Byłam sceptyczna wobec tej książki, ale miło się rozczarowałam. To zupełnie przyzwoity kryminał, który przeczytałam błyskawicznie. Jednak przyznaję, że gdyby nie piękna okładka, nie chciałoby mi się o nim wspominać na blogu.. Kanwą Cienia gejszy jest historia sprzed ponad 100 lat, związana z przepięknymi japońskimi drzeworytami. Temat – jak na kryminał – jest ciekawy, zwłaszcza dla kogoś, kto interesuje się Japonią. Przy okazji można uzupełnić swoją wiedzę w tym zakresie, zwłaszcza, że – ku mojemu zdziwieniu – historia japońskiej gejszy oraz malarza, który wykonał drzeworyty jest autentyczna. Autorka dosyć udanie łączy zbrodnię sprzed lat z wydarzeniami współczesnymi, mającymi miejsce wcale nie w Japonii, a w Gdańsku. Jeśli miałabym się czepiać, to powiedziałabym, że szkoda, iż przy tak interesującym pomyśle na fabułę, cała opowieść nie jest bardziej finezyjna. W książce sporo się dzieje i z wydarzeń tych można by skonstruować powieść dwa razy grubszą – nie chodzi mi tu o niepotrzebne opisy i mnożenie detali, ale o stworzenie ciekawszej atmosfery i bardziej wiarygodnej oprawy zbrodni. Tymczasem akcja pędzi na łeb na szyję, trup ściele się gęsto, a autorka kwituje to wszystko kilkoma zdaniami, jakby nie mogła doczekać się puenty. Trochę zresztą za dużo tych trupów, w tak cienkiej książeczce. Nie trzeba też być geniuszem, aby odgadnąć co się wydarzyło... Mimo wszystko jednak czytało mi się dobrze – żal, że Cień gejszy kończy się tak szybko.

Moja ocena: 3,5/6

Anna Klejzerowicz, Cień gejszy, Wyd. Replika, 2011

Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później