Zabójcy bażantów
Po
kilku nieudanych spotkaniach z Ake Edwardsonem i Arne Dahlem, wreszcie
skandynawski kryminał, który mi się spodobał! Myślałam, że Zabójcy bażantów
to książka z polityką w tle, ale okazało się, że nic podobnego. Nie ma
tu też żadnych „wątków społecznych”, tak często występujących w
kryminałach nordyckich. To po prostu kawał porządnego kryminału, który
się pochłania, nie mogąc się odeń oderwać.
W Zabójcach bażantów
brak jest klasycznej intrygi: kto zabił – to wiadomo już od początku.
Kwestia więc potwierdzenia podejrzeń i złapania morderców. Wcale nie
zmniejsza to napięcia powieści. Departament Q śledzi grupę bogatych i
wpływowych ludzi, znajdujących się na tzw. szczycie drabiny społecznej.
Kolejno odkrywane są karty zagadkowych zbrodni popełnianych na
przestrzeni ostatnich 20 lat. Akcja toczy się bardzo szybko, bez żadnego
filozofowania, ani zbędnych wątków. I nawet żadnych zebrań, tak
charakterystycznych dla Skandynawów! Podkomisarz Morck po prostu działa,
a pomaga mu nieco dziwny asystent arabskiego pochodzenia. Momentami
oprócz tego, że jest strasznie, jest też zabawnie...I ten zapierający
dech w piersiach finał! A strasznie jest, bo znowu poraziła mnie ilość
zła, jaką człowiek może wyrządzić drugiemu człowiekowi. I nie chodzi
tylko o zło czające się w umysłach psychopatów, ale o to zło, które
spotyka nas od osób pozornie normalnych. W dodatku bliskich, tych,
którym ufamy. Zło przybierające postać chociażby obojętności na czyjeś
cierpienie. Kimmi, jedna z centralnych postaci powieści, choć też
przecież wyrządzająca zło, przede wszystkim jest ofiarą. Ofiarą, a
zarazem Nemezis.
Do
myślenia daje fakt, że bezwzględnymi zbrodniarzami są tu ludzie bogaci,
ustosunkowani. Czują się zupełnie bezkarni, ponieważ wydaje im się, że
pieniądze załatwiają wszystko. Że wszystko można kupić. Kwestia
zdobywania pieniędzy, która zajmuje większość rodzaju ludzkiego, nie
jest już ich problemem. Oni są ponadto, więc szukają zaspokojenia gdzieś
indziej. Poza tym czują się lepsi od innych ludzi, myślą że bogactwo
daje im prawo do ich poniżania. Z takiego myślenia rodzą się najgorsze
zwyrodnienia. Autentycznym przykładem takiego postępowania była rodzina
Onassisów: bajeczne bogactwo i zepsucie do szpiku kości. Problem pojawia
się, kiedy i społeczeństwo traktuje takich ludzi jak stojących ponad
prawem: jest sławny i bogaty – ale czy to automatycznie znaczy, że nie
mógł popełnić niczego złego? A ty, co być zrobił/zrobiła, gdyby cię
skrzywdzono, pobito, a potem oferowano grube pieniądze za milczenie?
Milczałbyś, czy szukałbyś sprawiedliwości?
Nie lubię czytać serii kryminalnych od środka, a tu okazało się, że Zabójcy bażantów to druga część serii – ale już dopadłam Kobietę w klatce.
Pewnie dowiem się z niej o co chodzi z tym dziwacznym Assadem ;) I
dopisuję Adlera-Olsona do ulubionych pisarzy skandynawskich.
Jussi Adler-Olson, Zabójcy bażantów, Wyd. słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2011
Komentarze
Prześlij komentarz