Korporacja Everest
Dawniej szczyt świata zdobywali wybrańcy, herosi cechujący się odwagą i wytrzymałością, wchodzący na górę mozolnie, ryzykując własnym życiem, odpowiadający tylko za siebie, względnie za kolegę z wyprawy. Większość z nas, obserwujących te zmagania z boku, zadawało sobie pytanie “po co”. Dziś każdy może spróbować, nawet ktoś nieszczególnie wysportowany, a nawet osoba niepełnosprawna, oddając się pod opiekę przewodników, o ile tylko dysponuje odpowiednią kwotą pieniędzy. Nic dziwnego, że himalaiści ze starszych pokoleń mogą czuć rozgoryczenie, że ich dokonania są rozmieniane na drobne. Cockrell cytuje m.in. Edmunda Hillary’ego, Yvonna Choinarda (przypomnijmy - założyciela firmy outdoorowej Patagonia, też wspinacza), czy właśnie Krakauera, uważających że dzisiejszy himalaizm trudno nazwać prawdziwą wspinaczką, a Mount Everest został sprofanowany przez tłumy ludzi, które dziś stają na jego szczycie.
W latach 60-tych sądziliśmy, że Everest to dla alpinistów prawdziwy sprawdzian umiejętności (...) Dawniej trzeba było znaleźć w sobie siłę, żeby to zrobić. Gdy zaczęli tam wchodzić ludzie z zerowym doświadczeniem, to my wszyscy, wspinacze, dla których to była jakaś miara, a może nawet źródło poczucia własnej wartości, musieliśmy się zastanowić, czy nie daliśmy się porwać złudzeniu. trudno nie zadać sobie pytania, czy zdobycie Everestu to w ogóle jest szczególne osiągnięcie.
- Liczba osób mieszkających w dwóch bazach głównych pod Everestem: 600
- Liczba podchodzących na szczyt oraz tych, którzy go zdobyli: 276/73
- Średni koszt wspinaczki jednej osoby od łatwiejszej, nepalskiej strony: 50 tys. $
- Średni koszt wspinaczki jednej osoby od strony tybetańskiej: 20 tys. $
- Roczny dochód na głowę w Tybecie: 300 $
- Średnia liczba minut spędzonych na szczycie: 24
Wysyłasz ekipę od 7-miu do 10-ciu Szerpów, żeby zaporęczowali trasę od bazy głównej do szczytu. Przy okazji wydeptują oni szlak. Zakładają obozy, zostawiają w nich zapasy tlenu, prowiant i paliwo, potem schodzą na dół. Klienci przybywają do bazy, często helikopterem (...). Następnie bierze się grupę nowych, wypoczętych Szerpów do poprowadzenia właściwej ekspedycji, a klientom zaczyna podawać się duże ilości tlenu już na stosunkowo niewielkich wysokościach.
W tej historii było coś dziwnego i tragicznego zarazem (...) gdy już poświęciłem jej sporo czasu (...) zacząłem ją postrzegać jako opowieść o ludzkiej pysze. Nie byłem przekonany, że taką właśnie historię wszyscy chcą oglądać. Wydawało mi się to problemem nie do przeskoczenia, nie mogłem znaleźć sposobu, żeby jakoś uniknąć tematu pychy. Miałem poczucie, że będziemy wciąż postrzegać bohaterów tej historii w dość szczególnym świetle. (...) Nie potrafiłem znaleźć sposobu pokazania tego wszystkiego w filmie, żeby nie wyszedł przekaz typu “No to mają za swoje”. Nie byłaby to historia o bohaterstwie, tylko o grupie ludzi, którzy w ogóle nie powinni się tam znaleźć.
Nigdy nie przepadałem za koncepcją tych wszystkich “pierwszych wejść” typu “pierwszy niebieskooki dentysta” i tak dalej - mówi, deklarując zarazem, że zamierza już zawsze trzymać się ścisłej alpinistycznej definicji “pierwszego wejścia”, obejmującej tylko jedną kategorię: pierwszego człowieka. To wszystko kwestia ego. Ludzie chcą się łudzić, że dokonali czegoś większego, niż w rzeczywistości.
Podobały mi się w Korporacji Everest refleksje na temat sensu
wspinania, bicia rekordów i potrzeby bycia bohaterem, nie będące
powtórzeniem oklepanych już fraz o tym, że “bo jest”. Stawiana jest tu
teza, że wspinaczka to rodzaj gry**, więc
Im mniej ryzykowne podejście, tym więcej zasad wymyślają wspinacze, żeby mieć poczucie, że coś osiągnęli. Wprowadzają utrudnienia - takie jak wejście na szczyt bardziej wymagająca trasą lub ukończenie trzydniowej wspinaczki w jeden dzień - aby zapewnić sobie poważniejsze wyzwanie i zwiększyć niepewność sukcesu.
