Śródziemnomorskie lato
Autor książki, David Shalleck jest amerykańskim szefem kuchni i producentem telewizyjnym. W Śródziemnomorskim lecie
opowiada on, jak po kilku latach spędzonych we Włoszech, na
praktykowaniu w tamtejszych restauracjach, trafił jako szef kuchni na
luksusowy jacht, będący w posiadaniu bliżej niezidentyfikowanych
włoskich milionerów. Spędził na nim kilka miesięcy, pływając wzdłuż
Lazurowego Wybrzeża i Półwyspu Apenińskiego, przygotowując potrawy alla
cucina italiana, pod dyktando wymagającej Signory. Czytając to można
się zastanawiać nad snobizmem bogaczy, mogących sobie pozwolić na
wszystko. Jacht został wyposażony w najlepsze sprzęty, drogą zastawę, a
Signora urządza kucharzowi scenę bo zakupił zwykły pasztet (który
nazwała karmą dla psa), podczas gdy ona pod pojęciem pasztet rozumie
tylko foie gras... ale to tak na marginesie. Nie wiadomo
dokładnie, kiedy odbył się ten rejs, co trochę przeszkadzało mi w
odbiorze książki – wnioskuję, że dobrych kilkanaście lat temu.
Proszę bardzo, po prostu zaokrętuj szefa kuchni na pokładzie jachtu żeglującego wzdłuż włoskiego wybrzeża, a za chwilę będziesz trzymał w ręku ponadtrzystustronicowy opis wakacji... opowieść pełną kulinarnych przepisów i zapachu morskiej bryzy
Tak reklamuje tę powieść The New York Times. Z początku byłam sceptyczna. No dobra, kucharze często wydają własne książki, ale niekoniecznie powieści. Śródziemnomorskie lato
rzeczywiście jest pełne opisów jedzenia: poczynając od wypraw na targi
po niezbędne składniki, przez opisy gotowania, podawania potraw, a
skończywszy na przepisach, umieszczonych na końcu książki. Widać, że
autor zna się na rzeczy, bo czytając to aż ślinka cieknie do ust, chce
się pobiec do kuchni i przyrządzić jakąś sałatkę alla caprese lub
spaghetti z krewetkami i sosem pomidorowym ;) Niewątpliwie lektura Śródziemnomorskiego lata
będzie najciekawsza dla osób, które lubią pichcić. W gotowaniu Shalleck
na pewno jest artystą, lecz reszta książki – opisy żeglowania,
zwiedzanych miasteczek – pozostaje na raczej
rzemieślniczym poziomie. Styl powieści jest prosty, próżno szukać tu
poetyckich porównań czy wyrafinowanych opisów – Shalleck opisuje rzeczy
takimi, jakimi są. Za to rzetelnie, prawdziwie. Brakowało mi w tym
trochę luzu, odrobinę poczucia humoru, jakiejś anegdoty... Nie
znajdziemy tu też akcji sensu stricte, żadnych zwariowanych przygód.
Autor to solidny człowiek, wyznający zasadę najpierw obowiązek, potem
przyjemność. Pobyt na jachcie był dla niego przede wszystkim pracą,
pracą i jeszcze raz pracą, przepustką do dalszej kariery – stąd nie do
końca zgadzam się z cytowaną wyżej entuzjastyczną opinią, że ta powieść
to opis wakacji. Momentami pojawiały się w książce dość sztywne
formułowania, które przyprawiały mnie o niemiły dreszczyk, bo kojarzyły
mi się raczej z obozem wojskowym, niż z wakacjami, np. odpowiedzialność,
etyka pracy, dyscyplina... Książka dużo by też zyskała, gdyby pojawiły
się w niej zdjęcia tych pięknych, przecież, miejsc nad Morzem
Śródziemnym.
Mimo
tych niedociągnięć, nad którymi rozpisałam się może niepotrzebnie zbyt
rozwlekle, lektura rzeczywiście mnie wciągnęła, wprawiając w iście
wakacyjny nastrój. Bo cóż może być bardziej wakacyjnego niż żeglowanie
po Morzu Śródziemnym? To nawet lepsze niż wszystkie książki o Toskanii
razem wzięte.
Jak wspaniale byłoby przylecieć do Portofino prywatnym helikopterem. Żeglować na tradycyjnym jachcie. Popływać w spokojnej zatoczce w przepięknym otoczeniu. Smakować starannie przygotowany lunch złożony z chrupiących smażonych bianchetti, sezonowych jarzyn prosto z targu, świeżych owoców i do tego białego burgunda, a zakończyć go drzemką lub leniwą pogawędką z przyjaciółmi na pokładzie.
Mniam!
Bardzo letnia lektura – polecam ją jeśli ktoś chce się odstresować i
pomarzyć o bieli żagli na błękitnym, roziskrzonym morzu, malowniczych
włoskich miasteczkach i pysznym jedzeniu. Poproszę więcej takich
książek!
David Shalleck, Erol Munuz, Śródziemnomorskie lato, Wyd. Literackie, 2012
Komentarze
Prześlij komentarz