta się ją
pochłaniając każdą stronę.
Bułhakow, podobnie jak jego bohater
nie doczekał uznania, jakie spłynęło na jego dzieło – uznane
obecnie za książkę po prostu kultową. To pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika literatury. Niektórzy w Mistrzu i
Małgorzacie dopatrują się tysiąca znaczeń, wskazując na wielość interpretacji – ja nie posuwałabym
się aż tak daleko: w końcu tego, co „pisarz miał na myśli”
nigdy się nie dowiemy.
Proponuję po prostu delektować się lekturą, zamiast dorabiać do niej ideologię,
dywagując na temat tego, czego być może w ogóle w niej nie ma. Nawet jeśli nie do końca
zrozumiecie, co się kryje za działaniami Wolanda (któż zresztą
jest w stanie pojąć szatana!) lub postępowaniem Piłata, będziecie
się przy jej lekturze świetnie bawić.
Michaił Bułhakow, Mistrz i Małgorzata, Wyd. Rebis, 2012
Książka zgłoszona do wyzwania Czytam opasłe tomiska (522 str., zależy od wydania) oraz Grunt to okładka
Bardzo fajny pomysł na cykl! :) Kiedy ktoś mnie pyta o ulubioną książkę/książkę życia odpowiadam "Sto lat samotności" i dodaję "Mistrza i Małgorzatę". Pierwszą książkę czytałam kilka razy, ostatnio dwa lata temu. Bułhakowa czytałam tylko raz, około 10 lat temu i co roku obiecuję sobie, że przeczytam ponownie. Trochę się obawiam, że książka mnie już tak nie zachwyci, ale mam nadzieję, że to się nie sprawdzi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Genialna ksiązka. Ja zaczęlam się smiac pod koniec pierwszego rozdzialu- co za wstyd smiac się z czyjejs smierci!- ale nie moglam się powstrzymac. I zawsze się smieję z tej samej sceny. I smiac się wlasciwie nie przestaję. Genialna, bardzo inteligentna satyra.
OdpowiedzUsuńAkurat tę książkę doceniłam dopiero w wiekiem :) W szkole mi się nie podobała.
OdpowiedzUsuńWłaśnie dlatego ubolewam, że ta książka stała się lekturą szkolną - bo lektur nikt nie kojarzy dobrze, a poza tym są one nadinterpretowane
UsuńSuper pomysł, "Mistrza i Małgorzatę" również bardzo lubię. Całe wieki jej nie czytałam, może czas na powrót?
OdpowiedzUsuńJa poleciłam córce włożyć mi do trumny egzemplarz :)
OdpowiedzUsuń