W przypadku wejścia na Mount Everest sukcesem jest samo przetrwanie, więc
kiedyś wydawało się, że nie potrzeba do tego dokładać dodatkowych
utrudnień. Kiedyś. Jednak dziś, gdy innowacje technologiczne pozwalają
na łatwe zdobycie prawie każdego szczytu, zwycięstwo stało się jedynie
pozbawionym znaczenia wyczynem technicznym. I dlatego też wielu ludziom
to już nie wystarcza. To tłumaczy to ciągłe przesuwanie granic niemożliwego***. Współcześni wspinacze czują, że muszą szukać coraz to
nowych wyzwań, podnosić coraz bardziej poprzeczkę, skoro wszystkie góry
zostały już zdobyte i to wielokrotnie, większość tras przechodzonych;
trudno dziś zyskać miano “pierwszego/pierwszej” w czymkolwiek, więc co
można jeszcze wymyślić, żeby jakoś się wyróżnić? Bije się więc kolejne
rekordy (Kukuczce zdobycie Korony Ziemi zajęło kilka lat, a dziś rekord
to 3 miesiące!), zjeżdża z ośmiotysięczników na nartach, wymyśla coraz bardziej
ekstremalne wyzwania, a wiek najmłodszego zdobywcy ciągle się obniża…Co
dalej? Tyczy się to zresztą nie tylko
wspinaczki górskiej, ale wszelkich aktywności, gdzie już nie wystarczy
gdzieś po prostu być, czy wejść i cieszyć się tym, ale trzeba realizować kolejne
challenge (oczywiście relacjonowane w mediach społecznościowych). Ale może jednak tych, którzy mają w sobie na tyle ambicji, by porywać się na wysokogórską wyprawę, trzeba podziwiać, niezależnie od tego, na ile jest to dziś łatwiejsze, niż kiedyś? Na pewno w efekcie trzeba zmienić sposób myślenia o himalaizmie, skoro
(...) aktywność, która dawniej zdawała się realizacją niezrozumiałych ambicji prowadzącą do niemal pewnej śmierci, obecnie przypomina bardziej wyścigi thriatlonowe Ironman. Może nie jest to sport dla każdego i wiele osób nie dałoby sobie rady, ale jednak stał się zaskakująco łatwo dostępny dla setek mężczyzn i kobiet z całego świata, którzy chętnie podejmują ambitne wyzwania i tak długo dążą do celu, aż osiągną sukces.
Korporacja Everest to ciekawe spojrzenie na współczesny himalaizm, uaktualnienie przestarzałych już poglądów na zdobywanie tych gór, które się zmieniły - czy to nam się podoba, czy nie. U nas nadal ma się dobrze wizerunek himalaisty-wojownika-masochisty, samodzielnie przecierającego szlaki, nie korzystającego nawet z pomocy Sherpów. Rzeczywistość w Himalajach wygląda już jednak zgoła inaczej. Jak sam tytuł wskazuje nie jest to stricte reportaż o wspinaczce wysokogórskiej, a raczej o wszystkim, co dzieje się dookoła tego, ze szczególnym uwzględnieniem biznesu, jaki wyrósł na tym gruncie. To widać szczególnie w końcowych rozdziałach, w których roi się od biznesowych terminów i nazw różnych firm. Może nie jest to tak porywające jak Wszystko za Everest, nie szukajcie też w tej książce odpowiedzi na pytanie “na czym polega fenomen gór” (są o tym lepsze książki, ale tak naprawdę trzeba doświadczyć tego samemu), bardziej natomiast na czym polega współczesny pęd do monetyzowania wszystkiego oraz narcystycznego szukania mocnych wrażeń. Pokazuje ona dobitnie zderzenie starego z nowym i pozostawia do oceny czytelnikom, którą wersję wolą.
Gatunek: reportaż
*ostatecznie film ten powstał w 2015 roku, w rolach głównych Josh Brolin i Jake Gyllenhal
**Lito Tejada-Flores “W co grają wspinacze”
***na ten temat pisał już w 1968r. Reinhold Messner w eseju Ditettisima - zabijanie niemożliwego, w którym potępiał nowy wspinaczkowy trend, polegający na maksymalnym uproszczeniu sobie trasy, zdobywanie jest niemal siłowo - od czego potem zaczęto odchodzić, na rzecz stylu klasycznego, czy alpejskiego. W kontekście “gry” to wygląda jak właśnie dokładanie sobie utrudnień, by uatrakcyjnić grę.
Komentarze
Prześlij komentarz