Bóg. Życie i twórczość

To chyba odpowiednia lektura na czas świąt Wielkiejnocy...

Trochę mi głupio, kiedy Szymona Hołownię gros ludzi w tym kraju kojarzy tylko i wyłącznie jako prowadzącego Mam talent i w związku z tym zastanawia się, co mu strzeliło do głowy napisać książkę o Bogu.

Szymon Hołownia mnie kojarzy się przede wszystkim z żarliwym katolikiem. Jest zdecydowanie człowiekiem religijnym, posiada wiedzę w temacie i co ważne, nie traktuje swojej wiary w sposób sztampowy, dogmatyczny. Mogłam się o tym przekonać, czytając poprzednie jego publikacje. Nie ze wszystkim co pisze się zgadzam, ale szanuję go właśnie za wiedzę i za to, że trudne tematy potrafi tłumaczyć cierpliwie i stosunkowo prostym językiem. Dlatego byłam ciekawa jak poradził sobie publicysta z „biografią Boga”. Od razu miałam też skojarzenia z inną książką – Bóg. Biografia – Jacka Milesa (polecam!)

Trudno mi oceniać tę książkę, ponieważ, inaczej niż zazwyczaj, nie chcę, aby na tę ocenę wpływały moje osobiste przekonania. To jest książka zdecydowanie skierowana do osób wierzących, do chrześcijan. Autor nie zamierza przekonywać niedowiarków o istnieniu Boga, ani odpierać różnych teorii racjonalizujących wydarzenia biblijne, choć wyraźnie się z teorii takowych podśmiewuje. Hołownia przeprowadza czytelnika przez stworzenie świata, Stary Testament, przyjście Jezusa, powstanie islamu, a kończy refleksjami natury ogólnej dotyczącymi m.in. czytania Biblii. Stąd ja nazwałabym bardziej tę książkę krótką historią chrześcijaństwa, niż biografią Boga. Autor pokazuje „kluczowe” momenty w rozwoju chrześcijaństwa, dziwi się, stawia pytania, ale mam wrażenie, że ślizga się po powierzchni, a ostateczną odpowiedzią jest zawsze stwierdzenie, że człowiek nie jest w stanie ogarnąć Boga. „Doświadczyć nie znaczy zrozumieć”, „tajemnica dlatego jest tajemnicą, że niczego zrozumieć się nie da”. Hołownia pozostaje wobec Boga na klęczkach, jego książka to raczej modlitwa, świadectwo wiary, a nie próba opisania Boga. Trudno się z tym nie zgodzić, trudno nie szanować pokory, jednak niedosyt pozostaje. Nie żebym chciała poznać boskie tajemnice, ale można oddzielić to, co boskie, od tego co ludzkie. Przypomina mi się wspomniany Jack Miles i to, jak ciekawie przedstawił „rozwój osobowości” starotestamentowego Boga – zdecydowanie wolę takie podejście do sprawy, niż stwierdzenie „wiem, że nic nie wiem”.  

Bóg. Życie i twórczość jest jak kazanie: czytamy i w zasadzie nie mamy wiele do powiedzenia, polemizowania, częściowo dlatego, że przytłacza nas arbitralność sądów, niespodziewane przeskoki myślowe i nieco zbyt udziwniony język. Z jednej strony kolokwializmy, z drugiej trudne pojęcia, jak hipostaza, czy koincydencja. Nie jest to łatwa lektura, jest tutaj sporo filozofii, teologii, metafizyki, trochę miałam wrażenie, że jest to przerost formy nad treścią.

Moje ogólne wrażenie z lektury podsumowałabym jako lekkie rozczarowanie. Poprzednie książki Szymona Hołowni bardziej mi się podobały i utkwiły w pamięci. Nie było w nich takiego patosu, takiego „zakręcenia”, dotyczyły może bardziej „przyziemnych” spraw, ale za to potraktowanych bardziej dogłębnie i …. z większą życzliwością w stosunku do czytelnika.

Moja ocena: 4/6

Szymon Hołownia, Bóg. Życie i twórczość, Wyd. Znak, Kraków 2010


Komentarze

instagram @dzienpozniej

Copyright © Dzień później