Krzyż nie trafia do tych, co mają słabe plecy

Malta była kolejną już siedzibą zakonu rycerskiego joannitów. Wypędzani kolejno z Jerozolimy, Cypru i Rodos, osiedlili się na tej skalistej wyspie w 1522 roku. I oto, po zaledwie 40 latach, znowu stanęli przed tym samym problemem. Sulejman Wielki znowu skierował swoje wojska na ich siedzibę, pragnąć zagarnąć ją dla siebie. Rozpoczęło się oblężenie, z którego pozornie zakon nie miał szans wyjść zwycięsko, wobec przytłaczającej przewagi Turków i niewielkiej pomocy ze strony skłóconego chrześcijańskiego świata. 

Wydarzenia te wydają się świetnym materiałem na powieść. Heroizm, poświęcenie, wiara w jedynego Boga - choć dla każdej ze stron innego, walka do ostatniej kropli krwi. Obroną dowodzi legendarny wielki mistrz joannitów la Valette. Religia to drugie imię zakonu. Do tego autor wplata do książki nieodzowny wątek obyczajowo-miłosny. Dotykamy więc w Religii spraw fundamentalnych: życia i śmierci, wiary w Boga oraz miłości. To nie może się nie udać.

Lepiej jest mieć mędrca za wroga, niż głupca za przyjaciela

Ta powieść MOŻE się podobać. Może się podobać kwiecisty styl autora, wyszukane metafory i filozoficzne rozważania bohaterów. Mogą się podobać rozbudowane opisy walk oraz dylematy przed jakimi stawiani są bohaterowie, mające charakter ostatecznych. Tim Willocks wyraźnie celuje tu w stworzenie pozycji monumentalnej, wzorowanej na dawnych poematach epickich. Może nawet Iliady czy Pieśni o Rolandzie. I właśnie dlatego Religia trąci mi jakimś fałszem, czymś sztucznym, bo dziś się już tak nie pisze. Miałam wrażenie, że autor na siłę ubarwia swój styl, używa zbyt wielu pretensjonalnych porównań, epitetów i wszelkiego rodzaju figur stylistycznych i dzieje się to kosztem treści powieści. Na siedmiuset stronach niewiele się bowiem wydarza - całą fabułę Religii mogłabym streścić w jednym zdaniu: Turcy atakują, joannici się bronią, a dzielny rycerz ratuje z opresji swoją panią i jej dziecko zrodzone z nieprawego łoża. Nie ma tu w zasadzie ciekawych zwrotów akcji, napięcie zasadza się na kolejnych scenach batalistycznych, które są może efektowne, ale jak dla mnie zbyt brutalne. Występuje tutaj dziwny kontrast między romantycznym językiem, użytym w powieści, a tym, co chce nam opowiedzieć pisarz. Willocks epatuje naturalistycznymi opisami wszelkich możliwych okropności - brodzimy w krwi, pocie, brudzie, ekskrementach - jest tego za dużo, jak na mój gust, a w dodatku niewiele wnosi to do treści, poza tym, że wiemy, jak straszliwie wyglądać musiały walki oraz ich pokłosie. To, co się natomiast pisarzowi udało - bo tu subtelności językowe są potrzebne - to opisy zbliżeń miłosnych.

Podobać się mogą w Religii również dialogi pełne ciętych ripost oraz spostrzeżeń tyczących się natury ludzkiej. Obie strony walczą w imię religii, ale czy aby na pewno? Czy ich powołaniem nie jest wojna? Czyż wojna nie jest tym, co napędza dzieje świata? Dowodzi to na pewno inteligencji pisarza i niebagatelnego talentu pisarskiego, tyle że w ustach bohaterów takie pseudofilozoficzne rozważania nie brzmią wiarygodnie. Żołnierze i awanturnicy wykazują się elokwencją godną uczonych i poetów?

Tylko głupiec pozwala sobie na wrogów, z którymi nie może walczyć

Brakowało mi w tej książce szerszego tła historycznego - ukazania skłóconej Europy i rosnącej potęgi Ordy Osmańskiej. Miałam także nadzieję dowiedzieć się czegoś więcej o zakonie joannitów - bratnim zakonie templariuszy - świetnych rycerzach, ale także szpitalnikach - o ich regule, działalności i historii. Tymczasem Religia w ogóle tych tematów nie porusza, autora bardziej interesują świeccy bohaterowie. Ci jednak nie trafili do mojego serca. Życzyłabym sobie lepiej poznać dzielnego Matthiasa Tannhäusera, który część życia spędził wśród tureckich janczarów - niestety autor ledwie wspomina o burzliwej przeszłości żołnierza. Również starcie Tannhäusera z demonicznym inkwizytorem jest wątkiem, którego potencjał został ledwie muśnięty.
Carla pojęła, że Tannhäuser zamierza zamordować księdza z krwią tak zimną, że być może wprost zastygłą w jego żyłach. (...) Wiedziała, że ma przed sobą zabójcę spod najciemniejszej gwiazdy, który mimo swej wielkiej inteligencji i równie wielkiego serca nie jest pozbawiony równie wielkiego defektu: w jego sumieniu zieje gigantyczna dziura. 
Powieść, osnuta na podstawie dramatycznych XVI-wiecznych wydarzeń na Malcie mnie rozczarowała. A wiecie przecież, jak lubię powieści historyczne. Książka Tima Willocksa obfituje w niezwykle plastyczne opisy, idealne pod ekranizację. Niektóre fragmenty są naprawdę piękne, lecz autor zdecydowanie przesadził z ilością słów. Większość treści to lity tekst, dialogów jest mało, a całość jest przestylizowana. Religia przypomina mi wyszukane danie kuchni fusion, którym nie można się najeść, a jej czytanie było dla mnie ciężką pracą, a nie przyjemnością, gdyż musiałam przebijać się przez zastraszającą ilość ozdobników, by wyłuskać sedno sprawy. Chyba powinnam Religię zaliczyć do książek, za których doczytanie podziwiam samą siebie ;)

Brutalność, wojna, trochę seksu, trochę filozofii - tak, myślę, że to się może podobać szczególnie Panom - to taka lektura celująca w męskie gusta. W moje nie. Bardziej cenię sobie siłę umysłu, niż siłę fizyczną i awanturnictwo, na które postawił Willocks. 

Tim Willocks, Religia, Wyd. Rebis, 2014 (str. 752) 

Książka zgłoszona do wyzwania Czytam opasłe tomiska 

Komentarze

  1. Podziwiam, ze dobrnęlas do konca. Ja jakis czas temu porzucilam ksiązkę po przeczytaniu jakis 25% (ebook). 752 strony takiej sieczki- niesamowite samozaparcie! Gratuluję silnej woli.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Szczesliwi ludzie pija kawe i czytaja ksiazki" - taki jest chyba tytul tego "arcydziela" literatury francuskiej, ktory to przy okazji goraco polecam wielbicielom szmiry. Nie bylam w stanie przez to przebrnac, wiec po prostu porzucilam lekture.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później